poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 4.5

  Wróciliśmy do ośrodka. Mimo iż byliśmy w środku ledwie było czuć różnicę, temperatura była niemal identyczna do tej na zewnątrz. Wcisnąłem nos pod bluzę. McCoin kazała nam tu zaczekać. Nie wiem co wymyśliła, ale byłbym wdzięczny gdyby dała nam wolne popołudnie. Uśmiechnięta od ucha do ucha nauczycielka pozwoliła nam wreszcie pójść na obiad. Niestety oznajmiła też iż zaraz po nim jedziemy do jakichś źródeł. W Wofkloy były chyba dwa takie. Cudnie, ciekawe czy chodzi jej o te gorące źródła czy może tez o te z których wypływa rzeka. Oby o te pierwsze. Każdy chyba ma już dość tutejszego chłodu.
Zorientowałem się, że Clay nam gdzieś wsiąkł. Taiga powiedziała, że poszedł coś sprawdzić.
Ciekawe co... no cóż, nie będę się mieszał. Usiedliśmy przy naszym stoliku. Ras po raz trzeci dzisiejszego dnia zaczął smęcić o tym, że chce już wracać do domu. Płyta mu się zacięła, czy co? Pokręciłem głową i spuściłem wzrok na talerz. Wtedy ktoś się dosiadł. Wiedziałem, że to Clay. Podniosłem ciut wzrok i zobaczyłem znienawidzone rude loki. Przyszła z Clay'em. Rozmawiali... to dziwne bo Clay był najbardziej za tym, aby ją olać.
- Co ty tu robisz? - warknąłem w stronę Aliessy
- Siedzę - odpowiedziała spokojnie.
- Clay, co ona tu robi? - spojrzałem wyczekująco na przyjaciela.
- Siedzi - wzruszył obojętnie ramionami.
Zgrzytnąłem zębami. Nie wiem czemu, ale z deka mnie wkurzył. W ogóle go nie rozumiem, najpierw mówi że nie chce jej znać a teraz co? Bez sensu.
Siedziałem obojętnie, gapiąc się w ścianę. Czas jakoś mi zleciał, nie wiem kiedy Coin weszła do jadalni i kazała nam się zbierać. Westchnąłem. Nie miałem ochoty iść. Nie tylko ja, wszyscy się ociągali. Ta wycieczka okazała się wielkim niewypałem. Gorszej chyba jeszcze nie mieliśmy i oby nie było takiej.
Zebraliśmy się w holu. McCoin przeliczyła nas po czym pozwoliła wsiąść do autokaru. Usiadłem tam gdzie poprzednio. Na końcu,  obok Spectry. 
Westchnąłem i przymknąłem na chwilę oczy. Chciałem aby to się w końcu skończyło... przez chwilę chciałem się zdrzemnąć, ale gdy tylko spróbowałem moje rany zaczęły pulsować... miałem wrażenie jakby coś ponownie wbijało w nie pazury. Nieprzyjemne uczucie.
Po około pół godzinnej jeździe dojechaliśmy do jakiegoś... lasu? Zapewne tam będą te źródła... gorzej chyba być nie może...
Wysiedliśmy z autokaru... z tego cudownie ciepłego autokaru... na zewnątrz było cholernie zimno, aż wymarzyła mi się kurtka, której niestety nie miałem nawet w torbie. Genialny jestem, wyjeżdżać w takie miejsce, bez kurtki. Idiota. Westchnąłem przeciągle po czym poszedłem za resztą grupy w głąb lasu, tego wstrętnego ciemnego, zimnego lasu. W ogóle mi się to nie widziało. Zaśmiałem się, ostatnio dość często marudzę. Najwidoczniej tak działa na mnie to dziwne miasto.
Wtedy ciszę lasu rozdarło wycie, tak przenikliwe... to nie możliwe... ono jest tak podobne do wycia tej kreatury ze snu... przeszły mnie ciarki, poczułem przenikliwszy chłód od tego jaki panował naprawdę. Rozejrzałem się poszukując Spectry lub Rassel'a... najdziwniejsze jest to, że nikogo nie znalazłem... dosłownie nikogo... stałem zupełnie sam, w tym ciemnym lesie... i znowu to wycie... nie widząc co robić postanowiłem, że zacznę biec... przed siebie byle by dalej od tego miejsca...
 Wtedy napotkałem drobna przeszkodę... jakby niewidoczną barierę... i nagle skowyt... kiedy się odwróciłem, ujrzałem tę kreaturę... szczerzyła się ukazując te swoje paskudne zębiska... poczułem ucisk na ranach które poprzednio mi zadała, ból był tak potworny...
Padłem na kolana przyciskając ręce do piersi, zaciskając zęby spojrzałem na tę paskudna istotę która powoli się do mnie zbliżała...
- Ash! - odbiło się echem. Rozejrzałem się, ale nikogo nie zobaczyłem.
- Ash! - ten głos... dlaczego on jest podobny do głosu Aliessy!?
- Ash, idioto! - poczułem coś jakby uderzenie w policzek po czym gwałtownie otworzyłem oczy.
To był sen!? Nie mogłem w to uwierzyć... Aliessa pochylała się nade mną i przyglądała mi się. Wyglądała na przestraszoną.
- Nie strasz mnie tak pacanie! - warknęła mając łzy w oczach.
- Co się stało... - szepnąłem.

-----------------------------------------------------------
Nie ma to jak wrócić po roku xd piękne xd
Może będę pisać, może nie :3 się zobaczy ^-^

czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdiał 4.4

  Aleissa zaczynała powoli wszystkich denerwować. Rozumiem ich, mnie też wkurza. Jakby nie mogła zająć się sobą tylko usilnie stara się zwrócić na siebie naszą uwagę.
- Dobra... zamierzamy tak łazić bez celu czy może coś nie wiem... zwiedzimy, porobimy? - zaczął marudzić Ras.
 -Jak tak bardzo ci się nudzi to sam coś wymysł, a nie nas pytasz - mruknąłem kręcąc głową. Czasem mnie wkurzał.
Rassellwwestchnął i zaczął się rozglądać. Przestałem zwracać uwagę na wszystkich, odciąłem się od świata realnego aby pomyśleć o ostatnich wydarzeniach. Wiem, że robię to co pięć sekund, ale nie mogę w tym wszystkim znaleźć spójności. To nie ma sensu. Gdyby nie ta ruda idiota. Gdyby się nie pojawiła w naszym życiu... wszystko byłoby dobrze. Tak myślę. Byłoby jak dawniej. Ma to swoje minusy, ale plusy także i mam wrażenie że przeważają. Ale... po chwili zastanowienia... już sam nie wiem. Czemu to wszystko jest takie zagmatwane...? Czemu to nas spotyka?
 -ASH!! -ktoś wrzasnął mi do ucha i dopiero wtedy odzyskałem kontakt ze światem. - Co się z tobą dzieje? - Spectra pokręciła głową i poszła przodem.
 Reszta przyglądała mi się chwile. Nic nie rozumiem. Coś mnie ominęło? Najwidoczniej tak... ciekawe tylko co.
- Ras pytał czy zgadzasz się abyśmy poszli do jakiejś kawiarni bo wieje tu nudą. - olśniła mnie po chwili Spectra.
- Okey -mruknąłem
 Blondynka się rozpogodziła i poszliśmy w kierunku kawiarni którą widzieliśmy po drodze. Westchnąłem. Jak to jest, że tak łatwo trace kontakt z rzeczywistością? Muszę coś z tym zrobić. Chociaż postarać się wrócić do normalności. Inaczej wszyscy pomyślą że zwariowałem. Sam zaczynam w to powoli wierzyć... te sny.. i w ogóle... to wykracza po za normę. Potarłem lekko dłonią nadgarstek. Wolę nie myśleć jak to możliwe, że ta kreatura ze snu mnie zraniła. Szedłem na końcu grupy, choć nie do końca... za mną wlokła się Aliessa. Warknąłem pod nosem. Wszystko to jej wina. Stanąłem i odwróciłem się do niej
 - Weź się odczep - mruknąłem i spojrzałem jej prosto w oczy.
 - Nie -szepnęła. Nie patrzyła mi w oczy. Wzrok miała wbity w ziemię.
 - Może nie wyraziłem się jasno, masz się od nas odczepić, jasne!? - nie wytrzymałem. Czy do niej nic nie dociera?
 - Nie... - powtórzyła ciut głośniej i nieco podniosła wzrok.
 - No to inaczej - wycedziłem. Sam nie wiem czemu, ale byłem cholernie wściekły. - Spierdalaj!
  - Ash - ktoś złapał mnie za ramię.
 Odwróciłem się gwałtownie... i jakoś złagodniałem widząc Taigę. Westchnąłem. Nie wiem co mnie napadło. Muszę się uspokoić... ale to nie takie proste. Świadomość iż ona za nami idzie doprowadzała mnie do białej gorączki. Miałem ochotę aby zniknęła... nie... miałam ochotę ją zabić. To przez nią to wszystko. Tak byłoby łatwiej. Głupi... mogłem się w to nie wplątywać. To wszystko śmierdziało już wtedy gdy zaczęła gadać te głupoty. Czas zmądrzeć.
 Szliśmy do kawiarni. Dopiero gdy wchodzilismy zorientowałem się, że Aliessy nie ma. Odetchnąłem z ulgą. Choć ten problem mam z głowy. Choć tyle. Usiedliśmy przy pustym stoliku. Rozejrzałem się. Całkiem tu przytulnie. Ściany koloru ciepłego pamarańczu, kilka stolików. Ogólnie wydalony się, że jest ciasno, ale to dzięki temu jest tu przytul nie. Lubię małe ciepłe pomieszczenia. Dlatego nie lubię swojego domu. Nie lidze swojego pokoju, który specjalnie urządziłem tak, że wydaje się mały.
 Kelnerka podeszła do nas i zebrała zamówienia. Wiedzieliśmy w jakiejś nieprzyjemnej ciszy. Fakt, lubię ciszę, ale tylko w pewnych sytuacjach, lub jak pragnę spokoju, aktualnie nie miałem ochoty na ciszę. Po krótkiej chwili postanowiłem się odezwać. W końcu ktoś musi.
 - Co później robimy...? - rzuciłem od nie chcę nią. Tylko to mi przyszło do głowy.
 - Patrząc na to która godzina - Ras wskazał zegar na ścianie za mną. - Zapewne będziemy wracać do ośrodka - jęknął jakby i lekko walnął głową w stół. - Boże ja chcę do domu!
 - Uspokój sieę Rasselku - uśmiechnęła się Spectra. - Jeszcze tylko... - zamyśliła się. - Jeszcze tylko pięć dni! Przecież już to przerabialiśmy - zaśmiała się.
 - No właśnie, przy śniadaniu - skinął głową Clay. - Masz skleroze, czy co? - uśmiechnął się.
 - Nie, nie zapomniałem... po prostu chcę już do domu... nie podoba mi się tu. W ogóle - dał ostry nacisk na ostatnie słowa.
 - Nie tylko ty masz dość tego miejsca - przypomniałem mu. - No, ale niestety trzeba wytrzymać. Proste? Proste.
 Wszyscy mi przytaknęli. Ras zrobił naburmuszoną minę i usiadł tak aby niemal do każdego z nas być plecami (kuźwa nie umiałam tego określić inaczej... -dop. autora).
Kelnerka w końcu przyniosła nam nasze zamówienie. Kawa. To chyba to czego było mi trzeba. Upiłem drobnego łyka. Jakoś mi się lepiej zrobiło. Nie wiem czemu, ale na prawdę tego mi było trzeba. Może to przez to, że przypomina mi normalność. Chyba tak. Nie mam innego wytłumaczenia. Wiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o wszystkim co nam ślina na język przyniesie.
 - Ej, Ash - ktoś mruknąłem za moimi plecami.
 - Ej to mówi ruski gej - uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak moi przyjaciele parskają śmiechem. Takie głupie coś a sprawia tyle radości.
 - Okey... - przeciągnął dziwnie. Wziął krzeswłko z sąsiedniego stolika i dosiadł się do nas. - Trochę nie ładnie jak na gospodarza, ale okey, nie będę się czepiał.
 - Czego chcesz Marsh? - mruknąłem nie przyjaźnie Ras.
 - Ash, ty masz chody u nauczycieli. Pomógłbyś?
Jaasne... pomyślałem. Marshall to klasowy niedojda, nieuk i osiłek bez mózgu jak mi się wydaje. Zakładami, że chodzi mu o kopie naszego ostatniego sprawdzianu, który oblał. Jak go nie poprawi to nie zda. Szczerze to mam to w dupie. Nie mój interes. Koniec końców sam sobie na to za pracował.
 - Sora Marsh - zerknąłem na zegarek. - Ale śpieszy nam się - skłamałem i zerknąłem porozumiewawczo na resztę.
 Wstałem powoli. Reszta poszła moim przykładem i również w stali. Spectra pobiegła do kasy i zapłaciła za wszystkich po czym szybko się ulotniliśmy.
 - Idiota - mruknąłem Ras. - Ciekawe jestem kiedy się nauczy, że mu nie pomożesz.
 - On jest odporny na wiedzę. Mam wrażenie, że nigdy tego nie ogarnie.
 Doszliśmy do miejsca które wybrała Coin aby się zebrać. Oprócz nas była tam tylko ona. Czekała aż w końcu się zbierzemy. Stanęliśmy pod murem. Westchnąłem.
 - Ciągle wzdychasz, co ci? - Clay szturchnął mnie kulą.
 - To wszystko mnie po prostu męczy - wzruszyłem ramionami dając mu znak aby się nie zagłębiał w temat.
 Powoli ludzie zaczęli się zbierać. Wtedy dostrzegłem Aliessę, w trzy osobowej grupce gotów. Dziwnie wśród nich wyglądała. Ona ubrana w jasne kolory, oni na czarno. Dziwnie. Ciekawiło mnie tylko jak to jest, że oni jej nie odtrącają. Ja z nimi nawet słowa zamienić nie mogę, a ona tak po prostu z nimi chodzi, rozmawia. Coś mi tu śmierdzi... tylko co...?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Zastanawiam się czy ktoś tęsknił lub coś. Widzę, że co kilka dni ktoś zaglądał, ale komentarzy jak zwykle brak. Kit w to. Postanowiłem nieco się wziąć za siebie i jakoś... hm... złapać jakiś rytm. Będę się starała raz w tygodniu coś napisać... mam nadzieję, że ci którzy jeszcze mnie czytają, są zadowoleni z mojego postanowienia

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 4.3

- W zasadzie... - spojrzałem przez okno. - Wofkloy jest przecież chłodnym miastem. Już wczoraj chodziłem w długiej bluzie. Dlaczego teraz miałbym chodzić w koszulce? Jest na tyle zimno, że dzięki temu nikt nie zauważy, że coś mam na nadgarstkach - stwierdziłem - i kostkach - dodałem szybko.
- Racja - przytaknęła mi - dziękować chłodowi miasta...
Zaśmiałem się cicho. Było już dostatecznie wcześnie więc obudziliśmy resztę. Jak zwykle nie wiem czemu wyszykowanie zajęło całe grupie dość sporo czasu. Zawsze tak było na wyjazdach. Na śniadanie doszliśmy spóźnieni jakieś pół godziny. Usiedliśmy przy swoim stoliku
- Ciekawe co na dziś wymyśliła... - mruknął Ras. - Osobiście to jednak wolałbym już wrócić do domu... nie wytrzymam tu tygodnia!
- Nie bój się.. jeszcze tylko pięć dni... nie tydzień - zażartował Clay.
- To nie jest śmieszne!
- Przecież wiem - odparł sucho i stuknął go kulą w nogę.
- Ej! - warknął na niego.
Nie lubię spięć. Zwłaszcza między przyjaciółmi. Stuknąłem lekko pięścią w stół i spojrzałem na nich sucho. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- To tylko pięć dni. Ogarnijcie się. Nie jest tu przyjemnie, zgodzę się. Nawet noce są trudne - podwinąłem rękaw i pokazałem im bandaże.
- Co ci się... - zaczęła Aliessa
- Ciąłeś się? - przerwał jej Ras dając głupie stwierdzenie.
- Idiota, nie! Miałem tylko dziwny sen, w którym mnie zraniono. Okazało się, że rany są nie tylko we śnie, ale i w realu... - spojrzałem ostro na Aliessę - gdyby nie ty... pewnie nic by się nie stało!
- A co ja zrobiłam!?
- Przyszłaś i zaczęłaś z tą głupią zagadką. Idiotka! Nie rozumiesz, że bez sensu jest szukanie tego! Wszystko było dobrze do puki się nie pojawiłaś!
- Ash ma rację - poprał mnie Rassell - puki Cię nie było, wszystko było normalne.
- Ale... gdyby nie ona... mnie by tu nie było... - powiedziała smutno Spectra
- Tego nie żałuję, nie wiem jak reszta, ale ja tego nie żałuję. Fajnie, że jesteś.
- No, zgodzę się - Rassell ją przytulił i poczochrał. - Szkoda tylko, że są to takie a nie inna okoliczności. - spojrzał sucho na Ali.
W jednej chwili wszyscy stali się jej wrogami. Zaskakujące, że tak szybko można wszystko stracić. Pewnie się tego nie spodziewała. Gdyby niczego nie zaczęła... wszystko byłoby dobrze. Po śniadaniu umówiliśmy się z resztą, że kończymy tą durną zabawę w zagadki. Aliessa protestowała, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Wszyscy uważali, że to nie ma sensu, że lepiej będzie to skończyć puki nikomu jeszcze nie stała się większa krzywda. Przypomniało mi się spojrzenie Rori'ego kiedy pierwszy raz była w naszym pokoju. Nie ufał jej od początku. Od początku była jego wrogiem. Nic nie mówił, a szkoda. Gdyby się odezwał nic złego by się nie stało. Miał dobre przeczucie. Ważne, że się obudziliśmy, lepiej późno niż w cale.
Coin ogłosiła, że dziś będziemy łazić po mieście. Wofkloy to niby nic takiego, ale ma pewne ładne miejsca. McCoin powiedziała, że to będzie tak. Dojdziemy do jakiegoś miejsca, my se idziemy hulaj dusza gdzie się komu spodoba i o pewnej godzinie spotkamy się tam znowu. Każdemu odpowiadała ta opcja. Poszliśmy tą samą grupą. Mimo iż, Aliessa ie była wśród nas mile widziana i tak za nami szła. Jak gdyby nigdy nic. Nie rozumiem jej. Jasno daliśmy jej do zrozumienia, że u nas nie znajdzie już niczego. Postanowiliśmy nie zwracać na nią uwagi. Tak jest przecież najlepiej.
----------------------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale jest. To chyba najważniejsze...

czwartek, 9 października 2014

Happy Birthday!

Tak to dzisiejszy dzień... moje urodziny... nie znoszę ich. Nie wiem czemu. Ojciec jak zawsze da mi kupę kasy, na urodziny wpadną moi kumple i jedynie babka, która ledwie się trzyma... mieszka w domu opieki, nie powinna tu przychodzić... czy może? A co mnie to... przychodziła to przychodziła.
Był normalny szkolny piątek. Szedłem akurat do klasy biologicznej, do naszej kochanej McCoin... w sumie nawet już lubiłem swoją wychowawczynię. Nie była taka zła... 
Usiadłem w tej samej ławce co Aliessa. Spectra siedziała w "oślej ławce" na końcu. Żałowałem, że nie siedzi ze mną. Była mi już bardzo bliska... jak siostra... niemal ze mną mieszkała, mój ojciec ją bardzo polubił... eh... postanowiłem, że pogadam o tym kiedyś z Coin.
Zaczęła się lekcja... nie zwracałem uwagi... jak zwykle... Spoglądałem co jakiś czas na Spectrę. Niemal jak zwykle na lekcjach moja uwaga była skupiona wyłącznie na niej.
Mieliśmy chwilowy spokój. Życie wydawało się takie... normalne... zwyczajne... podobało mi się to.
Zawiesiliśmy śledztwo, od czasu gdy dowiedzieliśmy się, że  nie mamy niczego co mogło by nam pomóc odnaleźć osobę którą poszukujemy. Czasem już myślałem, że to bez sensu. Rori szturchnął mnie i uśmiechnął się.
- Ej... robisz imprezę na urodziny?
- Może - uśmiechnąłem się.
Uśmiechnął się. Dobrze mnie znał wiedział, że zrobię tę imprezę. Problem polegał na tym, że to było dziś a ja kompletnie nie wiedziałem kogo mam zaprosić. A jeszcze fakt, że to już dziś... jak ja temu podołam? kiedyś nie obchodziłem urodzin to znajomi zaczęli mnie do tego namawiać.
Lekcja się skończyła, poszedłem spokojnym krokiem do naszej ulubionej sali. Teraz nasze grono się powiększyło. Szkoda, że Daniel chodził do zwykłej szkoły, nie prywatnej... ten fakt najbardziej smucił Rassell'a zwłaszcza, że mieli wspólny język, że tak powiem. Bardzo się zżyli... ( chyba wiadomo co mam na myśli ).
Usiadłem na kolejnej kanapie która pojawiła się w sali ze względu na większe grono. 
Dwie kanapy, trzy fotele... i całkiem nowy układ... ścianka z naszymi pamiątkowymi zdjęciami. Był to pomysł Spectry. Nasze wspólne chwile uwiecznione na zdjęciach na tej oto ścianie.
Rassell od razu podszedł do okna i zaczął przez nie wyglądać i wzdychać co jakiś czas... Rori jak zawsze rozsiadł się na swoim fotelu.
- To o czym to dziś pogadamy? - uśmiechnął się do mnie znacząco.
- Co masz na myśli? - zapytała niepewnie Roxana. była nieśmiała... zawsze pytała wszystkich o wszystko z wielką niepewnością.
- Zapewne ma na myśli urodziny Ash'a - odezwał się Clay rzucając w róg torbę.
- A kiedy to? - zainteresowała się Taiga.
- Dziś - uśmiechnęła się Specra i usiadła koło mnie. 
- Oh... to wszystkiego najlepszego - na twarzy Roxany dostrzegłem mały skromny uśmiech.
- Dzięki... problem polega na tym, że nie wiem kogo zaprosić.. oczywiście, was na pewno zaproszę... i Daniel'a - dodałem po chwili namysłu. Ras odwrócił się i uśmiechnął do mnie.
- Kto to? - zapytała Rox, jedyna go nie znała.
- On - wskazałem na zdjęcie na którym Ras i Daniel robią selfie w Paryżu.
- Poznasz go dziś - oświadczył Rori.
- Kogo jeszcze zaprosić - mruczałem co chwila pod nosem.
- Może po prostu resztę naszej klasy? - zaproponowała dotychczas milcząca Aliessa.
- Niezła myśl - poparł ją Alex.
- Niech będzie... - mruknąłem dość niechętnie.
Głównym powodem było raczej to, że nie przepadam za urodzinami, swoimi i cudzymi również. To nie dla mnie.
Koniec końców nim lekcje się skończyły każdego zaprosiłem do siebie na urodziny. Wszyscy niby się ucieszyli, ale kto wie, co tak naprawdę pomyśleli.
Poprosiłem Spectrę aby w jakiś sposób mi pomogła. Po tym jak przejrzała mój dom, stwierdziła, że moja ogromna i pusta piwnica nada się na imprezę doskonale. Sama ją wystroiła. Ojciec przyjechał późno zostawił co nieco na przekąskę na moje urodziny i pojechał. Nie będzie go kolejny tydzień. Świetnie...
Spectra z niedowierzaniem patrzyła na to, że ojciec przywiózł mi piwo.
- Robi tak od czasu gdy skończyłem piętnaście lat. Powiedział, że on już wtedy okazjonalnie pił, więc czemu ja nie mogę? I tak jest co rok - wzruszyłem ramionami.
Wyłożyłem wszystko na stół. Ktoś zapukał do drzwi. Trzy skromne puknięcie. Ras. Od zawsze tak pukał, taki jakby szyfr abym zawsze wiedział, że to on. Wymyśliliśmy to jak byliśmy bardzo mali, ostało nam tak do dziś. Ciekawe, że zwyczaje sprzed lat potrafią trzymać się człowieka tak długo. To mnie czasem szokuje.
Wszedłem na górę i otworzyłem. Rassell przyszedł razem z Daniel'em. Zaprowadziłem ich do piwnicy, aby poczekali na mnie. Mi zostało się tylko przyszykować. Spectra zrobiła to dużo wcześniej, ja o tym jakoś nie pomyślałem. Była już 19, dano powinienem się przyszykować. Ale jak to ja zawsze myślę o wszystkim później. Nałożyłem to co przygotowałem sobie wczoraj. Tylko o tym mądrze pomyślałem. Ktoś zadzwonił wtedy gdy już kończyłem męczyć się z fryzurą.
Zszedłem dopinając jeszcze koszulę i otworzyłem drzwi. Stałam tam... około połowa klasy? Zaprowadziłem ich do piwnicy. Rozglądali się zaskoczeni po pustej przestrzeni.
- No co? Nigdy piwnicy nie widzieliście? - zaśmiałem się i puściłem byle co z bumboksa. Płytę przyniósł mi Rassell. Były tam dobrze znane utwory jak i kilka stworzonych przez niego. Lubił sobie tworzyć różnego rodzaju muzykę. Siedział przy niej czasem godzinami.
Ludzie gadali ze sobą i chodzili dookoła. Dopiero się wszystko zaczynało. Czekaliśmy na resztę. Niewiele osób. Tylko najbliżsi mi znajomi.
Koś zadzwonił dzwonkiem. Tak robił tylko Rori. Stanąłem przed drzwiami i otworzyłem reszcie mojej paczki.
- No wreszcie! ile to można czekać? - zaśmiałem się.
- Wiesz, najlepsi zawsze przychodzą na końcu! - ze śmiechem wpuściłem ich do środka. Brakowało już tylko Aliessy. Nie chciało mi się szczerze mówiąc czekać na nią. Już miałem zamknąć drzwi, ale zablokowała je nogą.
- Jeszcze ja - uśmiechnęła się blado.
Wpuściłem ją z lekkim uśmiechem i zeszliśmy razem do piwnicy. Wszyscy gadali i był dość spory harmider. Klasa liczyła sobie około 32 osoby. Całkiem sporo. Zwłaszcza, że osobniki z mojej klasy zaprosiły swoich znaj. Tak patrząc było tu około 40 osób. Jak ja to ogarnę? pomyślałem i wmieszałem się w tłum.
- Ras... jak ja to ogarnę? - zapytałem nieco spłoszony swojego przyjaciela.
Mimo wszystko nie przepadałem za tłumami. Nie widać tego po mnie jeśli nie jestem zbytnio przez nich otoczony... a aktualnie ludzie otaczali mnie ze wszystkich strony. Na korytarzu szkolnym, czy w autobusie jest niby gorzej... ale tam się nie denerwuję, ludzie mnie nie płoszą... to nie wiem czemu wydaje mi się czymś innym... gorszym, przerażającym...
- Dasz radę! - uśmiechnął się i stuknął mnie w ramię. - Dałeś radę jak byliśmy w tym dziwnym lesie, dlaczego tym razem ma być inaczej? Z czego pragnę przypomnieć, że w tamtym budynku były jakieś masakryczne potwory, którym dałeś radę. To jest pestka w porównaniu z tamtym. - Niby pocieszające, ale przez niego przypomniały mi się paskudne kreatury. To był jakiś koszmar.
- No dobra... może i masz rację - rozluźniłem się nieco.
Niemal każdy życzył mi sto lat i tak dalej. Ogółem nie przepadałem za tym. W rogu zebrało się ciut prezentów, których i tak pewnie nie użyję. no chyba, że ktoś dał mi książkę, szkicownik lub jakieś cienkopisy. Nie wielu wie co lubię, ale od przyjaciół na pewno coś w tym stylu dostanę. A z resztą, huk mnie to obchodzi. Wisi mi to i powiewa. Rori i Alex wzięli mnie w grupę, aby mnie jakoś rozruszać. Całkiem im to wyszło. Powoli wszelkie wątpliwości odpłynęły i wciągnąłem się w to "przyjątko". Wszyscy zaczęli się rozkręcać. Całkiem mi się to podobało. Nie często zdarza się aby wszystko szło tak jak powinno.
Oparłem się o ścianę. Byłem już nieco zmęczony. Rori zaproponował, że wypijemy se coś, odpoczniemy i może znów se poszalejemy. W zasadzie każdy się godził. Rozejrzałem się. Spectra rozmawiała na uboczu z kilkoma dziewczynami. Wśród nich o dziwo dostrzegłem Aliessę. Nie sądziłem, że się wplącze w towarzystwo. Więc jest dobrze przemkło mi przez myśl.
Wypiliśmy po jednym piwie, śmiejąc się z byle gówna.  Jakoś czas mijał. Wszyscy chichotali, było stosunkowo głośno. Plusem jest mieszkanie w domu jednorodzinnym. Sąsiedzi nie mają co się czepiać i nie przerywają imprezy czy coś.
Nagle zgasło światło. Myślałem, że to korki więc podszedłem do skrzynki, ale wszystko było okej.
- Co do... - przerwał mi jakiś psychiczny śmiech. Odwróciłem się. Było pusto. - Kurwa świetnie! Znowu! Co tym razem!! - byłem już wściekły.
Ilekroć byłem naprawdę szczęśliwy musiały się dziać rzeczy podobne do tej. Nagle robiło się pusto, byłem sam... a później okazywało się, że to sen lub po prostu zemdlałem.
Stałem pod ścianą niewzruszony. Już się nie bałem. Nie miałem czego. Tylko jakiś głupi sen, jakaś głupia wyobraźnia. Nie ma co się bać. To nie jest prawda... fakt... raz takowy sen mnie zranił... do dziś to pamiętam... wyjazd, pierwsza noc... dziwna kreatura, która wbijała mi swoje pazury za każdym razem jak się ruszyłem. Ale od tamtej pory ani razu mnie nic nie zraniło.
Pojękiwanie, zawodzenie. Czyżby duchy? Bingo. Przede mną pojawiła się zjawa. Zbliżyła się mocno i szeptem powiedziała "Wiej". Nie Zwróciłem uwagi. Zamknąłem oczy i prosiłem w duchu aby się obudzić.
Poczułem, że jest mi morko. Powrót do rzeczywistości. na szczęście. Nie chciałem tam zostawać długo. Im częściej pojawiały się te shizy tym łatwiej z nich wychodziłem.
- Matko nie rób tak więcej! - Spectra przytuliła mnie mocno.
- Ale jak?
- Zemdlałeś... - oświecił mnie Ras.
- No taak... mogłem się tego spodziewać - mruknąłem kwaśno.
Rori pomógł mi wstać. Wszyscy przyglądali mi się zaniepokojeni, jakbym znów miał  zemdleć jak tylko się rozkręcę. To bardzo nieprzyjemne uczucie.
- Już ok? - dopytywała zaniepokojona Rox. Nie wiedziała, że to u mnie stosunkowo naturalne.
- Jasne. Zdarza się. Za gorąco tu i tyle - wykręciłem się. Każdy w to uwierzy. Bo głównie wtedy ludzie mdleją. Zwłaszcza tacy jak ja. Każdy wie, że mam osłabiony organizm. Kiedyś od tak, często mdlałem.
Wszyscy jakby nieco odetchnęli z ulgą i po chwili wszystko wróciło do stanu sprzed mojego omdlenia. Na całe szczęście. Nie lubię długo być głównym tematem czy też obiektem zainteresowania. To mnie przytłacza.
Około północy ludzie zaczęli wychodzić. Koniec końców zostałem ja i reszta takiej naszej paczki.
- No... my też będziemy się zbierać.
- Spoko.
Szybkie pożegnanie. Żadne z nas nie lubi pożegnań. Nawet tych takich drobnych. Zostałem tylko ja i Spectra. Westchnąłem.
- Pomożesz mi? - wskazałem drobny bałagan.
Kiwnęła twierdząco. Sprzątnęliśmy po drobnym przyjątku. może i mój pokój wyglądał jak jeden wielki śmietnik, ale na ogół nigdzie indziej nie tolerowałem bałaganu. Gdy już piwnica była czysta i wyglądała jakby żadnej imprezy nie było opadłem lekko zdyszany na kanapę.
- Nie znoszę sprzątać - mruknąłem. Spectra usiadła obok mnie.
- Ale bałaganu też nie lubisz - zaśmiała się cicho.
- Racja - pstryknąłem palcami - Nocujesz u mnie, czy wracasz do Siebie? - Spectra nocowała już u mnie kilka razy. Raz w salonie, w piwnicy w pokoju gościnnym, a po maratonie horrorów, nawet u mnie. Miałem wrażenie, że jest jakby częścią rodziny.
- Jeśli mogę - oparła się o mnie lekko i spojrzała na mnie swoimi magicznymi fioletowymi oczami.
- Jakbyś nie mogła to chyba bym nie pytał - uśmiechnąłem się.
- A bo ja wiem co ci tam po tej głowie łazi?
- Sam nie wiem - parsknąłem śmiechem.
- Haha, ty i te twoje teksty.
- Ale ja mówię poważnie.
- Jasne - przeciągnęła a, dając mi do zrozumienia, że nie uwierzy.
- To zostajesz czy nie?
- Zostaję - przytuliła mnie mocno.
Westchnąłem. Objąłem ją lekko. Siedzieliśmy w milczeniu. Słyszałem, że Spectra oddycha wolniej i spokojniej. Zasnęła, przewidziałem to. Sam też przymknąłem oczy i starałem się zasnąć z nadzieją, że nie nawiedzi mnie coś w śnie. Za często mi się to zdarzało. Miałem już dość.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział zawiera kilka info i osóbek, których jeszcze nie znacie... bywa... według mnie jest do chrzanu! Dwa miesiące pracy i takie gówno! Cóż... co ja na to poradzę? Nic... z resztą... dla mnie jest do chrzanu, a dla moich zacnych czytelników pewnie jest ok, lub nawet niektórzy nazwą ten rozdział specjalny zajebistym lub coś... to wasze zdanie i czekam na nie na różnych stronkach itp... audie
Rozdział znajdziecie także na dodatkowej stronie "Rozdziały Specjalne". Niektóre nie będą tu publikowane, ale znajdą się tam. 

wtorek, 16 września 2014

Oh...

Pierwszy raz wcinam się na blogu oddzielnie... pewnie widzicie takie cóś dziwnego na górze. To odtwarzacz... jest tam jedna piosenka... w sumie jest ona dla mnie... przy niej najlepiej mi się pisze... ale jak ktoś tam chce to może też przy tym czytać... zrobiłam tak, że muzyka nie puszcza się od razu bo kogoś może to denerwować... dlatego specjalnie z myślą o was ludki ustawiłam tak, że puszcza się na wasze własne życzenie ^^

Rozdział 4.2

Czas mijał i robiło się coraz ciemniej. W pokoju była tylko nasza czwórka. Pierwsza noc zapowiadała się raczej bez odpałów. W sumie każdy był zmęczony. Ewentualni ktoś kto nie był zmęczony mógł se chodzić po innych pokojach, ale nie wierzę, aby ktoś przyszedł i do nas.
Wszyscy już przebrani jeszcze chwilę rozmawialiśmy. Głównym tematem stały się wakacje, które co prawda były już pod koniec tego miesiąca.
- Gdzieś wyjeżdżacie? - zapytał Ras leżąc z głową w dół na fotelu.
- Nie, ja siedzę cały czas w domu. - odparłem leżąc na wznak z rękoma pod głową i przymkniętymi oczami.
- Ja również! - odparła Spectra chichocząc cicho.
Zakładam, że będzie spędzała ze mną większość dni. Już to sobie wyobrażam. Dzień w dzień z nią. W zasadzie czemu by nie, może nawet poszlibyśmy którymś razem na plażę? Jedyny mój wyjazd wakacyjny... przejechanie z Austech do jego granic i kawałek dalej na wybrzeża. Były niczyje. nie wiem dlaczego, nikt ich nie brał w swoje miastowe granice. A z resztą... może tak nawet lepiej? Była to ładna plaża, na którą jeżdżę co roku. Czasem z kimś czasem sam...
Aliessa ziewnęła i powiedziała wszystkim obojętne dobranoc. Spectra zgasiła światło i jakoś tak zakończyła się ledwie rozpoczęta rozmowa. Czułem jak powoli odpływam do niby błogiej krainy snów która ostatnio robiła mi nie przyjemne psikusy...
"Obudził mnie nieprzyjemny skrzeczący pisk. rozdzierał przyjemną ciszę nocy, rozdzierał ją jak piła mechaniczna tnie drzewo. powoli i bardzo agresywnie. Pisk zaczął przechodzić z niższe intonacje, aż w końcu brzmiał tak jakby ktoś przejeżdżam czymś ostrym o jakiś szklany przedmiot.Poczułem jak po plecach przebiega mi dreszcz, a uczy bolą tak jakby zaraz miały mi pęknąć bębenki uszne. Myślałem, że zaraz chyba zemdleję albo co gorsza bębenki uszne naprawdę mi pękną... i nagle wszystko ucichło. Czułem się zdezorientowany. W ogóle nie ogarniałem tego co się stało. Kiedy rozejrzałem się dokładniej dotarło do mnie, że reszta w ogóle nie zareagowała na ogłuszający pisk. Jakby go nie było, jakby był wytworem mojej wyobraźni. Wariuję? pomyślałem i wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Czuć było chłód. Wofkloy miało to do siebie, niemal zawsze było tu bardzo chłodno. Zwłaszcza nocami. Trawa była pokryta białym szronem. Cała flora wokół ośrodka była nią pokryta. W pewnym momencie poczułem jakby coś mnie popchnęło i jakimś dziwnym cudem wypadłem przez okno. Jakby szyby w ogóle nie było. Z cichym łupnięciem walnąłem o ziemię. Jęknąłem zwijając się lekko, gdyż upadek z drugiego piętra nie mógł obejść się bez odrobiny bólu.
Kiedy w końcu ból odpuścił wstałem i otworzyłem szeroko oczy. Ośrodka nie było. Znalazłem się w jakimś dziwnym lesie który wyglądał tak jakby ktoś go celowo pomalował na czarno. Światło księżyca blado białym blaskiem. Wszedłem w las, jest tu o wiele cieplej niż w okolicach ośrodka, czy w samym ośrodku. Zastanawiałem się gdzie jestem. las był naprawdę dziwny. Drzewa były powykręcane w mało naturalny sposób, jakby ktoś je zakręcał w sprężynkę, która powoli ugina się w dół i przybliża się do mnie. Im bardziej zgłębiałem się las tym miałem większe wrażenie, że gałęzie i pnie drzew jakby pochylają się do mnie bardziej. Usłyszałem pohukiwanie po czym zobaczyłem na wygiętej gałęzi śnieżnobiałą sowę, z czerwonymi oczami wbitymi prosto we mnie. Wzdrygnąłem się lekko. Pierwszy raz widziałem taką... dziwną, co najmniej dziwną, sowę... było w niej coś... nienaturalnego...
Idąc tak przez ten dziwny las usłyszałem zawodzenie. Jęk głośny i narastający. Ciarki mnie przeszły. Zawodzenie co chwila zmieniało swą intonację. Raz było bardziej świdrujące w uszach a za chwilę całkiem do zniesienia. Nagle wszystko umilkło. Nawet cichy lekki wiaterek przestał wiać i ruszać dziwnymi szarpanymi liśćmi. I nagle ciszę rozdarł opętańczy śmiech. Brzmiał co najmniej jak śmiech psychopatycznego mordercy, który śmiał się nad swoją ofiarą zadowolony z efektów. Był coraz głośniejszy, aż w końcu zacząłem mieć wrażenie, że ktoś się śmieje tuż za mną. był tak wyraźny, że aż miałem wrażenie, że mogę go dotknąć. Odwróciłem się gwałtownie. Pusto. Przekrzywiłem lekko głowię, gdyż śmiech nadal brzmiał tak jakby ktoś był za mną. Poczułem, że ktoś dotyka mnie w lewe ramię. Odwróciłem się ponownie. Znów pusto. I nagle cisza... odetchnąłem głębiej i odwróciłem się z powrotem, aby kontynuować "wycieczkę" przez las. Jednak gdy się odwróciłem tuż przede mną stała paskudna kreatura. Jebało od niej zgnilizną. Jej ciało było w stanie rozkładu, kiedy tak na mnie patrzyła spory płat skóry spadł z jej ciała. patrzyła mi prosto w oczy nie zważając na część ciała która jej przed chwilą odpadła. Zaśmiała się opętańczo.
- Boo! ( czy tam bu... nwm jak powinno się to pisać...)- rzuciła się na mnie."
Obudziłem się gwałtownie, oddychając szybko. Byłem mokry od potu i czułem, jak bije ode mnie ciepło. Mi samemu też było potwornie gorąco. Gdy uniosłem lekko ręce zobaczyłem, że trzęsą mi się jak galareta. To było dziwne odczucie. Zaskakujące... gdyż nawet największy dreszczowiec nie robił na mnie wrażenia. A taki głupi, ledwie straszny sen, wywołał taką reakcję. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie.
- Ash? - ktoś delikatnym szeptem odezwał się w ciemnościach, głos dobiegał od strony okna - Wszystko okej? - Spectra przyglądała mi się zaskoczona.
- Czemu nie śpisz? - zapytałem nie zważając uwagi na pytanie.
- Coś mnie obudziło - wytłumaczyła się krótko. - Wszystko okej? - zapytała ponownie.
- Chyba... - zająkałem się lekko.
Zeszła cicho z parapetu i usiadła obok mnie, przyglądając mi się w bladym świetle księżyca.
- Na pewno? - dobrze wiedziała, że jest inaczej.
- Tak - odpowiedziałem niemal stanowczym głosem.
Przyłożyła mi chłodną dłoń do czoła. Nie wiem czemu... Jej dłoń była lodowata, ale kojąca. Jej delikatny dotyk sprawił, że się rozluźniłem.
- Nie jesteś przypadkiem chory? - zapytała z troską i spojrzała mi prosto w oczy.
- raczej nie - dotknąłem swojego czoła.
Spectra miała zimne dłonie więc mogło jej się zwyczajnie wydawać, ale faktycznie. Czoło miałem stosunkowo ciepłe. Mruknęła coś pod nosem i mnie przytuliła. objąłem ją lekko światło księżyca, dawało taką miłą bladawą poświatę w pokoju. Ciekawie to wyglądało. Urywkiem przypomniał mi się sen... nadal miałem niesmak po mojej reakcji na ten dziwny sen. Dlaczego tak mną wstrząsnął? To nawet nie było takie straszne... ale na pewno dziwne.
- Co ci się śniło? - zapytała po dłuższej ciszy.
- Może kiedyś ci powiem... - mruknąłem. Jakoś nie miałem na razie ochoty się tym z kimkolwiek dzielić.
- Dlaczego nie teraz? - zapytała lekko niezadowolona.
Nie odpowiedziałem. Położyłem się powoli, a dziewczyna oparła mi głowę na klacie w okolicach serca. Przytuliłem ją do siebie. Przymknęła oczy. jej oddech stał się miarowy.
- Serce ci wali jak młot - szepnęła po czym uśmiechnęła się.
Uśmiechnąłem się przelotnie. Do głowy znów mi napłynęły podłe myśli ostatnich zdarzeń... zero odpowiedzi... zero niczego, nic co mogłoby nam pomóc w rozwikłaniu dziwnej i nietypowej zagadki. Czym był ten szklany labirynt? No i nadal interesowało mnie jak doszło do wypadku Rori'ego... fakt, nie powinien pić przed jazdą... ale on jeździł w gorszych stanach... a teraz? To nie było normalne... plus to co powiedzieli policjanci... jak to wszystko ogarnąć? Nie mam pojęcia...
Tego jest zbyt wiele i boję się, że będzie jeszcze więcej. Westchnąłem i przymknąłem oczy jednocześnie modląc się, aby przypadkiem nie trafić z powrotem do tamtego snu... chwilę leżałem w ciszy, aż w końcu dopadła mnie senność i zasnąłem. Nawet już nie wiem w którym momencie.
"Kreatura przyszpilała mnie do ziemi chichocząc. Z jej paszczy wypełnionej rzędami dość ostrych i paskudnych zębów spływała gęsta i obrzydliwa ślina, która kapała mi prosto na twarz.
Zacząłem się wiercić, aby jakoś się wyswobodzić jednakże to tylko pogorszyło moją sytuację gdyż bestia początkowo agresywnie wbiła mi pazury w nadgarstki i kostki po czym powoli wbijała je głębiej. Dostrzegłem, że są piłkowane po jednej stronie tak samo jak zęby rekina, więc jakby chciała gwałtownie wyjąć szpony z mojego ciała rozdarłaby je tak jak szmatkę... ból był rozdzierający więc przestałem się wiercić. Kreatura przestała mi wbijać pazury, ale też ich nie wyjęła, warczała na mnie patrząc na mnie pustymi szklanymi oczami. Nie widać w niej było ni grama litości. Zbliżyło do mnie pysk akurat w tym momencie jak wypuszczało powietrze w nosie. Paskudny odór. Rzygać mi się chciało. Już miałem dość, znów podjąłem próbę... zacząłem ponownie się wiercić, ale trzymała mnie mocne. W końcu jak zauważyła, że jakoś słabo zwracam uwagę na pazury wbijane w ciało ryknęła mi prosto w twarz aby mnie uspokoić..."
Otworzyłem oczy, gdyż poczułem potworny smród zgnilizny. Był duszący i paskudny. Spectra spała wtulona we mnie. Jeszcze było ciemno. Poczułem ból w nadgarstkach i kostkach... zerknąłem na jedną z rąk... miałem tam szarpane rany... jakby ta kreatura naprawdę szarpała mi nadgarstki. Krew spływała dość szybko. Wystraszyłem się lekko i ruszyłem dość gwałtownie przez co zbudziłem Spectrę. Spojrzała szeroko otwartymi oczami na mój nadgarstek.
- Co ci się.. - zapytała z niedowierzaniem.
- W zasadzie to... mi się tylko śniło... i... - nie miałem zielonego pojęcia jak mam jej to powiedzieć.
Nie odzywała się dalej i wyjęła z plecaka coś czy mogłaby zatamować krwotok po czym wyszła na korytarz po apteczkę pierwszej pomocy. Wbiegła z powrotem do pokoju i polała mi gwałtownie czymś rany.
- Auć! - zabrałem szybko rękę.
- Nie zachowuj się jak dziecko... to trzeba przemyć.
- Ciszej tam! - Ras rzucił w naszą stronę poduszkę nie otwierając oczu.
Spojrzałem na niego razem z Spectrą po czym zaśmialiśmy się cicho. Dziewczyna wróciła do poprzedniej czynności. Rany zaczęły mnie piec, a krew spływała z nich trochę szybciej.  Spectra uwijała się stosunkowo szybko mimo bladego światła dopiero co wstającego słońca. Zabandażowała ranę i zajęła się kolejną ręką. Zerknąłem na kołdrę w miejscu kostek, Spectra też tam zerknęła i westchnęła polewając mi ponownie rany czymś dziwnym. Znów zaczęło mnie szczypać. Miałem już tego dość... okazało się, że na kostkach boli jeszcze bardziej niż na nadgarstkach.
- Zostaną ci ciekawe blizny... - stwierdziła zawiązując ostatni bandaż.
- Eh... niestety... jak ja się wytłumaczę Coin?
- Ło... faktycznie... - wstała i odłożyła szybko apteczkę - Co my jej powiemy?
-----------------------------------------------------------------------------------------
No nieźle... tak mi się na lekcjach nudziło! Haha xD w sobotę zapomniałam to teraz taka ładna długa rekompensata... to też za rozdział 4.1 który wyszedł potwornie! Mam nadzieję, że wam się podoba ^^

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4.1

W pokoju zaczęło się robić ciemno i... chłodno?  Okno mieliśmy zamknięte, każdy zaczął nakładać na siebie jakąś bluzę. Zerknąłem na ściany. Stuknąłem w jedną i skrzywiłem się.
- Toż to jest drewno - mruknąłem - nie ocieplone ni nic... - przejechałem dłonią po ścianie - a ścianka jest zaszpachlowana czymś i pomalowana... świetnie - warknąłem i wyjąłem z torby drugą bluzę.
- Czyli, że będziemy tu marznąć - odezwał się zdenerwowany Ras. - Co to za pojebany ośrodek!
- Nie denerwuj się tak - Spectra odezwała się spokojnym i delikatnym głosem.
- Kiedy to kurwa nie normalne! Co to za warunki!
- Ras uspokój się! - wrzasnąłem na niego. - Mamy inne zmartwienia niż komfort ośrodka.
Od razu się zamknął. Do naszego pokoju wbiegła Annie, zastępczyni gospodarza klasy. Zawołała nas na kolacje. Wszyscy powolnym krokiem zeszliśmy na dół. Po drodze widziałem, że każdy naciąga na siebie dodatkowe okrycie. Taiga wbiegła szybko do swojego pokoju i wzięła jakąś bluzę.
Musieliśmy przejść przez kilka krętych korytarzy, aż w końcu doszliśmy do jadalni. Nie znosiłem łazić, jakoś jak schodziliśmy na obiad nie odczułem tego, ale teraz gdy byłem zmęczony miałem wrażenie, że to bardzo odległe pomieszczenie.
Usiedliśmy przy tym samym stoliku co na obiedzie. Zaskoczył nas widok Clay'a, który uśmiecham się do nas szeroko i machał lekko dłonią łokciem podtrzymując kulę.
- Spectra, masz wielkie gratulacje od lekarza. Zrobiłaś profesjonalne prowizoryczne usztywnienie - Spectra zarumieniła się i usiadła niepewnie.
- D-dziękuję - jęknęła się.
Zjedliśmy w ciszy dość skromną kolację. inaczej nie dało się nazwać zupy mlecznej. Której z resztą nawet nie zjadłem. Jestem wybredny, nie jem byle czego. Bogu dzięki, że zostawiłem sobie coś z podróży.
Siedziałem i czekałem na resztę. Czułem jak w nogach pulsuje mi ból. Byłem zmęczony, wiedziałem, że powinienem szybko zasnąć, a jednak w to wątpiłem po przez ostatni bieg zdarzeń jaki nas spotkał. Jak można zasnąć po tak dziwnym  zdarzeniu? Zamknięci w lustrzanym labiryncie...
Westchnąłem i wstałem od stołu, gdy Spectra już zjadła. Nie wiem czemu, ale Taiga mimo tego iż zjadła chwila po tym jak dostała szybko zjadła nadal siedziała.
Mimo wszystko nadał była dla mnie jedną wielką zagadką.
Poszedłem razem ze Spectrą na górę do naszego pokoju zero. Ten numerek nadal mnie bawił.
Usiadłem na łóżku i zacząłem rozmyślać.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział naprawdę wyjątkowo krótki... nie miałam weny i zbytnio jakby czasu...
Chlip Chlip... teraz tak będzie niestety... szkoła się zaczęła a opowiadanie jak raz w tygodniu się pojawi to będzie dobrze, ale może się zdarzyć, że nie będę pisać nawet miesiąc... przykro mi