środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 1.2

McCoin, podbiegła gubiąc kilka kartek po drodze. Jak zwykle spóźniona... nie było dnia, aby przyszła na czas. Tak to bywa z niektórymi nauczycielami.
Usiadłem w przedostatniej ławce, za mną siadł Rori i z nim Rassell.
Jestem jedyną osobą, która siedziała sama.  Tak to bywa w nieparzystej klasie.
McCoin przygotowywała się do lekcji, ja zaś zająłem się gryzmoleniem w zeszycie. Nie interesowała mnie Biologia. I tak miałem  bardzo dobre z niej, więc miałem to wszystko gdzieś, w końcu za miesiąc koniec szkoły. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do sali. Było to dość zastanawiające, ponieważ, wszyscy byli obecni...
- Aliessa! - uśmiechnęła się Coin - Jednak dotarłaś - spojrzała na nas - To Aliessa, jest nową uczennicą, będzie z wami  klasie jeszcze przez dwa lata, więc przyjmijcie ją ciepło. - spojrzała na nową. Ponieważ było dość ciemno ( tsa... nie dość, że jest na co dzień ciemnawo, teraz są chmury i jeszcze Coin zasłoniła rolety... ciemnica jak nie wiem...  ) nie potrafiłem określić jej wyglądu. Dojrzałem tylko, że jest niska i ubrana na biało, ubrana były tak jasne, że bilo od nich bielą... - Ali, usiądź... - rozejrzała się. Jej spojrzenie padło na miejsce obok mnie - obok Ash'a - uśmiechnęła się i poprawiła o wiele za duże okulary...- Ash, nie masz nic przeciwko?
- Skądże znowu - uśmiechnąłem się sztucznie.
Miałem Bardzo dobre tylko dlatego, że Coin mnie lubiła ( no... oceny też nie są aż tak złe... ), nie było co psuć sobie tego.
Aliessa usiadła obok mnie. Zerknąłem skrycie na nić. Niska, dość blada dziewczyna. O ile dobrze widzę, ma rude włosy. Biały strój w ogóle nie pasuje do bladej cery i gęstych lokowanych, rudych włosów. Jednak nie wtrąciłem ani słowa na ten temat. W końcu to nie moja sprawa... każdy ma swój styl.
Spojrzała na mnie po czym szybko odwróciła wzrok, ale udało mi się dokładnie jej przyjrzeć. Jasno niebieskie oczy, drobny nos. Cera niemal nieskazitelna. Twarz miała proporcjonalną, idealnie kontrastująca do siebie. Gdyby nie ubiór, była by piękna ( choć i tak jest wspaniałej urody. ). Pierwszy raz widzę niebieskooką dziewczyną o rudych włosach.
Zaintrygowała mnie. Z niewiadomych powodów, chciałem się czegoś o niej dowiedzieć, może poznać ją?
Zdziwił mnie fakt, że nie widziałem jej formularza w stercie papierów, które wczoraj dostałem, zazwyczaj dostaję takie rzeczy z wyprzedzeniem co najmniej tygodniowym...
Wpatrywała się w plan wycieczki, który bazgrała Coin. Wyjeżdżaliśmy za tydzień ( czyli już w przyszłym miesiącu... ) na tydzień... Coin starała się znaleźć coś z dala od Austech... znalazła jedynie mały ośrodek osadzony na granicy Austech a Wofkloy.
Wszystko inne było zajęte. Zaciekawiło mnie, czy nowa także się wybiera...
Coin zapisała wszystkie nazwiska, osób, które jadą... było tam jedno którego nie znam... od razu skojarzyłem je z nią... nawet pasowało. Aliessa Mystère. Chyba francuskie... oznaczało Tajemnica... Ciekawy byłem czy pasuje to do samej niej. W zasadzie z wyglądu była dość tajemnicza... bóg sam jeden wie czemu skrywa się pod włosami.
Polubiłem ją... nawet jeśli jej nie znałem... piękna dziewczyna, który się ukrywała... albo się zakochałem, albo to miało oznaczać kłopoty... to się okaże...
Dlaczego mi się przyglądasz?
Sparaliżowało mnie... to ona, czy mam omamy słuchowe?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Druga część pierwszego rozdziału... wiem... jak na razie akcja jest nudna... ale to się rozkręci ^^

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 1.1

Kolejny poranek... jak zwykle już spóźniony, zacząłem się powoli szykować. Nie spieszyło mi się. W zasadzie zajęcia z rozumienia sztuki mogłem sobie darować, to przecież nie mój kierunek i chodzę tam dorywczo...
Ubrałem pierwsze leprze ciuchy wyjęte z szafy i zszedłem do kuchni. Wielka i jak zwykle o tej porze pusta...
Spojrzałem na zegarek. Westchnąłem. Zostało mi nie całe dwadzieścia minut. Tyle zajmowało mi dojście do Kinghorn. Nie oszukujmy się. Mieszkam dość daleko. Obrzeża miasta jest zarezerwowana dla bogatszej jej części. Mój ojciec jest dość wysoko położonym bankowym, mama kiedyś też była, teraz już nie żyje i mieszkam tylko z ojcem... cóż... bywa. W każdym bądź razie, nie zarabia mało i dlatego tu mieszkam... co wcale mnie nie cieszy... tak samo jak uczęszczanie do prywatnego liceum.
Zebrałem się powoli. Jakoś nie interesowało mnie to, że znów się spóźnię. Oceny dobre miałem więc miałem na to wyjebane. Jak to zwykle ja, ledwie skubłem to co ojciec mi na talerzu zostawił. Jedyne co zawsze znikało to kawa. Dziś nie było inaczej. Ta monotonia dawała mi we znaki. Chciałem czegoś nowego, ale na takim zadupiu jak Austech trudno było o rozrywkę... nie licząc wesołego miasteczka, które przyjeżdżało tylko na tydzień co około sześć miesięcy...
Gdy wyszedłem ujrzałem szarugę... niebo spowiły setki chmur. Była to nowość. Deszcz padał u nas jedynie w jesień. Ewentualnie czasem w zimie ( zamiast śniegu...  z niewiadomych powodów, pada około tydzień śnieg i potem się topi... cała zima... ).
Westchnąłem i skierowałem się powoli w stronę szkoły. Zaczęło lać jak z cebra. Narzuciłem kaptur i przyspieszyłem kroku, aby nie zmoknąć za bardzo. Gdy byłem pod budynkiem, akurat zadzwonił dzwonek, chyba na przerwę. Wbiegłem po schodach korytarza, nie spóźniłem się... tym razem...
Stanąłem pod salą i wytrzepałem włosy. Rozejrzałem się szybko by sprawdzić, czy Rassell lub Rori nie kręcą się w okolicy. Jak zwykle siedzieli pewnie pod naszym ulubionym miejscem.
Czekałem więc, aż łaskawie przyjdą pod salę, jak zwykle stało się to po dzwonku.
Schodzili ze schodów z lewej strony korytarza, jak zawsze wygłupiając się tak, że wyglądali na debili, lub gorzej. Rozbawiło mnie to, koniec końców, też tak wyglądam kiedy z nimi łażę.
Kiedy Ras mnie zobaczył od razu rozpromienił się jeszcze bardziej ( Jakby ktoś si nie domyślał ta reakcja wynika z jego orientacji. Chyba nie trzeba tłumaczyć... ).
- Ash! - Wrzasnął uradowany.
Rori również mi się uśmiechnął i skinął mi głową. Podeszli niespiesznie.
- Pan idealny nie zjawił się na pierwszej lekcji? Zastanawiające.- zaśmiał się nieco ochryple Rori.
Jak to on. Mówił ochrypłym głosem. Nigdy nie powiedział czemu. Ale to do niego pasowało. Pirsing to chyba jego drugie imię. Już nawet nie wiem ile on tam tych kolczyków na twarzy ma. Do tego jego styl ubioru i chodzenia... wszystko idealnie skomponowane, a głos tylko utwierdza, że taki ma być.
- Nie jestem idealny. - uśmiechnąłem się na znak, że zrozumiałem aluzję.
-To... dlaczego Cię nie było? - dopytywał Ras.
- Coś ty taki ciekawski? - uśmiechnąłem się.
Cały on.. bez pytania nawet trzydziestu minut nie wysiedzi. W zasadzie można, rzec, że to do niego pasuje. Tak samo jak czerwone włosy i luźno nałożona czapka. Dodajemy luźne bluzy i obcisłe spodnie i cały on... no i ten jego dość śmieszny piskliwy głosik. Jak na złość jemu, mutacja trwa jakby nieco dłużej, albo taki ma być? W zasadzie pasuje mu to. Tak samo wszystkie moje cechy odpowiadają mojemu bytowi...
Ciemnowłosy chłopak o jasnej cerze, niebieskich oczach i ciemnym stylu. Cały ja. Nic dodać nic ująć.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak się podoba pierwszy rozdział?
Mam nadzieję, że podoba... wiem, że krótki, ale jak widać, ma on kilka części to jest 1.1 z 1.4

sobota, 7 czerwca 2014

Na wstępie

Tajemnica w tym mieście? Bezsens!
Tak myślałem do niedawna... do czasu gdy się nie pojawiła... do czasu gdy nie zechciało jej się czegoś odkrywać. Po co jej to było?
Ale... może od początku?
Ausetch jest spokojnym miastem na obrzeżach Ameryki Północnej w stanie Arizona. Jestem zwyczajnym nastolatkiem, który chodzi do prywatnego liceum Kinghorn, uczy się, ma przyjaciół i nic po za tym... normalka, co nie?
Cóż... gdyby nie ona, życie tu na pewno było by równie proste co zawsze, ale wystarczyło tylko tyle, że zachciało jej się dowiedzieć czegoś o mieście... że też rozdrapała stare rany miasta...
Tak to bywa, gdy jest się zbytnio ciekawskim...

Poznaj teraz me życie... tajemnice z tego miasta i w ogóle.