niedziela, 19 października 2014

Rozdział 4.3

- W zasadzie... - spojrzałem przez okno. - Wofkloy jest przecież chłodnym miastem. Już wczoraj chodziłem w długiej bluzie. Dlaczego teraz miałbym chodzić w koszulce? Jest na tyle zimno, że dzięki temu nikt nie zauważy, że coś mam na nadgarstkach - stwierdziłem - i kostkach - dodałem szybko.
- Racja - przytaknęła mi - dziękować chłodowi miasta...
Zaśmiałem się cicho. Było już dostatecznie wcześnie więc obudziliśmy resztę. Jak zwykle nie wiem czemu wyszykowanie zajęło całe grupie dość sporo czasu. Zawsze tak było na wyjazdach. Na śniadanie doszliśmy spóźnieni jakieś pół godziny. Usiedliśmy przy swoim stoliku
- Ciekawe co na dziś wymyśliła... - mruknął Ras. - Osobiście to jednak wolałbym już wrócić do domu... nie wytrzymam tu tygodnia!
- Nie bój się.. jeszcze tylko pięć dni... nie tydzień - zażartował Clay.
- To nie jest śmieszne!
- Przecież wiem - odparł sucho i stuknął go kulą w nogę.
- Ej! - warknął na niego.
Nie lubię spięć. Zwłaszcza między przyjaciółmi. Stuknąłem lekko pięścią w stół i spojrzałem na nich sucho. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- To tylko pięć dni. Ogarnijcie się. Nie jest tu przyjemnie, zgodzę się. Nawet noce są trudne - podwinąłem rękaw i pokazałem im bandaże.
- Co ci się... - zaczęła Aliessa
- Ciąłeś się? - przerwał jej Ras dając głupie stwierdzenie.
- Idiota, nie! Miałem tylko dziwny sen, w którym mnie zraniono. Okazało się, że rany są nie tylko we śnie, ale i w realu... - spojrzałem ostro na Aliessę - gdyby nie ty... pewnie nic by się nie stało!
- A co ja zrobiłam!?
- Przyszłaś i zaczęłaś z tą głupią zagadką. Idiotka! Nie rozumiesz, że bez sensu jest szukanie tego! Wszystko było dobrze do puki się nie pojawiłaś!
- Ash ma rację - poprał mnie Rassell - puki Cię nie było, wszystko było normalne.
- Ale... gdyby nie ona... mnie by tu nie było... - powiedziała smutno Spectra
- Tego nie żałuję, nie wiem jak reszta, ale ja tego nie żałuję. Fajnie, że jesteś.
- No, zgodzę się - Rassell ją przytulił i poczochrał. - Szkoda tylko, że są to takie a nie inna okoliczności. - spojrzał sucho na Ali.
W jednej chwili wszyscy stali się jej wrogami. Zaskakujące, że tak szybko można wszystko stracić. Pewnie się tego nie spodziewała. Gdyby niczego nie zaczęła... wszystko byłoby dobrze. Po śniadaniu umówiliśmy się z resztą, że kończymy tą durną zabawę w zagadki. Aliessa protestowała, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Wszyscy uważali, że to nie ma sensu, że lepiej będzie to skończyć puki nikomu jeszcze nie stała się większa krzywda. Przypomniało mi się spojrzenie Rori'ego kiedy pierwszy raz była w naszym pokoju. Nie ufał jej od początku. Od początku była jego wrogiem. Nic nie mówił, a szkoda. Gdyby się odezwał nic złego by się nie stało. Miał dobre przeczucie. Ważne, że się obudziliśmy, lepiej późno niż w cale.
Coin ogłosiła, że dziś będziemy łazić po mieście. Wofkloy to niby nic takiego, ale ma pewne ładne miejsca. McCoin powiedziała, że to będzie tak. Dojdziemy do jakiegoś miejsca, my se idziemy hulaj dusza gdzie się komu spodoba i o pewnej godzinie spotkamy się tam znowu. Każdemu odpowiadała ta opcja. Poszliśmy tą samą grupą. Mimo iż, Aliessa ie była wśród nas mile widziana i tak za nami szła. Jak gdyby nigdy nic. Nie rozumiem jej. Jasno daliśmy jej do zrozumienia, że u nas nie znajdzie już niczego. Postanowiliśmy nie zwracać na nią uwagi. Tak jest przecież najlepiej.
----------------------------------------------------------------------------------------
Krótki, ale jest. To chyba najważniejsze...

czwartek, 9 października 2014

Happy Birthday!

Tak to dzisiejszy dzień... moje urodziny... nie znoszę ich. Nie wiem czemu. Ojciec jak zawsze da mi kupę kasy, na urodziny wpadną moi kumple i jedynie babka, która ledwie się trzyma... mieszka w domu opieki, nie powinna tu przychodzić... czy może? A co mnie to... przychodziła to przychodziła.
Był normalny szkolny piątek. Szedłem akurat do klasy biologicznej, do naszej kochanej McCoin... w sumie nawet już lubiłem swoją wychowawczynię. Nie była taka zła... 
Usiadłem w tej samej ławce co Aliessa. Spectra siedziała w "oślej ławce" na końcu. Żałowałem, że nie siedzi ze mną. Była mi już bardzo bliska... jak siostra... niemal ze mną mieszkała, mój ojciec ją bardzo polubił... eh... postanowiłem, że pogadam o tym kiedyś z Coin.
Zaczęła się lekcja... nie zwracałem uwagi... jak zwykle... Spoglądałem co jakiś czas na Spectrę. Niemal jak zwykle na lekcjach moja uwaga była skupiona wyłącznie na niej.
Mieliśmy chwilowy spokój. Życie wydawało się takie... normalne... zwyczajne... podobało mi się to.
Zawiesiliśmy śledztwo, od czasu gdy dowiedzieliśmy się, że  nie mamy niczego co mogło by nam pomóc odnaleźć osobę którą poszukujemy. Czasem już myślałem, że to bez sensu. Rori szturchnął mnie i uśmiechnął się.
- Ej... robisz imprezę na urodziny?
- Może - uśmiechnąłem się.
Uśmiechnął się. Dobrze mnie znał wiedział, że zrobię tę imprezę. Problem polegał na tym, że to było dziś a ja kompletnie nie wiedziałem kogo mam zaprosić. A jeszcze fakt, że to już dziś... jak ja temu podołam? kiedyś nie obchodziłem urodzin to znajomi zaczęli mnie do tego namawiać.
Lekcja się skończyła, poszedłem spokojnym krokiem do naszej ulubionej sali. Teraz nasze grono się powiększyło. Szkoda, że Daniel chodził do zwykłej szkoły, nie prywatnej... ten fakt najbardziej smucił Rassell'a zwłaszcza, że mieli wspólny język, że tak powiem. Bardzo się zżyli... ( chyba wiadomo co mam na myśli ).
Usiadłem na kolejnej kanapie która pojawiła się w sali ze względu na większe grono. 
Dwie kanapy, trzy fotele... i całkiem nowy układ... ścianka z naszymi pamiątkowymi zdjęciami. Był to pomysł Spectry. Nasze wspólne chwile uwiecznione na zdjęciach na tej oto ścianie.
Rassell od razu podszedł do okna i zaczął przez nie wyglądać i wzdychać co jakiś czas... Rori jak zawsze rozsiadł się na swoim fotelu.
- To o czym to dziś pogadamy? - uśmiechnął się do mnie znacząco.
- Co masz na myśli? - zapytała niepewnie Roxana. była nieśmiała... zawsze pytała wszystkich o wszystko z wielką niepewnością.
- Zapewne ma na myśli urodziny Ash'a - odezwał się Clay rzucając w róg torbę.
- A kiedy to? - zainteresowała się Taiga.
- Dziś - uśmiechnęła się Specra i usiadła koło mnie. 
- Oh... to wszystkiego najlepszego - na twarzy Roxany dostrzegłem mały skromny uśmiech.
- Dzięki... problem polega na tym, że nie wiem kogo zaprosić.. oczywiście, was na pewno zaproszę... i Daniel'a - dodałem po chwili namysłu. Ras odwrócił się i uśmiechnął do mnie.
- Kto to? - zapytała Rox, jedyna go nie znała.
- On - wskazałem na zdjęcie na którym Ras i Daniel robią selfie w Paryżu.
- Poznasz go dziś - oświadczył Rori.
- Kogo jeszcze zaprosić - mruczałem co chwila pod nosem.
- Może po prostu resztę naszej klasy? - zaproponowała dotychczas milcząca Aliessa.
- Niezła myśl - poparł ją Alex.
- Niech będzie... - mruknąłem dość niechętnie.
Głównym powodem było raczej to, że nie przepadam za urodzinami, swoimi i cudzymi również. To nie dla mnie.
Koniec końców nim lekcje się skończyły każdego zaprosiłem do siebie na urodziny. Wszyscy niby się ucieszyli, ale kto wie, co tak naprawdę pomyśleli.
Poprosiłem Spectrę aby w jakiś sposób mi pomogła. Po tym jak przejrzała mój dom, stwierdziła, że moja ogromna i pusta piwnica nada się na imprezę doskonale. Sama ją wystroiła. Ojciec przyjechał późno zostawił co nieco na przekąskę na moje urodziny i pojechał. Nie będzie go kolejny tydzień. Świetnie...
Spectra z niedowierzaniem patrzyła na to, że ojciec przywiózł mi piwo.
- Robi tak od czasu gdy skończyłem piętnaście lat. Powiedział, że on już wtedy okazjonalnie pił, więc czemu ja nie mogę? I tak jest co rok - wzruszyłem ramionami.
Wyłożyłem wszystko na stół. Ktoś zapukał do drzwi. Trzy skromne puknięcie. Ras. Od zawsze tak pukał, taki jakby szyfr abym zawsze wiedział, że to on. Wymyśliliśmy to jak byliśmy bardzo mali, ostało nam tak do dziś. Ciekawe, że zwyczaje sprzed lat potrafią trzymać się człowieka tak długo. To mnie czasem szokuje.
Wszedłem na górę i otworzyłem. Rassell przyszedł razem z Daniel'em. Zaprowadziłem ich do piwnicy, aby poczekali na mnie. Mi zostało się tylko przyszykować. Spectra zrobiła to dużo wcześniej, ja o tym jakoś nie pomyślałem. Była już 19, dano powinienem się przyszykować. Ale jak to ja zawsze myślę o wszystkim później. Nałożyłem to co przygotowałem sobie wczoraj. Tylko o tym mądrze pomyślałem. Ktoś zadzwonił wtedy gdy już kończyłem męczyć się z fryzurą.
Zszedłem dopinając jeszcze koszulę i otworzyłem drzwi. Stałam tam... około połowa klasy? Zaprowadziłem ich do piwnicy. Rozglądali się zaskoczeni po pustej przestrzeni.
- No co? Nigdy piwnicy nie widzieliście? - zaśmiałem się i puściłem byle co z bumboksa. Płytę przyniósł mi Rassell. Były tam dobrze znane utwory jak i kilka stworzonych przez niego. Lubił sobie tworzyć różnego rodzaju muzykę. Siedział przy niej czasem godzinami.
Ludzie gadali ze sobą i chodzili dookoła. Dopiero się wszystko zaczynało. Czekaliśmy na resztę. Niewiele osób. Tylko najbliżsi mi znajomi.
Koś zadzwonił dzwonkiem. Tak robił tylko Rori. Stanąłem przed drzwiami i otworzyłem reszcie mojej paczki.
- No wreszcie! ile to można czekać? - zaśmiałem się.
- Wiesz, najlepsi zawsze przychodzą na końcu! - ze śmiechem wpuściłem ich do środka. Brakowało już tylko Aliessy. Nie chciało mi się szczerze mówiąc czekać na nią. Już miałem zamknąć drzwi, ale zablokowała je nogą.
- Jeszcze ja - uśmiechnęła się blado.
Wpuściłem ją z lekkim uśmiechem i zeszliśmy razem do piwnicy. Wszyscy gadali i był dość spory harmider. Klasa liczyła sobie około 32 osoby. Całkiem sporo. Zwłaszcza, że osobniki z mojej klasy zaprosiły swoich znaj. Tak patrząc było tu około 40 osób. Jak ja to ogarnę? pomyślałem i wmieszałem się w tłum.
- Ras... jak ja to ogarnę? - zapytałem nieco spłoszony swojego przyjaciela.
Mimo wszystko nie przepadałem za tłumami. Nie widać tego po mnie jeśli nie jestem zbytnio przez nich otoczony... a aktualnie ludzie otaczali mnie ze wszystkich strony. Na korytarzu szkolnym, czy w autobusie jest niby gorzej... ale tam się nie denerwuję, ludzie mnie nie płoszą... to nie wiem czemu wydaje mi się czymś innym... gorszym, przerażającym...
- Dasz radę! - uśmiechnął się i stuknął mnie w ramię. - Dałeś radę jak byliśmy w tym dziwnym lesie, dlaczego tym razem ma być inaczej? Z czego pragnę przypomnieć, że w tamtym budynku były jakieś masakryczne potwory, którym dałeś radę. To jest pestka w porównaniu z tamtym. - Niby pocieszające, ale przez niego przypomniały mi się paskudne kreatury. To był jakiś koszmar.
- No dobra... może i masz rację - rozluźniłem się nieco.
Niemal każdy życzył mi sto lat i tak dalej. Ogółem nie przepadałem za tym. W rogu zebrało się ciut prezentów, których i tak pewnie nie użyję. no chyba, że ktoś dał mi książkę, szkicownik lub jakieś cienkopisy. Nie wielu wie co lubię, ale od przyjaciół na pewno coś w tym stylu dostanę. A z resztą, huk mnie to obchodzi. Wisi mi to i powiewa. Rori i Alex wzięli mnie w grupę, aby mnie jakoś rozruszać. Całkiem im to wyszło. Powoli wszelkie wątpliwości odpłynęły i wciągnąłem się w to "przyjątko". Wszyscy zaczęli się rozkręcać. Całkiem mi się to podobało. Nie często zdarza się aby wszystko szło tak jak powinno.
Oparłem się o ścianę. Byłem już nieco zmęczony. Rori zaproponował, że wypijemy se coś, odpoczniemy i może znów se poszalejemy. W zasadzie każdy się godził. Rozejrzałem się. Spectra rozmawiała na uboczu z kilkoma dziewczynami. Wśród nich o dziwo dostrzegłem Aliessę. Nie sądziłem, że się wplącze w towarzystwo. Więc jest dobrze przemkło mi przez myśl.
Wypiliśmy po jednym piwie, śmiejąc się z byle gówna.  Jakoś czas mijał. Wszyscy chichotali, było stosunkowo głośno. Plusem jest mieszkanie w domu jednorodzinnym. Sąsiedzi nie mają co się czepiać i nie przerywają imprezy czy coś.
Nagle zgasło światło. Myślałem, że to korki więc podszedłem do skrzynki, ale wszystko było okej.
- Co do... - przerwał mi jakiś psychiczny śmiech. Odwróciłem się. Było pusto. - Kurwa świetnie! Znowu! Co tym razem!! - byłem już wściekły.
Ilekroć byłem naprawdę szczęśliwy musiały się dziać rzeczy podobne do tej. Nagle robiło się pusto, byłem sam... a później okazywało się, że to sen lub po prostu zemdlałem.
Stałem pod ścianą niewzruszony. Już się nie bałem. Nie miałem czego. Tylko jakiś głupi sen, jakaś głupia wyobraźnia. Nie ma co się bać. To nie jest prawda... fakt... raz takowy sen mnie zranił... do dziś to pamiętam... wyjazd, pierwsza noc... dziwna kreatura, która wbijała mi swoje pazury za każdym razem jak się ruszyłem. Ale od tamtej pory ani razu mnie nic nie zraniło.
Pojękiwanie, zawodzenie. Czyżby duchy? Bingo. Przede mną pojawiła się zjawa. Zbliżyła się mocno i szeptem powiedziała "Wiej". Nie Zwróciłem uwagi. Zamknąłem oczy i prosiłem w duchu aby się obudzić.
Poczułem, że jest mi morko. Powrót do rzeczywistości. na szczęście. Nie chciałem tam zostawać długo. Im częściej pojawiały się te shizy tym łatwiej z nich wychodziłem.
- Matko nie rób tak więcej! - Spectra przytuliła mnie mocno.
- Ale jak?
- Zemdlałeś... - oświecił mnie Ras.
- No taak... mogłem się tego spodziewać - mruknąłem kwaśno.
Rori pomógł mi wstać. Wszyscy przyglądali mi się zaniepokojeni, jakbym znów miał  zemdleć jak tylko się rozkręcę. To bardzo nieprzyjemne uczucie.
- Już ok? - dopytywała zaniepokojona Rox. Nie wiedziała, że to u mnie stosunkowo naturalne.
- Jasne. Zdarza się. Za gorąco tu i tyle - wykręciłem się. Każdy w to uwierzy. Bo głównie wtedy ludzie mdleją. Zwłaszcza tacy jak ja. Każdy wie, że mam osłabiony organizm. Kiedyś od tak, często mdlałem.
Wszyscy jakby nieco odetchnęli z ulgą i po chwili wszystko wróciło do stanu sprzed mojego omdlenia. Na całe szczęście. Nie lubię długo być głównym tematem czy też obiektem zainteresowania. To mnie przytłacza.
Około północy ludzie zaczęli wychodzić. Koniec końców zostałem ja i reszta takiej naszej paczki.
- No... my też będziemy się zbierać.
- Spoko.
Szybkie pożegnanie. Żadne z nas nie lubi pożegnań. Nawet tych takich drobnych. Zostałem tylko ja i Spectra. Westchnąłem.
- Pomożesz mi? - wskazałem drobny bałagan.
Kiwnęła twierdząco. Sprzątnęliśmy po drobnym przyjątku. może i mój pokój wyglądał jak jeden wielki śmietnik, ale na ogół nigdzie indziej nie tolerowałem bałaganu. Gdy już piwnica była czysta i wyglądała jakby żadnej imprezy nie było opadłem lekko zdyszany na kanapę.
- Nie znoszę sprzątać - mruknąłem. Spectra usiadła obok mnie.
- Ale bałaganu też nie lubisz - zaśmiała się cicho.
- Racja - pstryknąłem palcami - Nocujesz u mnie, czy wracasz do Siebie? - Spectra nocowała już u mnie kilka razy. Raz w salonie, w piwnicy w pokoju gościnnym, a po maratonie horrorów, nawet u mnie. Miałem wrażenie, że jest jakby częścią rodziny.
- Jeśli mogę - oparła się o mnie lekko i spojrzała na mnie swoimi magicznymi fioletowymi oczami.
- Jakbyś nie mogła to chyba bym nie pytał - uśmiechnąłem się.
- A bo ja wiem co ci tam po tej głowie łazi?
- Sam nie wiem - parsknąłem śmiechem.
- Haha, ty i te twoje teksty.
- Ale ja mówię poważnie.
- Jasne - przeciągnęła a, dając mi do zrozumienia, że nie uwierzy.
- To zostajesz czy nie?
- Zostaję - przytuliła mnie mocno.
Westchnąłem. Objąłem ją lekko. Siedzieliśmy w milczeniu. Słyszałem, że Spectra oddycha wolniej i spokojniej. Zasnęła, przewidziałem to. Sam też przymknąłem oczy i starałem się zasnąć z nadzieją, że nie nawiedzi mnie coś w śnie. Za często mi się to zdarzało. Miałem już dość.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział zawiera kilka info i osóbek, których jeszcze nie znacie... bywa... według mnie jest do chrzanu! Dwa miesiące pracy i takie gówno! Cóż... co ja na to poradzę? Nic... z resztą... dla mnie jest do chrzanu, a dla moich zacnych czytelników pewnie jest ok, lub nawet niektórzy nazwą ten rozdział specjalny zajebistym lub coś... to wasze zdanie i czekam na nie na różnych stronkach itp... audie
Rozdział znajdziecie także na dodatkowej stronie "Rozdziały Specjalne". Niektóre nie będą tu publikowane, ale znajdą się tam. 

wtorek, 16 września 2014

Oh...

Pierwszy raz wcinam się na blogu oddzielnie... pewnie widzicie takie cóś dziwnego na górze. To odtwarzacz... jest tam jedna piosenka... w sumie jest ona dla mnie... przy niej najlepiej mi się pisze... ale jak ktoś tam chce to może też przy tym czytać... zrobiłam tak, że muzyka nie puszcza się od razu bo kogoś może to denerwować... dlatego specjalnie z myślą o was ludki ustawiłam tak, że puszcza się na wasze własne życzenie ^^

Rozdział 4.2

Czas mijał i robiło się coraz ciemniej. W pokoju była tylko nasza czwórka. Pierwsza noc zapowiadała się raczej bez odpałów. W sumie każdy był zmęczony. Ewentualni ktoś kto nie był zmęczony mógł se chodzić po innych pokojach, ale nie wierzę, aby ktoś przyszedł i do nas.
Wszyscy już przebrani jeszcze chwilę rozmawialiśmy. Głównym tematem stały się wakacje, które co prawda były już pod koniec tego miesiąca.
- Gdzieś wyjeżdżacie? - zapytał Ras leżąc z głową w dół na fotelu.
- Nie, ja siedzę cały czas w domu. - odparłem leżąc na wznak z rękoma pod głową i przymkniętymi oczami.
- Ja również! - odparła Spectra chichocząc cicho.
Zakładam, że będzie spędzała ze mną większość dni. Już to sobie wyobrażam. Dzień w dzień z nią. W zasadzie czemu by nie, może nawet poszlibyśmy którymś razem na plażę? Jedyny mój wyjazd wakacyjny... przejechanie z Austech do jego granic i kawałek dalej na wybrzeża. Były niczyje. nie wiem dlaczego, nikt ich nie brał w swoje miastowe granice. A z resztą... może tak nawet lepiej? Była to ładna plaża, na którą jeżdżę co roku. Czasem z kimś czasem sam...
Aliessa ziewnęła i powiedziała wszystkim obojętne dobranoc. Spectra zgasiła światło i jakoś tak zakończyła się ledwie rozpoczęta rozmowa. Czułem jak powoli odpływam do niby błogiej krainy snów która ostatnio robiła mi nie przyjemne psikusy...
"Obudził mnie nieprzyjemny skrzeczący pisk. rozdzierał przyjemną ciszę nocy, rozdzierał ją jak piła mechaniczna tnie drzewo. powoli i bardzo agresywnie. Pisk zaczął przechodzić z niższe intonacje, aż w końcu brzmiał tak jakby ktoś przejeżdżam czymś ostrym o jakiś szklany przedmiot.Poczułem jak po plecach przebiega mi dreszcz, a uczy bolą tak jakby zaraz miały mi pęknąć bębenki uszne. Myślałem, że zaraz chyba zemdleję albo co gorsza bębenki uszne naprawdę mi pękną... i nagle wszystko ucichło. Czułem się zdezorientowany. W ogóle nie ogarniałem tego co się stało. Kiedy rozejrzałem się dokładniej dotarło do mnie, że reszta w ogóle nie zareagowała na ogłuszający pisk. Jakby go nie było, jakby był wytworem mojej wyobraźni. Wariuję? pomyślałem i wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Czuć było chłód. Wofkloy miało to do siebie, niemal zawsze było tu bardzo chłodno. Zwłaszcza nocami. Trawa była pokryta białym szronem. Cała flora wokół ośrodka była nią pokryta. W pewnym momencie poczułem jakby coś mnie popchnęło i jakimś dziwnym cudem wypadłem przez okno. Jakby szyby w ogóle nie było. Z cichym łupnięciem walnąłem o ziemię. Jęknąłem zwijając się lekko, gdyż upadek z drugiego piętra nie mógł obejść się bez odrobiny bólu.
Kiedy w końcu ból odpuścił wstałem i otworzyłem szeroko oczy. Ośrodka nie było. Znalazłem się w jakimś dziwnym lesie który wyglądał tak jakby ktoś go celowo pomalował na czarno. Światło księżyca blado białym blaskiem. Wszedłem w las, jest tu o wiele cieplej niż w okolicach ośrodka, czy w samym ośrodku. Zastanawiałem się gdzie jestem. las był naprawdę dziwny. Drzewa były powykręcane w mało naturalny sposób, jakby ktoś je zakręcał w sprężynkę, która powoli ugina się w dół i przybliża się do mnie. Im bardziej zgłębiałem się las tym miałem większe wrażenie, że gałęzie i pnie drzew jakby pochylają się do mnie bardziej. Usłyszałem pohukiwanie po czym zobaczyłem na wygiętej gałęzi śnieżnobiałą sowę, z czerwonymi oczami wbitymi prosto we mnie. Wzdrygnąłem się lekko. Pierwszy raz widziałem taką... dziwną, co najmniej dziwną, sowę... było w niej coś... nienaturalnego...
Idąc tak przez ten dziwny las usłyszałem zawodzenie. Jęk głośny i narastający. Ciarki mnie przeszły. Zawodzenie co chwila zmieniało swą intonację. Raz było bardziej świdrujące w uszach a za chwilę całkiem do zniesienia. Nagle wszystko umilkło. Nawet cichy lekki wiaterek przestał wiać i ruszać dziwnymi szarpanymi liśćmi. I nagle ciszę rozdarł opętańczy śmiech. Brzmiał co najmniej jak śmiech psychopatycznego mordercy, który śmiał się nad swoją ofiarą zadowolony z efektów. Był coraz głośniejszy, aż w końcu zacząłem mieć wrażenie, że ktoś się śmieje tuż za mną. był tak wyraźny, że aż miałem wrażenie, że mogę go dotknąć. Odwróciłem się gwałtownie. Pusto. Przekrzywiłem lekko głowię, gdyż śmiech nadal brzmiał tak jakby ktoś był za mną. Poczułem, że ktoś dotyka mnie w lewe ramię. Odwróciłem się ponownie. Znów pusto. I nagle cisza... odetchnąłem głębiej i odwróciłem się z powrotem, aby kontynuować "wycieczkę" przez las. Jednak gdy się odwróciłem tuż przede mną stała paskudna kreatura. Jebało od niej zgnilizną. Jej ciało było w stanie rozkładu, kiedy tak na mnie patrzyła spory płat skóry spadł z jej ciała. patrzyła mi prosto w oczy nie zważając na część ciała która jej przed chwilą odpadła. Zaśmiała się opętańczo.
- Boo! ( czy tam bu... nwm jak powinno się to pisać...)- rzuciła się na mnie."
Obudziłem się gwałtownie, oddychając szybko. Byłem mokry od potu i czułem, jak bije ode mnie ciepło. Mi samemu też było potwornie gorąco. Gdy uniosłem lekko ręce zobaczyłem, że trzęsą mi się jak galareta. To było dziwne odczucie. Zaskakujące... gdyż nawet największy dreszczowiec nie robił na mnie wrażenia. A taki głupi, ledwie straszny sen, wywołał taką reakcję. Jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie.
- Ash? - ktoś delikatnym szeptem odezwał się w ciemnościach, głos dobiegał od strony okna - Wszystko okej? - Spectra przyglądała mi się zaskoczona.
- Czemu nie śpisz? - zapytałem nie zważając uwagi na pytanie.
- Coś mnie obudziło - wytłumaczyła się krótko. - Wszystko okej? - zapytała ponownie.
- Chyba... - zająkałem się lekko.
Zeszła cicho z parapetu i usiadła obok mnie, przyglądając mi się w bladym świetle księżyca.
- Na pewno? - dobrze wiedziała, że jest inaczej.
- Tak - odpowiedziałem niemal stanowczym głosem.
Przyłożyła mi chłodną dłoń do czoła. Nie wiem czemu... Jej dłoń była lodowata, ale kojąca. Jej delikatny dotyk sprawił, że się rozluźniłem.
- Nie jesteś przypadkiem chory? - zapytała z troską i spojrzała mi prosto w oczy.
- raczej nie - dotknąłem swojego czoła.
Spectra miała zimne dłonie więc mogło jej się zwyczajnie wydawać, ale faktycznie. Czoło miałem stosunkowo ciepłe. Mruknęła coś pod nosem i mnie przytuliła. objąłem ją lekko światło księżyca, dawało taką miłą bladawą poświatę w pokoju. Ciekawie to wyglądało. Urywkiem przypomniał mi się sen... nadal miałem niesmak po mojej reakcji na ten dziwny sen. Dlaczego tak mną wstrząsnął? To nawet nie było takie straszne... ale na pewno dziwne.
- Co ci się śniło? - zapytała po dłuższej ciszy.
- Może kiedyś ci powiem... - mruknąłem. Jakoś nie miałem na razie ochoty się tym z kimkolwiek dzielić.
- Dlaczego nie teraz? - zapytała lekko niezadowolona.
Nie odpowiedziałem. Położyłem się powoli, a dziewczyna oparła mi głowę na klacie w okolicach serca. Przytuliłem ją do siebie. Przymknęła oczy. jej oddech stał się miarowy.
- Serce ci wali jak młot - szepnęła po czym uśmiechnęła się.
Uśmiechnąłem się przelotnie. Do głowy znów mi napłynęły podłe myśli ostatnich zdarzeń... zero odpowiedzi... zero niczego, nic co mogłoby nam pomóc w rozwikłaniu dziwnej i nietypowej zagadki. Czym był ten szklany labirynt? No i nadal interesowało mnie jak doszło do wypadku Rori'ego... fakt, nie powinien pić przed jazdą... ale on jeździł w gorszych stanach... a teraz? To nie było normalne... plus to co powiedzieli policjanci... jak to wszystko ogarnąć? Nie mam pojęcia...
Tego jest zbyt wiele i boję się, że będzie jeszcze więcej. Westchnąłem i przymknąłem oczy jednocześnie modląc się, aby przypadkiem nie trafić z powrotem do tamtego snu... chwilę leżałem w ciszy, aż w końcu dopadła mnie senność i zasnąłem. Nawet już nie wiem w którym momencie.
"Kreatura przyszpilała mnie do ziemi chichocząc. Z jej paszczy wypełnionej rzędami dość ostrych i paskudnych zębów spływała gęsta i obrzydliwa ślina, która kapała mi prosto na twarz.
Zacząłem się wiercić, aby jakoś się wyswobodzić jednakże to tylko pogorszyło moją sytuację gdyż bestia początkowo agresywnie wbiła mi pazury w nadgarstki i kostki po czym powoli wbijała je głębiej. Dostrzegłem, że są piłkowane po jednej stronie tak samo jak zęby rekina, więc jakby chciała gwałtownie wyjąć szpony z mojego ciała rozdarłaby je tak jak szmatkę... ból był rozdzierający więc przestałem się wiercić. Kreatura przestała mi wbijać pazury, ale też ich nie wyjęła, warczała na mnie patrząc na mnie pustymi szklanymi oczami. Nie widać w niej było ni grama litości. Zbliżyło do mnie pysk akurat w tym momencie jak wypuszczało powietrze w nosie. Paskudny odór. Rzygać mi się chciało. Już miałem dość, znów podjąłem próbę... zacząłem ponownie się wiercić, ale trzymała mnie mocne. W końcu jak zauważyła, że jakoś słabo zwracam uwagę na pazury wbijane w ciało ryknęła mi prosto w twarz aby mnie uspokoić..."
Otworzyłem oczy, gdyż poczułem potworny smród zgnilizny. Był duszący i paskudny. Spectra spała wtulona we mnie. Jeszcze było ciemno. Poczułem ból w nadgarstkach i kostkach... zerknąłem na jedną z rąk... miałem tam szarpane rany... jakby ta kreatura naprawdę szarpała mi nadgarstki. Krew spływała dość szybko. Wystraszyłem się lekko i ruszyłem dość gwałtownie przez co zbudziłem Spectrę. Spojrzała szeroko otwartymi oczami na mój nadgarstek.
- Co ci się.. - zapytała z niedowierzaniem.
- W zasadzie to... mi się tylko śniło... i... - nie miałem zielonego pojęcia jak mam jej to powiedzieć.
Nie odzywała się dalej i wyjęła z plecaka coś czy mogłaby zatamować krwotok po czym wyszła na korytarz po apteczkę pierwszej pomocy. Wbiegła z powrotem do pokoju i polała mi gwałtownie czymś rany.
- Auć! - zabrałem szybko rękę.
- Nie zachowuj się jak dziecko... to trzeba przemyć.
- Ciszej tam! - Ras rzucił w naszą stronę poduszkę nie otwierając oczu.
Spojrzałem na niego razem z Spectrą po czym zaśmialiśmy się cicho. Dziewczyna wróciła do poprzedniej czynności. Rany zaczęły mnie piec, a krew spływała z nich trochę szybciej.  Spectra uwijała się stosunkowo szybko mimo bladego światła dopiero co wstającego słońca. Zabandażowała ranę i zajęła się kolejną ręką. Zerknąłem na kołdrę w miejscu kostek, Spectra też tam zerknęła i westchnęła polewając mi ponownie rany czymś dziwnym. Znów zaczęło mnie szczypać. Miałem już tego dość... okazało się, że na kostkach boli jeszcze bardziej niż na nadgarstkach.
- Zostaną ci ciekawe blizny... - stwierdziła zawiązując ostatni bandaż.
- Eh... niestety... jak ja się wytłumaczę Coin?
- Ło... faktycznie... - wstała i odłożyła szybko apteczkę - Co my jej powiemy?
-----------------------------------------------------------------------------------------
No nieźle... tak mi się na lekcjach nudziło! Haha xD w sobotę zapomniałam to teraz taka ładna długa rekompensata... to też za rozdział 4.1 który wyszedł potwornie! Mam nadzieję, że wam się podoba ^^

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4.1

W pokoju zaczęło się robić ciemno i... chłodno?  Okno mieliśmy zamknięte, każdy zaczął nakładać na siebie jakąś bluzę. Zerknąłem na ściany. Stuknąłem w jedną i skrzywiłem się.
- Toż to jest drewno - mruknąłem - nie ocieplone ni nic... - przejechałem dłonią po ścianie - a ścianka jest zaszpachlowana czymś i pomalowana... świetnie - warknąłem i wyjąłem z torby drugą bluzę.
- Czyli, że będziemy tu marznąć - odezwał się zdenerwowany Ras. - Co to za pojebany ośrodek!
- Nie denerwuj się tak - Spectra odezwała się spokojnym i delikatnym głosem.
- Kiedy to kurwa nie normalne! Co to za warunki!
- Ras uspokój się! - wrzasnąłem na niego. - Mamy inne zmartwienia niż komfort ośrodka.
Od razu się zamknął. Do naszego pokoju wbiegła Annie, zastępczyni gospodarza klasy. Zawołała nas na kolacje. Wszyscy powolnym krokiem zeszliśmy na dół. Po drodze widziałem, że każdy naciąga na siebie dodatkowe okrycie. Taiga wbiegła szybko do swojego pokoju i wzięła jakąś bluzę.
Musieliśmy przejść przez kilka krętych korytarzy, aż w końcu doszliśmy do jadalni. Nie znosiłem łazić, jakoś jak schodziliśmy na obiad nie odczułem tego, ale teraz gdy byłem zmęczony miałem wrażenie, że to bardzo odległe pomieszczenie.
Usiedliśmy przy tym samym stoliku co na obiedzie. Zaskoczył nas widok Clay'a, który uśmiecham się do nas szeroko i machał lekko dłonią łokciem podtrzymując kulę.
- Spectra, masz wielkie gratulacje od lekarza. Zrobiłaś profesjonalne prowizoryczne usztywnienie - Spectra zarumieniła się i usiadła niepewnie.
- D-dziękuję - jęknęła się.
Zjedliśmy w ciszy dość skromną kolację. inaczej nie dało się nazwać zupy mlecznej. Której z resztą nawet nie zjadłem. Jestem wybredny, nie jem byle czego. Bogu dzięki, że zostawiłem sobie coś z podróży.
Siedziałem i czekałem na resztę. Czułem jak w nogach pulsuje mi ból. Byłem zmęczony, wiedziałem, że powinienem szybko zasnąć, a jednak w to wątpiłem po przez ostatni bieg zdarzeń jaki nas spotkał. Jak można zasnąć po tak dziwnym  zdarzeniu? Zamknięci w lustrzanym labiryncie...
Westchnąłem i wstałem od stołu, gdy Spectra już zjadła. Nie wiem czemu, ale Taiga mimo tego iż zjadła chwila po tym jak dostała szybko zjadła nadal siedziała.
Mimo wszystko nadał była dla mnie jedną wielką zagadką.
Poszedłem razem ze Spectrą na górę do naszego pokoju zero. Ten numerek nadal mnie bawił.
Usiadłem na łóżku i zacząłem rozmyślać.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział naprawdę wyjątkowo krótki... nie miałam weny i zbytnio jakby czasu...
Chlip Chlip... teraz tak będzie niestety... szkoła się zaczęła a opowiadanie jak raz w tygodniu się pojawi to będzie dobrze, ale może się zdarzyć, że nie będę pisać nawet miesiąc... przykro mi

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 3.5

Rozglądałem się po okolicy. Nie mogłem się zorientować w jakim my miejscu jesteśmy. Przypominało to las... tylko jaki? Gdzie? Nie mogliśmy się ruszyć Clay wyglądał co najmniej jak zmordowany ciężką pracą... nie licząc już ran. Usiadłem koło Spectry.
- Kurwa... - warknąłem. - I co teraz? - zapytałem zerkając na resztę.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Westchnąłem. Czułem się... taki bezradny... nie znosiłem tego uczucia... to takie podłe. Chciałbym móc coś zrobić... tylko co.
- Wież co Ash? - zapytała niepewnie Spectra. - Może... mam tak jakby pomysł...
- Jaki? - zapytała Taiga.
Była bardzo przejęta tym wszystkim, opatrywała Clay'a.
- Bardzo proste... Taiga... rób co robisz... Ash.... chodź...
Wstała a ja wstałem za nią. Nie zdradzała planu, ale modliłem się aby był dobry. Weszliśmy w las. Spectra rozglądała się uważnie, zerknęła na podłamaną gałąź, korę...
- Mógłbyś to wyłamać? - zerknęła na mnie.
- Ale po co? - byłem kompletnie zaskoczony.
- Pomoże nam to w przetransportowaniu Clay'a. Nam nic nie jest... tylko on jest poturbowany...
Wzruszyłem ramionami. Nie rozumiałem po co jej to, ale wykonałem jej prośbę.
Uśmiechnęła się i zerwała po drodze jeszcze kilka młodych gałązek wierzby.
- Clay - zapytała gdy wyszliśmy z głębi lasu - Która to noga mocno cię boli.
- Skąd wież...? - był lekko zaskoczony - Lewa.
Spectra podwinęła mu nogawkę i przyjrzała się fioletowawej i opuchniętej nodze.
- Niezłe złamanie - mruknęła i zdjęła z siebie bluzę, zabrała ode mnie korę, obwiązała ją młodymi gałązkami wierzby po czym rozerwała bluzę i owiązała nią dodatkowo. - Powinno być lepiej - uśmiechnęła się i gestem wskazała mi abym pomógł mu wstać.
- Skąd wiedziałaś, że ma złamaną nogę? - zapytał zaskoczony Ras.
- Po tym jak chodzi - wstała i zerknęła na niego z uśmiechem - Było na jakieś tam lekcji - odparła beztrosko.
Podała Clay'owi gałąź którą mógł się podeprzeć. Oprócz tego Rassell go asekurował.
Szliśmy przez las. Jak dobrze wyczytałem z mchu szliśmy na północ. Miałem nadzieję, że coś znajdziemy, że stąd wyjdziemy. Słońce powoli zaczęło zachodzić. Ponieważ było dobrze widoczne stwierdziłem, że jesteśmy albo w Wofkloy, albo dalej... druga opcja bardzo mi się nie podobała.
Zacząłem słyszeć muzykę. Czyżby to z wesołego miasteczka? Modliłem się aby tak... oznaczałoby to, że jesteśmy dostatecznie blisko, aby przestać się martwić.
Powoli zaczęliśmy dostrzegać rysy wesołego miasteczka. Wszyscy uśmiechnęli się.
Nie mogliśmy przyspieszyć, Clay nie mógł przecież zostać w tyłu. To byłoby bardzo nie fajne. Nikt by przecież nie chciał zostać z tyłu.
Kiedy wyszliśmy na parking wszyscy westchnęli z ulgą. Nie potrafię określić jak cieszę się, że widzę ten głupi autokar. Bardziej jednak cieszą mnie otwarte drzwi i pustki.
Wsiedliśmy powoli, aby odpocząć, każdy był zmęczony. Najbardziej chyba Clay, który mimo iż się nie skarżył to wyglądał najgorzej z nas wszystkich.
Po jakiejś godzinie do autokaru zaczęła wsiadać reszta klasy. Nauczycielka zerknęła na nas zaskoczona, Clay specjalnie siedział tak aby był ledwie widoczny.
Autokar ruszył. Jechałem wpatrzony w ulicę i w las... w cieniach miałem wrażenie, że dostrzegam oczy... ale za każdym razem jak mrugnąłem znikały i na nowo się pojawiały.
Spojrzałem na wprost. Droga wydawała się nie mieć końca. Wpatrywałem się tak chwilę i mnie zmorzyło. W końcu po prostu zasnąłem.
Obudziłem się w pustym autokarze... a raczej tak mi się wydawało. Siedziałem w tym samym miejscu, na jakieś pięć kroków przede mną było coś widać, ale dalej... było ciemno.
Rozejrzałem się uważniej... nic... czerń.
Wstałem i zacząłem iść w stronę ciemności. Kiedy chciałem postawić nogę na czarnym polu okazało się, że nic tam nie ma i gdyby nie to, że szedłem powoli i spokojnie, wpadłbym w czerń.
Stwierdziłem, że to znowu musi być sen. Bo co innego? Przecież nie prawda. Zastanawiałem się tylko co się stanie. Nie mogłem przecież non stop tak siedzieć. Chodziłem dookoła patrząc czy czerń się nie zwęża lub powiększa. Jedyne co zauważyłem to czerwona kropla spływająca ze ścianki za krzesłem na którym siedziałem. Podszedłem i przetarłem placem smugę. Na placu przypominało to krew. Zerknąłem w górę aby stwierdzić skąd jest takowa smuga. Było ich tam więcej... wypływały z ciemności. Było ich jeszcze więcej. Odszedłem jeden krok, mając nadzieję, że ujrzę skąd jest źródło, okazało się że to był okropny pomysł, krew zaczęła płynąć strugami, po czym spłynęła potężna fala która zepchnęła mnie ze skrawka autokaru w ciemność......
Obudziłem się gwałtownie z ulgą stwierdzając, że był to zwykły sen... znaczy... nie można go nazwać zwykłym normalnym snem. To było jakiś koszmar... Spectra zerknęła na mnie zaniepokojona.
- Co jest?
- N-Nic... - odgarnąłem włosy do tyłu. - Miałem koszmar...
Rozejrzała się czy wszyscy śpią. Nie spała tylko McCoin, ale na nią nie zwracała uwagi. Przytuliła mnie lekko szepcząc "oj biedaku". Objąłem ją lekko.
Jechaliśmy tak kawałek, ale jak tylko ktoś się zaczął budzić usiedliśmy prosto. To takie szczeniackie chowanie się, fakt... ale jakoś nie miałem ochoty aby ktoś wiedział...
Dojeżdżaliśmy do ośrodka. Wszyscy padnięci wyszliśmy się z autokaru.
Coin zauważyła, że Clay kuśtyka i ma prowizoryczną szynę na nodze. Od razu zabrała go do lekarza aby mu założyli gips czy coś.
Wszyscy powoli zaczęli wchodzić po schodach, jedni szybko kierowali się do siebie, my musieliśmy iść na samą górę. Taiga szła za nami, czuła się nie komfortowo bez Clay'a... była wystraszona.
Zaprosiliśmy ją do nas, do czasu gdy Clay nie wróci.
- Padam z nóg! - odparł Rassell opadając na fotel. - Mam dość!
- Nie ty jeden! - Ali poszła w jego ślady, tylko że opadła na łóżko.
Wszyscy padliśmy. Spectra padła koło mnie, a Taiga dość agresywnie usiadła na fotelu. Wszyscy zerknęli na nią zaskoczeni. Dziewczyna zarumieniła się i schowała nos w golf.
Sam już nie wiedziałem jak to będzie. Zaczęło mi się wydawać, że ten wyjazd będzie fajny tylko dla osób, którzy nie będą w naszym towarzystwie...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I już zaczynają się efekty chodzenia do szkoły... miałam to napisać w niedzielę... ale nic nie napisałam... dlaczego? Stres przed rozpoczęciem... teraz się szkoła zaczęła... technikum to nie przelewki... muszę się starać. Więc jak napiszę raz na dwa tygodnie to będzie pięknie

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 3.4

-Szliśmy między lustrami. Już po chwili się pogubiłem. Lustra odbijały wszystko i nie mogłem się zorientować skąd przyszliśmy.
- To jest pojebane - walnąłem w jedno z luster.
- Uspokój się! - po głosie Spectry doszło do mnie, że jest wystraszona.
Odwróciłem się do niej. Stała lekko podkulona z mętnym wzrokiem wpatrzonym we mnie. Podszedłem do niej i objąłem ją lekko. Była bardzo spięta, ale gdy tak chwile postaliśmy rozluźniła się. Oparła mi głowę na ramieniu. Spojrzałem na nią.
- Musimy stąd wyjść...
- Tylko jak?
Zerknąłem w górę. Na nasze nieszczęście lustra sięgały sufitu. Niestety były też nie do zbicia, specjalnie były zrobione grubiej, aby łatwo się nie -stłukły. To wyglądało jak pułapka! Nie można było znaleźć wyjścia, a powrót do punktu wyjścia... dosłownie niemożliwy! Można się dwoić i troić ale to nic nie da. Siedzimy tu jak mysz pod miotłą gdy się chowa. Tyko, że ona chce wyjść jedynie do punktu wyjścia - do nory - my raczej wolimy wyjść. Tylko jak?
 - Ryzyk fizyk - odezwałem się niepewnie.
Podszedłem do lustra i jeździłem po nim dłonią chodząc w koło do czasu gdy nie trafiłem na wylot.
- Więc pójdziemy tędy - skwitowałem.
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny złapałem jej dłoń i poszliśmy jedyną drogą jaką udało się znaleźć.
W pewnym momencie usłyszałem krzyk. Spectra podskoczyła i wtuliła się we mnie.
- Co to było? - zapytała drżącym głosem.
- A skąd u licha mogę wiedzieć? - zamyśliłem się chwilę... - Choć brzmi jak Aliessa...
Te słowa chyba przeraziły ją jeszcze bardziej.
Szliśmy dalej bo mimo iż mogła to być ona to co moglibyśmy zrobić? Nic. Przecież nawet nie wiemy gdzie jest i czy to na pewno ona.
Korytarz luster chyba nie miał końca. Miałem wrażenie, że idziemy wieczność! Plus to dziwne uczucie, że jestem obserwowany. Nie dawało mi to spokoju. Czułem się osaczony, i to nie tylko przez to, że Spectra dosłownie się przykleiła. Miałem wrażenie jakby miliony oczu było skierowane właśnie teraz na mnie.
- Też masz to uczucie? - zapytałem niepewnie.
- Jakie? - zerknęła na mnie.
- Że ktoś cię obserwuje...
Rozejrzała się dookoła. Jakby głupio wierzyła, że znajdzie kamerę lub coś w tym stylu. Spojrzała w ziemię. Zaciekawiony również zerknąłem. Dopiero teraz ujrzałem okrągłe szklane wizjery a w około co drugiej widziałem kamerę.
 - Co to kurwa jest? - zapytałem i pochyliłem się nad wizjerem.
- Nie mam bladego pojęcia - stuknęła w szybkę - Ale faktycznie... ktoś nas obserwuje. - uśmiechnęła się do mnie - Masz świetne wyczucie.
- E... dzięki? - nie byłem pewien czy mam się cieszyć?
Z lewej strony szklana ściana rozstąpiła się i ukazała nam mały ciemny pokój. Staliśmy w miejscu. Usłyszałem czyjś śmiech.
- Boicie się? - odezwał się głos z pokoju.
- Nie, a co? - odezwałem się luźno. Ustałem też tak, aby dać temu większe wrażenie. - Raczej mnie to irytuje... - Siana się zamknęła. Spojrzałem na Spectrę, a ona na mnie. - Kurwa co to miało być?!
- Nie wiem... Ash... ja chcę stąd wyjść! - wrzasnęła i zaczęła na chama szukać wyjścia.
Biegła korytarzem. Biegłem za nią, nie zatrzymywałem jej. Nie czułem takiej potrzeby w końcu trafimy na ślepy zaułek i się uspokoi. Jednak to co zobaczyłem było szokujące. Nie wiem jakim cudem labirynt z luster przeniósł się w las, ale cieszyłem się, że jesteśmy na świeżym powietrzy. Spectra spojrzała w górę wzięła głęboki wdech i padła na trawę uśmiechając się szeroko. Po chwili dołączył do na Rassell, ale bez Aliessy.
- Gdzie Ali? - zapytałem lekko zaniepokojony.
- Ta stuknięta dziewczyna weszła do tej pieprzonej lustrzanej ściany! - wrzasnął wyraźnie zdenerwowany.
- Że niby kuźwa co? - odezwał się zdezorientowany Clay.
Stał oparty o wyjście labiryntu z podartą koszulą. Dyszał ciężko i miał kilka ran. Dopiero teraz gdy na niego spojrzałem zauważyłem, że są cztery wyjścia. Usłyszeliśmy krzyk a po chwili jak ze zjeżdżalni wypadła Taiga i Aliessa. Przeturlały się po trawie i zatrzymały o mało nie wpadając na leżącą Spectrę.
- A ty jak tam się znalazłaś? - zapytałem Taigę i pomogłem obu dziewczynom wstać.
- W naszym korytarzyku zrobiło się ciemno. Mnie coś wciągnęło pod ziemię... a.. - zerknęła na Clay'a - Clay! - podbiegła do niego i przytuliła go mocno. - Nic ci nie jest?!
- Taiga puść! To boli!
Zaczęli się tam szturchać tarmosić i krzyczeć na siebie. Zerknąłem chwilę na nim po czym spojrzałem na Aliessę, dziewczyna miała poranione dłonie.
- A ty? Ras mówi, że wbiegłaś w tą ścianę.
- Bo wbiegłam... nie sądziłam, że jest obrotowa i że mnie przeniesie - oglądała swoje dłonie jak zahipnotyzowana. Jakby nie było nic innego - Głupie pręty- mruknęła do siebie.
- Pręty? - zapytałem przyglądając się jej dłoniom.
Były nie tyle co poranione a mocno poparzone. Ciekawe tylko jak ona sobie to zrobiła. I ciekawe jak to jest, że tylko w tunelu którym szedłem razem ze Spectrą nie było żadnych niebezpieczeństw? Tyle pyta, a na żadne nie było odpowiedzi. Nie zostało nic innego jak dać sobie z nimi spokój.
- Taa - odezwała się Aliessa, wtedy przypomniała mi, że to ona mi wszystko ładnie powie. - Jak wpadłam przez te ściankę to tam co chwile po drodze były albo jakieś żyłki, albo pod nogi wyskakiwały jakieś patyki... jak się przewróciłam nie wiem skąd na ziemi wzięły się wręcz wrzące pręty - zacisnęła zęby jakby przypomniawszy sobie ból z tamtego momentu.
- Ras, a tobie nic nie jest? - zwróciłem się do przyjaciela.
Obejrzał się dokładnie. Chyba sobie żartował bo nawet widać gołym okiem było, że jest cały.
- Nie... wszystko ok... a co tobie Clay? Wyglądasz jakby cię co najmniej kosiarka przejechała! - Ras zerknął na poturbowanego kolegę.
- Nie... kosiarką byłoby lepiej... mnie jakieś zwierze zaatakowało. To był dosłownie moment. Nawet nie wiem co to było za zwierze. - z jęknięciem usiadł na trawie.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Brak weny kochani. Brak weny :(
Brawa dla mnie. Około połowa tego co napisałam została napisana na tablecie.(bez klawiatury. Pragnę też dodać, że tablet ma pękniętą szybkę i korzystam jedynie z myszki... ręka od tego boli :c )

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 3.3

Nie wiem ile minęło, ale  poczułem mocne szturchanie, ktoś chyba też skakał po łóżku. Otworzyłem powoli oczy. Spectra skakała wesoło po lewej stronie łóżka a Ras szturchał mnie co chwila w ramię.
- No wreszcie! Godzina minęła - pokazał mi ekran telefonu.
- Plus Coin każe wszystkim zejść na dół - odezwał się spokojnie Clay, który stał oparty o framugę w drzwiach. Ciekaw jestem jak otworzyli drzwi skoro klucze jak mi się kojarzyło miałem w kieszeni. - Wstawaj - Wziął z podłogi poduszkę  rzucił ją we mnie. Rozejrzałem się.
- Co tu się kurwa stało! - zapytałem widząc wszędzie puch i rozwalone ubrania, poduszki...
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Patrząc na nich sam nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy może płakać. Wyglądali jak... jak czworo idiotów, aż sam zacząłem się śmiać.
- Ale tak na serio... co mnie ominęło?
- Walka na poduszki! - wykrzyknęła radośnie Spectra i skoczyła na łóżku po czym opadła i leżała koło mnie. Westchnąłem.
- Jak małe dzieci - pokręciłem lekko głową.
- A ty jesteś za sztywny! - uśmiechnęła się zadziornie.
- Tylko c się wydaje - odezwał się spokojnie Rassell. - To pozory, dla nauczycieli... dorosłych i ojca...
- Aby mi ufali - uśmiechnąłem się.
- Ciekawe - odparła Aliessa. - Ty Clay też tak robisz?
- No pewnie, jak inaczej byłbym zastępcą gospodarza w klasie? Jakby Coin mi nie ufała to by na to nie pozwoliła - uśmiechnął się i usiadł na jednym z foteli.
- A ty przypadkiem nie wspominałeś, że Coin chce abyśmy zeszli? - zapytała unosząc brew Spectra
- No wspominałem. - odezwał się lekko. - Ale nie chce mi się iść - mrugnął do niej.
- Nie no... trzeba iść. - Rassell wstał i wyszedł z pokoju.
Za nim w podskokach jak idiotka wyszła Aliessa. Clay wstał ociężale i spojrzał na mnie. Czekał, aż wstanę. Westchnąłem ciężko po czym zszedłem z łóżka i poczłapałem się do wyjścia. Za mną szła Spectra. Clay zamknął za nami drzwi i rzucił mi kluczyk po czym pobiegł szybciej na dół. Zatrzymałem się.
Spectra zatrzymała się obok mnie i przyglądała mi z uniesionymi brwiami.
Uśmiechnąłem się. Dziewczyna zmarszczyła lekko nos. Słodko wyglądała. Rozejrzałem się. Było pusto. Wróciłem się szybko do pokoju. Spojrzałem na nią czekając czy pójdzie za mną, czy pójdzie na dół. Stała chwilę po czym weszła za mną do pokoju. Uśmiechnąłem się znów.
Usiadłem na łóżku. Spectra stała w drzwiach przyglądając mi się uważnie.
- Będziesz tam tak stać?
- No... my... musimy iść na dół - odparła niepewna. Uśmiechnąłem się i gestem nakazałem, aby usiadła koło mnie. - Ash, musimy iść! - starała się być stanowcza choć wiem, że w głębi nie miała ochoty iść.
- Co ci szkodzi chwila?
Westchnęła i usiadła obok, widziałem jak lekko się uśmiecha i rumieni. Spojrzała na mnie. Nigdy nie potrafiłem oprzeć się tym oczom. Przepiękne! Położyłem jej dłoń na policzku i uśmiechnąłem się do niej lekko. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. Była zakłopotana. Zbliżyłem się do niej lekko. Otworzyła ciut szerzej oczy. Zastanawiało mnie co teraz myśli, mogła myśleć wiele, taka sytuacja...
Zbliżyłem się jeszcze bardziej i lekko musnąłem jej usta. Dziewczyna jakby lekko podskoczyła z wrażenia. Uśmiechnąłem się po czym lekko ją pocałowałem. Odsunęła się lekko. Spojrzałem na nią niewinnie. Była bardzo zaskoczona i bardzo zarumieniona. Uśmiechnąłem się po czym stałem i podszedłem do drzwi.
Spojrzałem na skołowaną dziewczynę. Przyglądała się mi.
- Co... co to oznacza? - zapytała niepewnie i powoli wstała.
- Powiem ci wieczorem - odparłem tajemniczo i uśmiechnąłem się.
Dziewczyna wyszła oglądając się co chwila na mnie. Powoli zeszliśmy na dół.
Wszyscy stali czekając na nas. Coin była chyba zdenerwowana, a ja byłem raczej z siebie zadowolony.  Bo kto by mi zabronił? Nikt. Z resztą jak nie wtedy to i tak bym to wkrótce zrobił.
- Witam spóźnialskich! - odezwała się sucho McCoin.
- Przepraszamy. Specrta czegoś zapomniała - zwaliłem na nią... ale oczywiście ugryzłem się w język, mogłem powiedzieć, że ja ale Spectra jakoś nie była urażona pociągnęła pałeczkę.
- Tak... szukaliśmy trochę, a okazało się, że cały czas mam to przy sobie - poklepała prawą kieszeń spodni.
- Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
- Obiecujemy - powiedzieliśmy razem uśmiechnąłem się do niej.
Coin powiedziała, że idziemy do Wesołego Miasteczka w Wofkloy. Wszyscy wrzasnęli radośnie. Każdy lubił chodzić do takich miejsca, a w Wofkloy mieli najlepszy jaki był w tym stanie Arizona.
Wsiedliśmy znów do autokaru, na te samie miejsca. Clay i Taiga siedzieli przed nami. Taiga się co chwila odwracała. Uśmiechnąłem się do niej, odwzajemniła to lekkim skromnym uśmiechem.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już przed bramami. Przywitał nas pisk ludzi którzy akurat zjeżdżali z najwyższego toru rollercoaster'owego.
Wesołe Miasteczko Wofkloy było tu cały czas, ale otwierane było tylko w sezonach wyjazdowych. Wofkloy nie było często odwiedzane, ale jak już to zawsze można było to miło wspominać. Nie dość tego, że mają ciekawe atrakcje to do tego dochodzi bardzo ciekawa historia i krajobraz niemal nie naruszony przez ludzi.
Wofkloy niby było dużym miastem, a jednak nie można było się tu natknąć na ogromne strzeliste budynki czy coś co mogłoby choć odrobinę zaszkodzić naturze. Czyste i nie skażone. Nie to co Austech... paskudne i zanieczyszczające. Nasza fabryka co rok wylewa tony zanieczyszczeń do pobliskiej rzeki... nikt się tym nie przejmuje.
Weszliśmy grzecznie tak jak prosiła Coin, jednak gdy tylko przekroczyliśmy progi bram od razu rozproszyliśmy się i potworzyliśmy max sześcioosobowe grupy. Ja, Ras, Ali, Clay, Taiga i Spectra tworzyliśmy jedną grupę. Zdziwiło mnie, że to Taiga zaciągnęła do nas Clay'a... z tego co wiem to do niej nie podobne. Ustaliliśmy, że razem pójdziemy na rollercoaster'a.
Wagonik miał sześć siedzeń. W sam raz abyśmy jechali tylko my, w grupie.
Stanęliśmy w dość małej kolejce pełni niecierpliwości. Od dawna marzyłem, aby przejechać się tym potworem. Szliśmy na największy i zarazem najszybszy tor jaki mieli. Dreszczyk emocji był nie mały. Tylko Aliessa była bardzo spokojna i chyba nawet się nie cieszyła. Do prawdy... pierwszy raz mam styczność z taką osobą. W końcu nadeszła nasza kolej, usiadłem w pierwszych siedzeniach. Rassell chciał usiąść koło mnie, ale Spectra szybko i sprawnie wśliznęła się i usiadła koło mnie.
Ras westchnął z lekkim niezadowoleniem i usiadł na końcu obok niego równie naburmuszona usiadła Aliessa. Taiga i Clay usiedli za mną i Spectrą.
Kolejka powoli ruszyła. Początek jak zwykle spokojny, wjeżdżaliśmy powoli na jedno z wzniesień. Gdy byliśmy na szczycie kolejka kilka razy bujnęła się to w przód to w tył po czym gwałtownie zjechała na dół. Wszyscy wrzasnęliśmy radośnie. Gdy byliśmy blisko dołu zacząłem się z nie wiadomych powodów śmiać. Często mi się to zdarzało. Razem ze mną chichotała Spectra.
Kolejka co chwila wjeżdżała w górę i z zawrotną prędkością zjeżdżała w dół powodując śmieszne motylki w brzuchu. Wydawało mi się, że trwa to sekundy, a jednak gdy w końcu stanęliśmy okazało się, że minęło pół godziny. Byłem w szoku a jednak ciekawsze było to, że nie potrafiłem porządnie utrzymać równowagi.
- Było ekstra! - wrzasnął radośnie Clay i zaczął skakać jak szalony.
Uśmiechnąłem się po czym postanowiliśmy pójść do gabinetu strachu, zobaczyć jak udało im się go tym razem urządzić. Gdy ostatnio tu byłem duchy to były szmatki przywiązane na sznurek a pająki były z gumy. Prędzej był to gabinet śmiechu niż strachu.
Powoli przeszliśmy próg. Z pozoru nie było strasznie chyba, że ktoś panicznie bał się ciemności.
Usłyszeliśmy coś w stylu niby diabolicznego śmiechu. A jednak zabrzmiało to jak... jak zdychająca żaba. Wybuchliśmy śmiechem. Co można było innego zrobić? To było prze komiczne.
- Co to miało być? - mówiła ze łzami w oczach na wpół zgięta Aliessa. Wreszcie widziałem normalne zachowanie. A jednak i to mnie dziwiło...
- Nie mam pojęcia - mówiłem próbując się uspokoić.
Gdy w końcu udało nam się przestać śmiać poszliśmy dalej. Usłyszeliśmy buczenie. Pewnie miała to być imitacja wycia ducha. Tym razem jednak lepiej im wyszły. Wyglądały bardziej jak duchy, a jednak nadal nie były straszne. Zwykłe szmaty.
Gdy byliśmy już przy wyjściu ujrzeliśmy światło od otwartych drzwi. Już mieliśmy wychodzić gdy drzwi nagle się zamknęły. Dookoła nie wiadomo skąd jakby wyrosły lustra. Otoczyły nas i zaczęły tworzyć coś w stylu tuneli. Mieliśmy do wyboru trzy przejścia.
- Chyba musimy się rozdzielić - powiedziałem niepewnie.
- Pojebało Cię!? - wrzasnął Ras. - To najgorsze co możemy teraz zrobić!
- A co niby według ciebie mamy zrobić? Tak będzie najszybciej - mówiła spokojnie Spectra. - Ash ma racje, musimy się rozdzielić. Podzielmy się na trzy grupy mieszane. Ja pójdę z Ash'em! - powiedziała szybko ostatnie słowa.
- Idziesz ze mną Taiga? - zapytał niepewnie Rassell. Chyba miał dość towarzystwa Aliessy
Dziewczyna spojrzała na Clay'a który tylko ją zachęcił do tego, aby poszła z Ras'em. Kiwnęła niepewnie o podeszła bliżej niego. Była chyba ciut wystraszona. Nie umiem tego określić.
Aliessa i Clay poszli w lewo, Ras i Taiga w prawo a ja i Spectra postanowiliśmy pójść na wprost.
Miałem nadzieję, że to dobry pomysł.

---------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że dopiero teraz. Aktualnie wróciłam z wyjazdy ( swoją drogą było zajebiście!! )
Puki jeszcze są wakacje będę pisała co około dwa dni... może codziennie, ale jak będzie szkoła ( tsa... teraz Tech więc będę tu rzadkim bywalcem :/ ) oczekujcie, że rozdziały mogą pojawiać się nawet co dwa tygodnie. Nie będę miała już tyle czasu. W końcu będzie trzeba się uczyć, co nie? Ale puki co, będę raczej pisała na bieżąco ;)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 3.2

Obudziłem się kiedy autokar zahamował gwałtownie. Zarzuciło wszystkimi gwałtownie do przodu. Zrobił się harmider, każdy się skarżył na to nie planowane hamowanie. Nikomu się ono nie spodobało... zapewne dlatego, że jeszcze wielu chciało sobie pospać. Po takiej pobudce chyba każdy zrezygnował z drzemki.
Lekko zdenerwowany zdarzeniem podparłem głowę na ręce, którą położyłem na oparciu. Wyjrzałem przez okno. Pogoda nam nawet dopisywała. Było po prostu ciemno, nie było deszczowych chmur.
O tyle dobrze, każdy chyba to zauważył i albo mi się wydawało, albo nawet każdy był nieco rozpromieniony.
Spectra i Aliessa gawędziły o czymś. Jak dobrze zauważyłem ukradkiem Rassell nawet nie przejął się takowym gwałtownym hamowaniem. Spał se w najlepsze. Zazdrościłem mu.
Spectra co chwila zerkała na mnie z szerokim uśmieszkiem. Troszkę mnie denerwowała... jednak nie tak bardzo jak Aliessa... patrzyła się na mnie praktycznie cały czas i irytowała tym.
Westchnąłem i ponownie wyjrzałem przez okno. Chmury zaczęły jakby znikać? Oznaczało to jedynie tyle iż zbliżamy się do granicy Austech...do Wofkloy.
Ośrodka nie było jeszcze widać, to wiadome, ale miałem przeczucie, że niedługo się ukarze. Niebo zaczęło robić się coraz jaśniejsze. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć, czy może zacząć ignorować szczegóły. To drugie bardziej by mi się przydało.
Zawsze oceniałem sytuację po szczegółach. Z jednej strony to dobrze, ale nie patrzyłem na całokształt, a on chyba jest najważniejszy...
Krajobraz Leśno-Wiejski zaczął znikać. Pojawiało się więcej domków itp. Czyli byliśmy blisko Wofkloy.
Rassell powoli się przeciągnął i ziewnął oglądając się dookoła. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby nie pamiętał gdzie jest ani co się dzieje. Gdy zobaczył mnie i okolice za oknem uśmiechnął się lekko.
- Dojeżdżamy co nie? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak, chyba tak.
- Uwaga! - wrzasnęła najgłośniej jak mogła McCoin. - Dojeżdżamy do Ośrodka Ocelot!
- Ocelot? - spojrzała na McCoin zaskoczona Aliessa.
- Tak... ulubieńcem właściciela tego ośrodka jest dziki kot rasy Ocelot. - uśmiechnęła się Spectra.
- Było na stronie ośrodka wy historii założyciela - odparł bezceremonialnie Ras. - Też to czytałem.
Wzruszyłem ramionami. Jakoś mnie to nie interesowało... równie dobrze dla mnie ośrodek mógłby się nazywać Pod Dębem i, i tak by mnie to nie ruszyło.
Zaczęliśmy wjeżdżać w małą leśną drużkę odjeżdżając od miasteczka. Ścieszka była chyba rzadko używana, rzucało nami na boki. Miałem wrażenie jakbym był na, co najmniej w źle skonstruowanym rollercoasterze. W końcu zaczęliśmy hamować przy całkiem ładnym drewnianym ośrodku. Był nawet duży.
Powoli wysiedliśmy z autokaru. Wedle życzenia Coin nikt się nie przepychał  i wszyscy spokojnie i grzecznie wysiedli i stanęli przed ośrodkiem. Policzyła nas ponownie po czym weszliśmy do budynku. W korytarzu stał starszy mężczyzna. Przy prawej nodze stał kot... był dość spory sięgał mu kolana... stwierdziłem iż to maskotka ośrodka. Sławny Ocelot.
Uśmiechnął się gdy nas ujrzał. Wyjął z szuflady kilka kluczy i stanął przed nami.
- Dobierzcie się w pary trzy osobowe. Mieszane lub nie... ja na to nie patrzę - wzruszył ramionami.
- Nie mieszane. - dała ostry nacisk na słowa Coin,
Oczywiste ja i Ras byliśmy w parze tak samo zrobiły dziewczyny. Starszy mężczyzna rozdał nam od niechcenia klucze. Dla nas nie starczyło.
- Chyba śpicie na korytarzu zaśmiał się. - Chyba, że wasza ładniutka nauczycielka pozwoli wam być razem w ostatnim wolnym pokoju - pomachał nam przed nosem kluczem.
- Dobrze. - Westchnęła Coin. - Tylko bez wygłupów! Nie chcę mieć później problemów!
Mężczyzna rzuciła mi klucze. W sumie ledwie je złapałem. Spojrzałem na numerek. Ciekawe, że nasz pokój miał numer... zero...
- Wasz pokój jest na poddaszu. - odezwał się mężczyzna po czym zniknął w jednym z pokoi. Niepewnie poszliśmy na górę. Na poddaszu był jeden jedyny pokój... zero.
Włożyłem klucz do dziurki i niepewnie go przekręciłem. Drzwi zaskrzypiały a naszym oczom ukazały się dwa łóżka dwuosobowe, dwa fotele spory stolik i dwie duże szafy. Nie liczyłem już małych komódek po obu stronach łóżka i okno na środku ściany pokoju.
- Wręcz cudownie... - mruknąłem. - Zamawiam jedno z łóżek.
- To ja biorę fotel - uśmiechnął się Ras. Często jak u mnie nocował spał właśnie na fotelu u mnie w pokoju lub w pokoju gościnnym. Ponoć u siebie też tak sypiał, więc dla niego to raczej nowość nie była.
Dziewczyny jedynie wzruszyły ramionami i wskoczyły razem na jedno łóżko. Chichotały przy tym.
Uśmiechnąłem się przelotnie po czym zamknąłem drzwi na klucz. Nie lubiłem jak ktoś wchodził bez zapowiedzi, a to często się zdarzało. Przekonałem się o tym pół roku temu na wyjeździe.
Usiadłem na łóżko i rzuciłem pod nie walizkę rozkładając się wygodnie.
- Tylko nie zaśnij! - zaśmiał się Ras który już się wygodnie ułożył na fotelu. - Ale dacie mi jakąś kołdrę co?
Uśmiechnąłem się i rzuciłem mu jedną z kołder z łóżka. Trafiłem w głowę i wszyscy zaśmiali się.
- Ej... - zaczęła Ali. - O której będzie śniadanie? Jest dopiero ósma!
- Co? - krzyknęliśmy zgodnie.
Jakoś nikt nie sprawdzał która godzina. Wszyscy raczej byli przejęci wyjazdem i nie sprawdzali która godzina... ktoś próbował do nas wejść gdy mu się to nie udało zapukał.
Poszedłem dość wolno. W drzwiach stał Clay, zastępca gospodarza naszej klasy.
- Coin powiedziała, że za pięć minut mamy być na dole na śniadaniu - uśmiechnął się gdy ujrzał nasz pokój. - Fajnie tu macie.. - zbliżył się ciut i szepnął - Co ty na t, aby zrobić pierwszego dnia taką małą drobną imprezę? Coin ma pokój w oddzielnym domku - uśmiechnął się.
- A wież, że to niezły pomysł - uśmiechnąłem się do reszty.
Każdy wiedział co jest grane. Wszyscy się uśmiechnęli. Zebraliśmy się razem z Clay'em i poszliśmy na dół. Na stołówkę prowadził korytarz, który prowadził do drugiej części domku. Dalej zauważyłem, że jest duża sala. Miałem tycią nadzieje, że zrobią choć jedną imprezę.
Został tylko jeden stół, przy którym siedziała jakaś dziewczyna. Była chyba z naszej klasy. Też była nowa. Clay westchnął ciężko.
- Tylko nie ona...
- Znasz ją?
- Jest z nami w klasie od pół roku... przeniosła się z klasy C. Siedzi ze mną w ławce... powiedzmy, że jest mocno wybuchowa... - powiedział dość.. dziwnie. Miałem przeczucie, że może być wesoło.
- Serio? - zapytała z niedowierzaniem Spectra - Wydaje się fajna!
Uśmiechnęła się i podeszła szybciej do stolika. Usiadła koło niej. Obok Spectry rzecz jasna siadła Aliessa. Ja postanowiłem już usiąść koło blondynki niż koło Ali. Ras usiadł obok mnie i pośrodku na przeciwko blondynki zasiadł Clay.
- Cześć Taiga... - odezwał się niepewnie.
Dziewczyna spojrzała na niego zielonymi oczami. Prawie tak samo dużymi jak ma Spectra. Uśmiechnęła się jakby, ale szybko przybrała kamienny wyraz twarzy.
- Cześć Clay - odezwała się, według mnie ma dziwny akcent... - A wy to kto? - spojrzała na nas. najdłużej patrzyła na mnie. Jej wyraz się nieco zmienił... znałem już to... Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę.
- Jestem Ash - odezwałem się... a raczej mruknąłem. - To Rassell - pokazałem na kumpla siedzącego obok mnie. - To Aliessa - nie wiem czemu ale powiedziałem jej imię z naciskiem jakbym już ostrzegał Taigę, że z nią coś nie tak. - A to Spectra - odezwałem się miękko i uśmiechnąłem się pod stołem. Miałem do niej słabość to fakt.
Najbardziej pociągały mnie te jej cudne fioletowe oczy! Takie duże i niesamowite!Ah! Głupek! Przestań tak myśleć... przecież nie powinienem myśleć o żadnej... Rori, mój najlepszy kumpel jest w szpitalu a mi się zachciało romansów? Idiota ze mnie i tyle.
Śniadanie przeszło jakoś w milczeniu. Nikt nie rozmawiał. Cisza mnie trochę denerwowała. Kiedy już skończyliśmy wszyscy poszliśmy do siebie. Takie miałem wrażenie.. nie zauważyłem, że Taiga idzie za nami, ujrzałem ją dopiero gdy miałem zamiar zamknąć drzwi.
- Coś chcesz? - zapytałem uśmiechając się i oparłem się o framugę drzwi.
- Poznać cię - odezwała się nieśmiało i spuściła głos.
- Może kiedy indziej... muszę się wypakować.
- Em.. okej - uśmiechnęła się i odeszła w pośpiechu zarumieniona.
Westchnąłem i szedłem do pokoju. Wyciągnąłem torbę spod łóżka i poukładałem rzeczy jak mi się tam zachciało... czyli ni jak... ciuchy rzuciłem do szafy. Książki schowałem do komody, tableta położyłem pod poduszkę... i jakoś to było. Westchnąłem i padłem na łóżko.
- Obudźcie mnie za godzinę.
Nie słuchałem tego co oni tam mówili, zamknąłem oczy, włożyłem słuchawki do uszy i przysnąłem. Postanowiłem kontynuować drzemkę którą przerwano mi w autokarze.
------------------------------------------------------------------------------------
No! To teraz mam już 7 postaci al'a głównych :3 ( oczywiście Ash będzie zawsze tym najgłówniejszy :3 )
Mam nadzieję, że się podoba... bo tu się troszkę rozkręcę ^^

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 3.1

Czas mijał okrutnie powoli. Codziennie razem ze Spectrą chodziłem odwiedzać Rori'ego.
Spectra stała się moją przyjaciółką, a Aliessa... nie pojawiła się w szkole od dnia w którym pierwszy raz przyszła. Spectra nie mogła się do niej dodzwonić. Nikt nie wiedział gdzie jest. Nawet zacząłem się martwić.
- Gdzie ona jest? - pytałem Spectrę po raz kolejny. Staliśmy pod salą. Minął prawie tydzień. - Jutro wyjazd, pojawi się?
- Nie mam pojęcia! - była chyba już ciut zirytowana.
Rozumiałem ją. Niemal codziennie pytam ją o to samo. I jak do idiota nie potrafiłem sobie tego zakodować! Aliessa była bardzo dziwna, wydawałoby się, że przykleiła się do naszej paczki, a teraz nagle zniknęła? To nie było normalne.
Rassell podszedł do nas. Spectra przytuliła go na powitanie. Zawiązała się między nimi jako taka więź, Spectra już wiedziała o upodobaniach Ras'a, dlatego też bardziej przykleiła się do mnie. Denerwujący jest ten fakt, ale kto by tam na to patrzył?
To miałabyś dziś jedyna lekcja. Mieliśmy omówić ostatnie kwestie dotyczące wyjazdu. Spectrze udało się jakoś wcisnąć na listę. Nie było całej klasy. Nie każdy przecież chce jechać. McCoin jak zwykle spóźniona znów biegnąc truchtem gubiła kartki.
Codzienność... całe Astech, nie liczę ostatnich zdarzeń. Aliessa, Spectra i ten wypadek Rori'ego. Na co dzień tak nie jest... ale nic poza tym się nie zmieniło, na całe szczęście.
Usiedliśmy gdzie chcieliśmy i jak chcieliśmy. Coin rozdała nam kartki z listą potrzebnych nam rzeczy na wyjazd. Nikt się nie spodziewał, że lista będzie zawierała ponad dwadzieścia punktów. W zasadzie większość, rzeczy była wręcz oczywista. Rzecz też jest jasna, że oprócz tego w mojej walizce znajdzie się jeszcze kilka nadprogramowych rzeczy, u wielu innych zapewne tak samo.
Tak zawsze wyglądały wyjazdy. McCoin dała nam również karteczki z dokładną godziną, datą i miejscem spotkania. Napisała też o której wyjeżdżamy i ilu nas konkretnie będzie.
Drobniejszym drukiem było też hasło wi-fi ośrodka, w którym mamy się zatrzymać. Dobrze już nas znała.
Znów zaczęła gadać o tym jak powinniśmy się zachowywać i nie chce aby było tak jak w zeszłym półroczu, że musiała wzywać rodziców bo się upili lub naćpali...
W zasadzie każdy wzruszył ramionami dając jej znak, że tak to już bywa. Westchnęła tylko ciężko i przeszła do takowych atrakcji jakie nas tam czekają. Nie chciało mi się tego słuchać.
- Zanudza co nie? - szepnąłem Spectrze do ucha. Uśmiechnęła się.
- Bez przesady - odszepnęła. - Bynajmniej jest miła. - uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Kiedy zadzwonił dzwonek Coin jeszcze zakreśliła, że na spóźnialskich czekamy jedynie pięć minut i, że liczy na obecność każdego, kto się zapisał. Wszyscy krzyknęli jednogłośnie, że będą, ale wiadomo. Ktoś zaśpi lub jednak mu się odechce. Bywa.
Wyszliśmy z budynku. Rassell się z nami pożegnał nawet nie w połowie drogi, bo przecież musiał szybko wrócić do domu. A ja ze Spectrą szliśmy powoli w swoje okolice.
- Myślisz, że będzie? - przerwałem ciszę.
- Nie wiem... - westchnęła.
- Szkoda, że nie wiemy gdzie mieszka. - odparłem ponuro. Na prawdę zastanawiałem się, gdzie ta dziewczyna się zmyła.
- Kiedyś mi chyba wspominała... ale już nie pamiętam...
- Każdemu się zdarza - wzruszyłem ramionami. - Wpadniesz do mnie, czy masz zamiar od razu się pakować?
- Wież. - pomyślała chwilę. - Najpierw się spakuję, a potem wpadnę.
Stanęliśmy przed moim blokiem. Dziewczyna mnie przytuliła, pocałowała w policzek i odbiegła do siebie. Zastanawiało mnie, że od czasu jak tu zamieszkała ani razu nie natknąłem się na jej rodziców. W ogóle z nimi mieszkała? Na dzielnicy jest taka jedna, której rodziców w ogóle w domu nie ma bo są na wyjazdówkach, może miała coś podobnego? W końcu kto tam wie? Wszedłem powoli do siebie. Jak zwykle pustka dała się we znaki.
- Muszę sobie załatwić jakiegoś zwierzaka - powiedziałem sam do siebie. - Mam już dość tej pustki.
Poszedłem do siebie, na biurko położyłem listę od Coin i wedle jej widzi mi się, spakowałem potrzebne rzeczy, a potem zacząłem dorzucać coś od siebie. Książki, zeszyty, jakieś ołówki i tym podobne. Wszystko byle by mieć zajęcie na wieczoru, w które zdarzało mi się nie spać.
Gdy stwierdziłem, że mam wszystko postanowiłem wreszcie sprawdzić pocztę. Nie wchodziłem na nią od wypadku Rori'ego. Jak zwykle miałem już pełną skrzynkę. Kilka maili było jak zwykle od tych wszystkich reklam. Usunąłem więc chyba połowę i dopiero zabrałem się za resztę.
Nie było tam nic ciekawego. Przypomnienia od Coin o wyjeździe, pytania reszty uczniów o to czy jadę. Ale dwa maile były dziwne. Nigdy poprzednio nie widziałem tego e-maili. W pierwszym na samym wstępie napisane było iż pisze Aliessa... tylko skąd ona ma mojego e-maila?
W drugim poinformowała mnie iż była chora i będzie dopiero na wyjeździe. Westchnąłem.
Odszedłem od biurka i zamknąłem w końcu walizkę niedbale rzucając ją na podłogę. Nie było tam nic o co mógłbym się martwić. Zszedłem na dół.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Więc na spokojnie do nich podszedłem.
- Hej - odezwała się szybko Spectra i rzuciła mi się na szyję.
Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić zawsze tak robiła. Codziennie przychodziła do mnie rano na śniadanie, potem na obiad i na kolację. Czasem miałem wrażenie jakby się u mnie zadomowiła choć tylko do mnie przychodziła... i siedziała niemal całe dnie. Nic dziwnego, że tak się do niej przyzwyczaiłem.
- Aliessa będzie na wyjeździe. - odezwałem się kiedy mnie puściła.
- Skąd wież? - spojrzała na mnie pytająco.
- Ja tam bym chciał wiedzieć, skąd ona ma mojego e-mila - odezwałem się ironicznie. - Ale napisała mi to.
- Hę. To chyba dobrze? - uśmiechnęła się do mnie.
- Nie wiem czuję, że coś się stanie...
- Nie przesadzaj! - odezwała się beztrosko i rozsiadła się na kanapie.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do kanapy. Zrzuciłem jej nogi i usiadłem. Spojrzała na mnie po czym położyła nogi na moich kolanach jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnąłem się tylko i znów je zrzuciłem.
- Ej! - krzyknęła uśmiechając się po czym usiadła.
Chwilę wpatrywała się we mnie po czym zbliżyła się i przytuliła do mojego boku. Westchnąłem jedynie. Już czasem męczyły mnie te jej zaloty. Co prawda była w sumie w moim type, ale aktualnie nie poszukiwałem nikogo. Zwłaszcza tera gdy Aliessa postanowiła wszcząć to swoje śledztwo.
Ale Spectra chyba tego nie rozumiała, lub nie widziało. Nie umiałem tego określić, w końcu nie umiem czytać w jej myślach, ale była mocno mną zaślepiona. Tak przynajmniej to wyglądało...
Ktoś zapukał do drzwi. Wstałem a dziewczyna jakby jęknęła z niezadowolenia. Nie zważyłem na to.
W drzwiach stał mój ojciec.
- Kluczy zapomniałeś czy jak?
- No właśnie tak się spieszyłem, że ich zapomniałem. - rzucił na bok torby. - Witaj Spectro - odezwał się gdy tylko ją ujrzał.
- To może ja już pójdę... - odezwała się niemrawo i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
- Nie zostaniesz na kolacji? - zapytał zaskoczony.
Uśmiechnęła się tylko i z powrotem usiadła na kanapie, ja dołączyłem do niej po zamknięciu drzwi.
Ojciec zniknął w kuchni. Spectra znów się do mnie przytuliła. Westchnąłem.
- Musisz?
- Tak - uśmiechnęła się  beztrosko.
Siedzieliśmy tak do czasu gdy ojciec nie przyszedł z kolacją. Jak zwykle wypytywał o to jak w szkole. Opowiedzieliśmy o jutrzejszej wycieczce. Ojciec spojrzał na mnie znacząco, dawał mi do zrozumienia, że nie chce mieć telefonu, że coś tam zbroiłem. I tak by się nie dowiedział, ale postanowiłem mu powiedzieć, że nie ma o co się martwić. Kiedy Spectra wyszła jak zwykle zapytał czy na pewno nic mnie z nią nie łączy. Tak jakby zależało mu na tym, aby coś między nami było.
Z westchnięciem poszedłem do siebie. Chciałem aby ta noc już minęła. Gdy się położyłem od razu zasnąłem i nim się obejrzałem musiałem już wstawać. Byłem już nawet lekko spóźniony. Gdyby nie Spectra nie pojechałbym.
- Dzięki za niezłą pobudkę - mówiłem ziewając po drodze na dworzec.
- Nie ma za co - również ziewnęła.- Dlaczego Coin wybrała piąta nad ranem? - marudziła
- Mnie się pytasz? - ponownie ziewnąłem.
Doszliśmy na dworzec. Wszyscy już byli na miejscu, a jednak nadal nie było Aliessy. Rozglądaliśmy się i wtedy coś mnie szturchnęło od tyłu.
- Hejka! - odezwała się uśmiechnięta od ucha do ucha Ali.
- Już myślałam, że cię nie będzie! - przytuliły się do siebie a ja wzniosłem oczy do nieba.
- Czy każde dziewczyny się tak witają? - zapytałem sam siebie z rezygnacją.
- Nie mam pojęcia - odezwał się Rassell z za moich pleców. - Takie już są - wzruszył ramionami.
- Wsiadamy! - wrzasnęła Coin i każdy zaczął wsiadać.
Usiedliśmy na samym końcu w czteroosobowym końcu. Początek podróży chyba każdy przespał. Nie wiem... ja bynajmniej zasnąłem...

Rozdział 2.5

Wyszliśmy z sali, jak zwykle ja na końcu. Przede mną wychodziła Spectra i uśmiechnęła się do mnie zalotnie. Już miałem mętlik w głowie... Niech jeszcze się okaże, że do tej naszej "grupy" dołączy kolejna wariatka to normalnie będzie prze cudnie!
Szliśmy powoli przez korytarz. Pod salą było pusto, zdziwiło mnie to, o ile dobrze kojarzyłem wszyscy nauczyciele byli obecni, więc nie mogło być zastępstwa i zmiany sali. Do sali też raczej nie weszli, minęła zaledwie minuta od dzwonka, a każdy nauczyciel właśnie w tych okolicach przychodzi.
Podeszliśmy bliżej, na drzwiach wisiała kartka z okropnym nie czytelnym pismem Harlyi.
         Jesteście zwolnieni z reszty lekcji.
Pozdrawiam, msc. Harlyi
Tylko tyle, a każdy był w niebo wzięty. Oparłem się o ścianę, po czym usiadłem. Odetchnąłem z ulgą. Obok mnie usiadł... a raczej padł na ziemię, Rassell. Spectra usiadła przede mną i patrzyła się na mnie z uśmieszkiem. Już się bałem dzisiejszej nocy.
- Ash - odezwał się Rori. - Co ty na to, aby z tej okazji pójść na... no sam nie wiem... jedno piwko?
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Ogółem nie mogliśmy jeszcze kupować alkoholu, ale Rori miał swoje wtyki i zawsze umiał załatwić takie coś. Uśmiechnąłem się do Rassell'a porozumiewawczo. W zeszłym roku na moich urodzinach już odstawiliśmy takie coś, kiwnęliśmy zgodnie.
- Idziemy z wami! - oznajmiła z uśmiechem Spectra, a Aliessa spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie! - Odezwał się stanowczo Ras. - Mam już serdecznie dość waszego towarzystwa!
- Oj nie przesadzaj! - uśmiechnęła się do niego zalotnie. - My też chcemy się zabawić!
- Ja nie - odparła Aliessa, a Spectra spiorunowała ją wzrokiem.
- To ja z wami pójdę! - uśmiechnęła się.
- W sumie jeśli jej nie będzie. - Rassell spojrzał wrogo na Aliessę. Na prawdę jej nie polubił. - Ty w sumie możesz przyjść... przy okazji dogadamy się w kwestii tego całego włamania do tych akt czy coś...
- Super! - wydawała się naprawdę szczęśliwa.
Zebraliśmy się w końcu i wyszliśmy z Kinghorn. Aliessa poszła w lewo, a my w prawo. Rori nas prowadził do pewnego sklepu w którym pracował jego znajomy. Umówiliśmy się, że pójdziemy do mnie, z resztą Rassell u mnie zostawił swoje notatki, a Rori miał do odebrania mój stary motor. Wszystko było po drodze i przy okazji... no... dodajmy jeszcze to, że Spectra mieszka blisko... i tak musiałbym z nią iść, więc już kit w to. Rori kazał nam zaczekać przed sklepem. Minęło trochę czasu nim wyszedł. Uśmiechnął się.
Więc się udało, raźnym krokiem poszliśmy do mnie. Oczywiście droga musiała trochę potrwać, zacząłem się zastanawiać nad tym, aby zacząć jeździć autobusem bo nogi zawsze pod koniec dają mi do zrozumienia, że mają dość... stanęliśmy przed moim domem. Ojca jak zwykle nie było, zawsze wracał minimum po osiemnastej. Szedłem pierwszy by otworzyć drzwi.
Otworzyłem drzwi. Rassell od razu rozgościł się w salonie, jak zawsze kiedy do mnie przychodził. Rori poszedł w jego ślady. Spectra weszła powoli i rozglądała się dookoła. Tego typu zachowanie zawsze mnie denerwowało... jakby nie można było wejść normalnie do czyjegoś domu. Zamknąłem drzwi i usiadłem na kanapie obok Rassell'a .
Rori wyjął cztery butelki, chyba najlepszego piwa i rozdał nam. Z uśmiechem to przyjąłem. Ras również się uśmiechnął. Spectra nawet tego nie zauważyła, rozglądała się tylko ciągle po domu, jakby był jakiś najwspanialszy na świecie, a z tego co wiedziałem, niemal każdy dom w tej okolicy wyglądał tak samo... no chyba, że domownik miał jakieś widzi mi się i zmienił wystrój, a ojcowi się nie chciało, dlatego dom wygląda tak samo jak w dniu wprowadzki... nie licząc mojego pokoju.
- Spectra? - szturchnął ją Rori.
Spojrzała na niego lekko wystraszona po czym szybko się uśmiechnęła.
- Zagapiłam się. - odparła lekko.
- Zauważyliśmy - powiedział olewczo Rassell.
Jakoś piliśmy w ciszy... zazwyczaj nam się to nie zdarzało, ale tym razem była z nami także Spectra, nikt nie wiedział o czym można by rozmawiać. Ras odstawił praktycznie pustą butelkę i westchnął.
- O której? - odezwał się i spojrzał na Spectre, która akurat kończyła pić.
Pierwszy raz miałem styczność, z taką dziewczyną. W zasadzie zacząłem się do niej przyzwyczajać. Może... ciut polubiłem? Kto wie, jeszcze się zobaczy.
- Co o której ? - spojrzała na niego pytająco.
- O której jutro wpadniesz... - odezwał się rezygnacyjnie.
- Ah! Może po lekcjach? 
- Jak chcesz... mi to w sumie obojętne... 
- Okej - odezwała się przeciągle, po czym wróciła do picia. Chyba nie bardzo miała ochotę na rozmowę.
W końcu chyba Rori stwierdził, że dłużej w ciszy nie wysiedzi. Odłożył już pustą butelkę i spojrzał na mnie.
- W jakim stanie jest ten motor? 
Dopiłem resztkę i wstałem gestem wskazując mu by szedł ze mną. Reszta tak jakoś też poszła.
Poszliśmy przez kuchnię do garażu, w którym aktualnie stały dwa motory. Jeden był przeznaczony dla Rori'ego. Podszedłem razem z nim. Obejrzał go dokładnie uśmiechając się co chwila.
Chyba mu się spodobał. Był lepszy niż mój aktualny... według niego, jak dla mnie był zbyt... jakby to powiedzieć? Niebezpieczny? To chyba dostateczne określenie.
- Niezły. - spojrzał na mnie. - Pozwolisz na jazdę próbną?
- Jasne. - uśmiechnąłem się i rzuciłem mu pierwszy lepszy z brzegu kask.
Bez dalszych zbędnych ceregieli usiadł na motor i spojrzał na mnie znacząco. Otworzyłem wjazd. 
Usłyszałem znajomy warkot po czym Rori wyjechał z głośnym piskiem. Wyszliśmy zobaczyć jak bardzo się rozpędzi. Znałem możliwości tej maszyny, ale zawsze fajniej to wygląda niż się to odczuwa.
Jechał bardzo szybko po czym zniknął za zakrętem. O ile dobrze pamiętam była to ślepa uliczka więc za chwile powinien się pojawić z powrotem. A jednak mijały minuty, a on się nie pojawiał.
- Coś jest nie tak - wymamrotałem. Rassell skinął mi twierdząco głową. - Poczekacie? - Kiwnęli przecząco. Fuknąłem. - Na piechotę będzie za długo.
Z rezygnacją przyznali mi rację. Usiadłem na motor i szybko wyjechałem jadąc w tą samą stronę co Rori.
Gdy byłem na miejscu widok wstrząsnął mną. Podbiegłem do przyjaciela, który leżał nieruchomo na ulicy.
Wokół niego było dość dużo krwi. Miałem nadzieję, że nic wielkiego mu się nie stało.
- Rori? - szturchnąłem go. 
Nie zareagował. Wziąłem telefon i szybko zadzwoniłem po karetkę. Po około pięciu minutach na miejscu był także Rassell i Spectra. Dziewczyna przytknęła dłoń do ust a jej oczy stały się jeszcze większe. Chyba zrobiło jej się też słabo. Ras ją podtrzymał gdy straciła lekko równowagę.
- Co się stało? - zapytał z niepokojem spoglądając na Rori'ego.
- Nie mam pojęcia - w oddali było słychać syreny karetki. - Kiedy przyjechałem zastałem go w takim stanie.
Czułem, że głos mi zaczął drżeć. Każdy z nas był wstrząśnięty. Nawet Spectra, mimo iż znała go zaledwie od niecałej godziny, może dwóch.
Na miejsce przyjechała również policja, oznajmiła nam, że motor miał przecięte hamulce stąd wypadek. Rori był w dość ciężkim stanie. Zacząłem się o niego martwić, znałem go bardzo długo, nie chciałbym stracić takiego przyjaciela.
- Ale kto je podciął? - dopytywał Rassell.
- Tego jeszcze nie wiemy...
- Ale to ustalimy. - dokończył za jednego drugi policjant.
Minęło jeszcze trochę czasu nim wszyscy się zabrali. Ras zabrał ode mnie notatki i dość chwiejnym krokiem wrócił do siebie. Spectra jeszcze chwilę postanowiła zostać u mnie.
- Myślisz, że z tego wyjdzie?
- Nie wiem... ale mam taką nadzieje - mówiłem mętnym głosem.
- Ja również... polubiłam go... - uśmiechnąłem się do niej przelotnie.
Zbliżyła się do mnie i przytuliła mnie. Nie protestowałem, nie miałem na to sił, byłem zbyt wstrząśnięty tym co się dało, nawet objąłem dziewczynę, również była przejęta.
Siedziała u mnie jeszcze trochę po czym się zebrała i zostałem sam. Siedziałem w salonie wpatrzony w podłogę, do czasu gdy nie wrócił ojciec i życie musiało wrócić na trochę do normy.

------------------------------------------------------------------------------
W taki to sposób kończymy rozdział drugi. Może jeszcze dziś zacznę trzeci... nwm

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 2.4

Zamurowało mnie gdy usłyszałem to imię. Miałem nadzieję, że to tylko głupi zbieg okoliczności, że może to ja się przesłyszałem w tym śnie... choć teraz nasuwało mi się jeszcze pytanie czy... to na pewno był sen?
Stałem tak znieruchomiały. Rassell mnie szturchnął lekko w ramię. Spojrzałem na niego. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli.
- No co? - zapytałem unosząc lekko ramionami.
- Coś się stało? Znasz ją? - zapytała Ali
- Nie... - odparłem niemrawo i pokręciłem głową.
 Choć teorii prawda była inna. Widziałem ją, jeśli była taka samo to mogłem zacząć się bać. Bo komu śni się dziewczyna, a potem ją spotyka na żywo? Chyba nikomu... zwłaszcza jeśli takowej nie znasz.
- To poznasz. - uśmiechnęła się do mnie. - Jutro przyjeżdża do miasta. Będzie mieszkać na obrzeżach Austech... zraz ta uliczka nazywa się Matajiri... czy jakoś tak - wzruszyła ramionami a ja znów zdębiałem.
- Ty tam mieszkasz co nie? - spojrzał na mnie pytająco Rori.
- No tak... Matajiri 7886... - zawahałem się. Mieszka blisko? Błagam nie...
- A ona mieszkać będzie na... - zerknęła na telefon wyszukując chyba odpowiedniej wiadomości po czym pomachała mi nim przed nosem. - 7883. - uśmiechnęła się.
Poczułem się tak jakby to była jakaś podła konspiracja... a Aliessa wydała mi się bardziej pojebana niż wcześniej stwierdził to Rori. 7883 był blokiem na przeciwko mojego... już czułem, że będzie to koszmar. Z góry założyłem nieprzespane noce i ogromny stres. Już nawet czułem się zestresowany.
- Wręcz świetnie - wymamrotałem i padłem na fotel. Chyba każdy usłyszał mój sarkazm.
- Nie cieszysz się? - zapytała Aliessa. - Z tego co czytałam w twojej teczce w okolicy nie będziesz miał nikogo znajomego oprócz niej... oj! - zakryła usta dłonią.
- Co ty zrobiłaś? - zerwałem się gwałtownie i spojrzałem na nią wściekle. - Jeśli nie zapomnisz tego co przeczytałaś to przysięgam, że nie wiem co ci zrobię!
- No dobrze... - wydawała się wystraszona.
O dobrze, niech wie, że nie dam się tak łatwo, nie miała prawa zajrzeć do mojej teczki. Nikt nie ma prawa oprócz osób uprawnionych... czyli w sumie nielicznych nauczycieli i reszty grona pedagogicznego. Tak... ja znałem dane każdego... ale taka była moja rola, byłem w końcu głównym gospodarzem nie moja wina.
- Dobra - usiadłem. - Gadaj jak niby nam pomoże ta cała Spectra - odezwałem się bez wyrazu. Chciałem zamaskować niepokój który we mnie rósł, przecież to nie może być przypadek, przestaję w to wierzyć.
- Spectra jest hakerem. Może dostać się do akt tej sprawy... co prawda nie będzie to jednego dnia... zabezpieczeń jest wiele, a hasła są bardzo zmyślne, czytałam o tym troszkę...
- Czyli mamy się włamać do tajnych akt... a jak ona niby to zatuszuje? Przecież zostaną ślady. - Rassell był całkiem niezły w te klocki, włamał się kilka razy na dziennik nauczycielski i zmieniał sobie i Rori'emu oceny. Umiał to zatuszować, tak że nic nie było widać.
- Racja... skąd to wież? - spojrzała na niego zaskoczona a jednak po chwili błysła jej iskierka w oku. - Znasz się na tym? - zapytała w końcu.
- Tak umiem... włamywałem się trochę do dziennika komputerowego... i na kilka innych stronek... umiem wszystko ładnie zatuszować tak, że nic nie widać. - usiadł dość dumnie na krześle przy stoliku.
- To świetnie! Dasz radę ze mną pracować? - odezwał się cienki głos.
Głos który już znałem. Zerknąłem w bok. Stałam tam. Ubrana w ciemnofioletową mini sukienkę. Miała na sobie jaśniejsze bolerko i wysokie czarne buty, takie same jak w moim śnie. Włosy także miała spięte w kucyki, tym razem ciut wyższe. I znów widziałem te fioletowe wielkie oczy. Bardzo ładne i bardzo tajemnicze. Nie umiem określić dlaczego tak bardzo mnie pociągają, może dlatego, że są tak wyjątkowe?
- Kim jesteś? Jak się tu dostałaś!? - zapytał dość groźnie a zarazem ochryple ( co dodało tylko tego, że wydawał się bardziej zdenerwowany niż był na prawdę ).
- Jestem Spectra - rzuciła czarną torbę po mój fotel i uśmiechnęła się - Cześć Ash. - rozejrzała się po pokoju, a gdy jej oczy stanęła na Aliess'sie pisnęła radośnie. - Ali!
- Spectra!
Rzuciły się sobie na szyję. Typowe zachowanie dziewczyn... zacząłem podejrzewać, że obie kiedyś siedziały choć dzień w psychiatryku... nawet byłem pewny, że choć jedna z nich ( konkretnie Aliessa ) miała jakieś problemy z głową.
- Skąd znasz jego imię? - Zapytał Rassell wskazując na mnie.
- O... bo... - zaczęła się plątać... wiedziała o mnie więcej niż było pewnie widać... więc może ten sen... to nie był tylko sen? Co tu jest grane!! - Aliessa mi opowiadała! - odezwała się jakby dopiero ją olśniło, że może tym się obronić.
- Czy ty przypadkiem nie kręcisz? - zapytał oschle Rori... widać było, że jej nie polubił... w końcu miał inne gusta, a nawet jeśli nie o to chodzi to jej zachowanie jest bardzo podejrzane, zapewne nie tylko ja to widzę.
- No skąd! - pomachała ręką i zrobił słodką i niewinną minę - Ali, masz bardzo fajnych przyjaciół... i bardzo - spojrzała na mnie i Rassell'a. - Słodkich. - uśmiechnęła się.
- Pff - Ras odwrócił głowę. Nie kręciła go żadna.
Rori poczuł się jakby urażony. W końcu w szkole jest uznawany za całkiem przystojnego, takie słowa to dla niego jak obelga. Nie został wymieniony. ale po chwili jakby dotarło do niego, że jak ma być wymieniony skoro na początku tak zareagował na jej obecność?
Ja natomiast mimo wszystko byłem bardzo zaniepokojony. Dziewczyna mąciła w głowie moich przyjaciół, ale ja po tym śnie nie wierzyłam w praktycznie żadne z jej słów.
- To jak? - spojrzała na Ras'a. - Pomożesz mi w tym włamie? Nie idzie mi tuszowanie śladów...
- Ugh... - westchnął i spojrzał na nią niemrawo. - Mogę ci pomóc... kiedy zaczniemy?
- Em... może od jutra? - uśmiechnęła się. - Wpadniesz do mnie.
- Do Ciebie? Na Matajiri 7883? - zapytał z niedowierzaniem. Rassell mieszkał na Traitorous Street 1... czyli nie dość, że blisko Kinghorn to jeszcze bardzo daleko od Matajiri. - Jak niby mam się tam dostać!!?
- Daleko masz? - dziewczyna spojrzała na niego unosząc jedną brew po czym jakby ją olśniło - Ah! No jo... to ja zajdę do Ciebie - uśmiechnęła się.
Miałem wrażenie, że to wszystko będzie trwać bardzo długo, a ta cała znajomość nie bardzo mnie kręciła... zwłaszcza jeśli chodzi o Spectre... jest bardzo podejrzana...
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy za wyjątkiem Spcerty jęknęli... już każdy miał dość bezsensownych lekcji... w głębi ducha modliłem się o to, aby odwołali resztę lekcjo... miałem wszystkiego powyżej uszu!

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 2.3

Na tej lekcji tak jak na poprzedniej zmorzył mnie sen. Nie śniło mi się chyba nic tak nadzwyczajnego... taką miałem nadzieję bo nie wiedziałem jak to nazwać...
Obudziłem się gwałtownie. Ławka stała... na środku sali gimnastycznej? Tak... ale to nie była sala naszego liceum. Rozejrzałem się uważnie, nigdzie nie mogłem znaleźć wyjścia... zostały mi jedynie okna. Podszedłem do jednego, nie zdążyłem go dotknąć a  za mną ktoś się pojawił.
Niska blond dziewczyna. 
Podeszła do mnie wyłaniając się z cienia kąta. Miała na sobie czarną sukienkę przepasaną białym pasem. Równie białe miała na sobie bolerko. Włosy spięte w luźne kucyki.
Nie widziałem jej twarzy. Zasłoniła się grzywką ściętą niby na równo, a jednak cieniowaną... buty miała do kolan, czarno białe. Dość dziwnie to wyglądało, a jednak całkiem się komponowało. Podniosła lekko wzrok, spojrzała na mnie.
Nie potrafiłem tego określić, ale chyba miała szkła kontaktowe... bo chyba nikt tak na prawdę nie ma fioletowych oczu... jeszcze takich cud nie widziałem, a widziałem wiele...
Podeszła jeszcze bliżej. Stanęła i spojrzała proso na mnie odsłaniając bardzo delikatne rysy twarzy, jasną cerę i ładne fioletowe oczy... nie miałem tylko pewności, że na pewno są prawdziwe. Podszedłem do niej na tyle blisko, że dzielił nas krok od styku. Nie ruszyła się, spojrzała tylko na mnie. Miała nad naturalnie duże oczy, nigdy takich nie widziałem.
- Jak się nazywasz? - odezwałem się, a echo poniosło mój głos na całą salę.
- Jestem Spectra - odezwała się niskim cienkim głosem po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Rozglądałem się chwilę. Nigdzie jej nie znalazłem, nie kryła się w cieniu. Nagle zaczęło robić się ciemno, miałem wrażenie jakbym zaczął spadać po czym naprawdę widziałem jak spadam.
Obudziłem, wręcz podskoczyłem jak oparzony. Miałem przyspieszony oddech, nie orientowałem się przez chwilę gdzie jestem. Dopiero po chwili ujrzałem Aliessę i olśniło mnie...
Siedzę w klasie i wszystko jest ok.
- Co ci się stało? - zapytała z dziwną troską Aliessa.
- Nic... tylko śniło mi się coś dziwnego... i tyle...
- Co ci się śniło - zapytał zaciekawiony Rassell.
Rori wziął przykład ze mnie i także poszedł w kimę więc Rasselll nasłuchiwałby mojej rozmowy z Aliessą choćbym siedział na początku sali... bo mu się nudzi...
- Nic takiego... może kiedy indziej wam opowiem.
Zadzwonił dzwonek. Zaskoczyłem się, że zadzwonił myślałem, że minęło tylko kilka minut. Nie sądziłem, że przespałem całą lekcję. Obudziliśmy więc Rori'ego który tak jak ja poprzednio nie był zadowolony tym faktem.
Poszliśmy do naszej sali. Rzeczy nadal stały na miejscu.
- No więc co to oznacza? - zapytał ospale Rori.
- Nie wiem... ale się tego dowiemy... mam przyjaciółkę... ma na imię Spectra...

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 2.2

[...] Po czym szybko wstałem i spojrzałem na dziewczynę.
- Czyli chcesz się dowiedzieć, czy go złapali? - zapytałem marszcząc brwi.
- Tak.
- I chcesz, abyśmy ci pomogli? Tak?
- Zgadza się. - kiwnęła głową.
- A po co jesteśmy ci potrzebni? - podszedłem bliżej.
Nie rozumiałem już tego. Przecież sama mogła poszukać. Po co jej byliśmy? Chce nas narażać dla swoich zachcianek? Wręcz przesada. Nie zgadzam się na to, jeśli mam być tylko po to aby chronić jej zasrane życie to ja dziękuję za taki biznes, wręcz pieprzę to!
- To podejdźcie wszyscy - Ras niepewnie podszedł do niej, teraz już w ogóle jej nie ufał. - Pokażcie dłonie po wewnętrznej stronie. - wykonaliśmy jej polecenia, dołożyła swoją dłoń.
Pierwszy raz zauważyłem, że nie tylko ja mam takie dziwne znamię na dłoni. Odchodząca od kciuka kreska rozdzielająca się w okolicach połowy, ciut przypominała literę "A" lub odwrócone "V". Prędzej to drugie.
- Co to jest? - zapytał poddenerwowany Rassell.
- Znamię - odparła Aliessa - Takie samo miała każda ofiara w Austech...
- Skąd to wież? - przerwał jej Rori
- Znalazłam w internecie stare zdjęcia z śledztw. Niestety nie było tam żadnych przydatnych informacji. - spojrzała smutno na znamiona.
- Ale co to oznacza? - dopytywał Rassell
- Sama nie wiem... ale możemy się tego...
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Przerwał nam całą tą rozmowę, a dobrze wiedziałem, że Aliessa, nie będzie miała zamiaru rozmawiać o tym na tle klasy. Z jednej strony ją rozumiałem, sam nie miałbym ochoty, bałbym się, że ktoś może podsłuchać. Westchnąłem tylko ciężko.
Wyszliśmy z sali Rassell wyszedł wystraszony, zaczął się dziwnie rozglądać.
- Chodź -pociągnął go lekko za ramię Rori.
Kiedy czerwonowłosy poczuł, że Rori jest blisko jakby się uspokoił. Ucieszył mnie ten fakt. Aliessa wyszła przede mną, jak zwykle wychodzę ostatni. Już się nawet przyzwyczaiłem. Kiedy zamykałem drzwi na parapecie siedział kruk, łypnął na mnie swoim czarnym okiem po czym zniknął gdy mrugnąłem. Czyżby mi się przywidziało? Sam już nie wiem, uznałem to za stosunkowo dziwne.
Zamknąłem drzwi i powoli poczłapałem do klasy. Pani Hamel rzadko kiedy się spóźniała, tym razem jednak tak się stało. Już na wejściu oznajmiła, że da nam spokój bo musi wypełnić papiery poprawkowe dla tych którym nie udało się zdać. Usiadłem więc znów w tej samej ławce.
Kolejne półtorej godziny nic nie robienia. Już miałem dość... a przede mną były jeszcze dwie lekcje. Teraz natomiast miała być najdłuższa przerwa.... całe pięćdziesiąt minut dla nas. Tyle chyba nam wystarczy na obgadanie tego, czego nie dokończyliśmy na poprzedniej przerwie.

-------------------------------------------------------------------------
C.D.N
Weny mi ciut zabrakło :( mocno to widać?

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 2.1

Pierwszy raz zdarzyło mi się zasnąć na lekcji. Kiedy zadzwonił dzwonek powoli otworzyłem oczy. Mruknąłem z niezadowolenia, kiedy spojrzałem w lewo zauważyłem, że dziewczyna się na mnie gapi.
- Od kiedy się tak gapisz? - zapytałem trzymając twarz na ręce, przez bluzę raczej bełkotałem niż mówiłem.
- Cały czas - uśmiechnęła się - Jesteś słodki kiedy spisz.
Otworzyłem szerzej ozy po czym zacząłem się zbierać, gdyż Ras zaczął mi kopać krzesło ponaglając mnie.
Niemrawo poszedłem za kumplami. Dziewczyna szła za nami, nie odstępowała nas ani na krok.
Zaczęło mnie to denerwować. Doszliśmy do naszej sali. Wchodziłem ostatni, kiedy miałem zamykać drzwi dziewczyn wśliznęła się szybko i spojrzała na mnie uśmiechając się szeroko.
- Wyjdź! - wrzasnął na nią Rassell i zaczął ją wypychać za drzwi.
- Uspokój się! - Rori zeskoczył z parapetu i zaczął odciągać Ras'a który się rzucał jak szalony kibic na meczu.
Popchnąłem Aliessę w stronę fotela i posadziłem ją. Spojrzała na mnie ciut zaskoczona, a po chwili się uśmiechnęła. Ras wrzeszczał coś pod jej adresem, chyba padło nawet kilka obraźliwych słów. W tym momencie dziękowałem, że Rori ma siłę jak dwóch chłopów.
- Powiedziałaś, że pokażesz tu, więc pokazuj - mówiłem lekko zdenerwowany.
Dziewczyna powoli i spokojnie wyjęła tą samą księgę co na lekcji. Otworzyła ją na tej samej stronie.
- To wcale nie takie najciekawsze, ale jedne z popularniejszych - odezwała się wpatrzona w skrawek gazety.
Wziąłem od niej księgę i położyłem na stole, zaciekawiony Rassell przestał się rzucać i podszedł razem z Rori'm. Czcionka była inna niż w teraźniejszych gazetach, dlatego też dziwnie się czułem gdy ją czytałem.
"Zabójstwa w Austech" tytuł niby wydawał się ciekawy.
"W małym miasteczku o nazwie Austech dochodziło ostatnio do dziwnych morderstw. Niektóre były upozorowane na samobójstwa, jednak jeden charakterystyczny szczegół jasno mówił, że zabójcą jest jeden i ten sam sprawca"  Skrzywiłem się lekko. Nikt nigdy nie mówił o morderstwach ani chociażby o jakichś wypadkach. Austech od kiedy tylko pamiętam było bardzo spokojnym miastem. Czyżby wszyscy chcieli to wymazać z pamięci? "Nie ma jeszcze zbytnich dowodów aby ustalić kim on jest. Nie zostawia śladów, nie licząc jednego. Każda z ofiar miała sprytnie schowane pod ubraniem wypalenie.
- To tak jakby ktoś znakował krowę. Mimo iż jest ten znak nie możemy ustalić sprawcy.
Wypowiada się naczelny z policji."
Kartka w tym miejscu była rwana i nie mogłem doczytać tego co było dalej.
- Co jest dalej? - zapytał zaciekawiony Rori, był równie zaskoczony co ja.
- No właśnie - poparł go Rassell.
- Sama nie wiem - pokręciła bezradnie głową - Chciałam się tego też dowiedzieć. Gazeta jest z siedemdziesiątego ósmego...
- Czyli sprzed trzydziestu sześciu lat... myślisz... - zaczął niepewnie Rori
- W zasadzie on może jeszcze żyć. Nie wiem czy go złapali. A co jak tam siedzi gdzieś w ukryciu...
- Weź kurwa nie strasz! - odskoczył wystraszony Ras, zawsze bał się dwóch rzeczy, braku akceptacji i tego, że ktoś go zabije. Zapewne poczuł się zaskoczony. Najwidoczniej obraz wspaniałego i spokojnego miasta które do tych czas znał właśnie legło w gruzach. Usiadł w koncie i zwinął nogi pod brodę.
Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - uśmiechnąłem się do niego lekko.
- Skąd wiesz? - mówił z łzami w oczach. Pierwszy raz widziałem aby był tak wystraszony.
- Bo wiem - przytuliłem lekko przyjaciela. Po czym szybko wstałem i spojrzałem na dziewczynę.
---------------------------------------------------------------------------------
Zostawiam ciut napięcia. Ciekawe czy Ash się zgodzi na poszukiwania czy nie :3
Dowiecie się jutro ^^

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 1.4

- Bo mam oczy - oparła beztrosko.
Mało kto się tak odzywał do kogokolwiek z naszej paczki, byliśmy tak zwaną elitą szkolną i nikt nam nie podskakiwał, nawet starsze roczniki.
Rori spojrzał wściekle na Aliessę, poczułem, że atmosfera się zagęszcza. Spojrzałem na dziewczynę, była inna niż w sali, zastanawiałem się w co ona gra i... jak weszła w mój umysł, coś zaczęło mi tu śmierdzieć.
Zapadła cisza, Rori i Ras patrzyli wrogo na Aliessę, wtedy zadzwonił dzwonek. Stwierdziłem, że dziękuję za to bogu, pierwszy raz cieszyłem się, że zadzwonił dzwonek.
Aliessa pierwsza wyszła, w zasadzie to nawet wybiegła, spojrzałem na przyjaciół, Rori pokręcił ręką przy skroni na znak iż dziewczyna jest zdrowo jebnięta. Uśmiechnąłem się jedynie do niego.
Wyszliśmy spokojnie, wiedzieliśmy, że na kolejną lekcje nie ma co się spieszyć, bo po co?
Znów usiadłem obok dziewczyny, która tym razem bardzo dziwnie mi się przyglądała. Ignorowałem ją, ale kiedy Royugi powiedział, że mam już luźną lekcje i zostawia nas w spokoju, zaczęło mnie to irytować. Nie potrafił,em się niczym zająć. W końcu nie wytrzymałem i usiadłem bokiem na krześle.
- Słuchaj, jeśli nie przestaniesz się na mnie lampić to nie wiem co ci zrobię. - powiedziałem już, że tak powiem lekko zdenerwowany.
- A co ja takiego zrobiłam? - zapytała niewinnie i uśmiechnęła się.
- Gapisz się, a to doprowadza mnie do szału! - powiedziałem ciut głośniej i para siedząca przed nami zaczęła się nam przyglądać.
Schyliłem się, aby ciut zniknąć pod ławką i pociągnąłem za sobą dziewczynę, która zachichotała jak mała dziewczynka. Zirytowało mnie to.
- A co? Nie wolno? - zapytała prowokacyjnie. - Chcesz poznać sekrety? - zapytała znienacka.
- Co? Jakie sekrety? - zapytałem ciut spokojniej, gdyż zmiana tematu zawsze tak na mnie działała.
- No, tego miasta - odparła uśmiechając się podejrzanie.
- Co? - zaśmiałem się głośno, gdyż te słowa po prostu były śmieszne - To miasto nie ma tajemnic, sekretów ni nic, to po prostu tak zwane zadupie które jest po prostu koszmarne - ponownie parsknąłem śmiechem.
- Nie prawda - zmarszczyła brwi.
Odwróciła się i zaczęła grzebać w torbie. Wyjęła jakąś naprawdę starą książkę, która chyba od lat nie była używana. Zaciekawiony zerknąłem na okładkę. Jedynie wzory, nic po za tym. Ale te wzory były dziwne, zwłaszcza ten w centrum okładki... po chwili do mnie doszło, że to symbol miasta.
Aliessa otworzyła księgę ( prędzej tak to można nazwać... ) i otworzyła na około setnej stronie pokazując mi nagłówek.
"Zabójstwa w Austech" był to wycinek gazety. Bardzo starej z resztą. Zerknąłem na dalszą treść, ale dziewczyna zasłoniła mi ręką . Spojrzałem na nią z wyrzutem.
- Nie tu! - warknęła.
- A co to za różnica?
- Sraka! - odparła tak jakbym popełniał najgorszy grzech. - W tym śmiesznym pokoju w którym byliśmy na przerwie. Dopiero wtedy wam pokażę - położyła nacisk na słowo "wam".
Chciała nam to pokazać? Ale do czego są jej potrzebni także moi przyjaciele. To nie miało sensu.
Lekcja trwała nieprzerwanie. Miałem wrażenie jakby czas celowo się zatrzymał i kazał siedzieć w tej okrutnej niepewności.

-------------------------------------------------------------------------------------
Od teraz zacznie się drugi rozdział. Pierwszy zakończył się tak specjalnie, aby było coś w stylu niedosytu :3
Drugi rozdział będzie miał albo 2.3 lub 2.4 wpisy. Jeszcze nie wiem... może będzie miał nawet 2.5? Zobaczymy ^^