Rozdział 1

Kolejny poranek... jak zwykle już spóźniony, zacząłem się powoli szykować. Nie spieszyło mi się. W zasadzie zajęcia z rozumienia sztuki mogłem sobie darować, to przecież nie mój kierunek i chodzę tam dorywczo...
Ubrałem pierwsze leprze ciuchy wyjęte z szafy i zszedłem do kuchni. Wielka i jak zwykle o tej porze pusta...
Spojrzałem na zegarek. Westchnąłem. Zostało mi nie całe dwadzieścia minut. Tyle zajmowało mi dojście do Kinghorn. Nie oszukujmy się. Mieszkam dość daleko. Obrzeża miasta jest zarezerwowana dla bogatszej jej części. Mój ojciec jest dość wysoko położonym bankowym, mama kiedyś też była, teraz już nie żyje i mieszkam tylko z ojcem... cóż... bywa. W każdym bądź razie, nie zarabia mało i dlatego tu mieszkam... co wcale mnie nie cieszy... tak samo jak uczęszczanie do prywatnego liceum.
Zebrałem się powoli. Jakoś nie interesowało mnie to, że znów się spóźnię. Oceny dobre miałem więc miałem na to wyjebane. Jak to zwykle ja, ledwie skubłem to co ojciec mi na talerzu zostawił. Jedyne co zawsze znikało to kawa. Dziś nie było inaczej. Ta monotonia dawała mi we znaki. Chciałem czegoś nowego, ale na takim zadupiu jak Austech trudno było o rozrywkę... nie licząc wesołego miasteczka, które przyjeżdżało tylko na tydzień co około sześć miesięcy...
Gdy wyszedłem ujrzałem szarugę... niebo spowiły setki chmur. Była to nowość. Deszcz padał u nas jedynie w jesień. Ewentualnie czasem w zimie ( zamiast śniegu...  z niewiadomych powodów, pada około tydzień śnieg i potem się topi... cała zima... ).
Westchnąłem i skierowałem się powoli w stronę szkoły. Zaczęło lać jak z cebra. Narzuciłem kaptur i przyspieszyłem kroku, aby nie zmoknąć za bardzo. Gdy byłem pod budynkiem, akurat zadzwonił dzwonek, chyba na przerwę. Wbiegłem po schodach korytarza, nie spóźniłem się... tym razem...
Stanąłem pod salą i wytrzepałem włosy. Rozejrzałem się szybko by sprawdzić, czy Rassell lub Rori nie kręcą się w okolicy. Jak zwykle siedzieli pewnie pod naszym ulubionym miejscem.
Czekałem więc, aż łaskawie przyjdą pod salę, jak zwykle stało się to po dzwonku.
Schodzili ze schodów z lewej strony korytarza, jak zawsze wygłupiając się tak, że wyglądali na debili, lub gorzej. Rozbawiło mnie to, koniec końców, też tak wyglądam kiedy z nimi łażę.
Kiedy Ras mnie zobaczył od razu rozpromienił się jeszcze bardziej ( Jakby ktoś si nie domyślał ta reakcja wynika z jego orientacji. Chyba nie trzeba tłumaczyć... ).
- Ash! - Wrzasnął uradowany.
Rori również mi się uśmiechnął i skinął mi głową. Podeszli niespiesznie.
- Pan idealny nie zjawił się na pierwszej lekcji? Zastanawiające.- zaśmiał się nieco ochryple Rori.
Jak to on. Mówił ochrypłym głosem. Nigdy nie powiedział czemu. Ale to do niego pasowało. Pirsing to chyba jego drugie imię. Już nawet nie wiem ile on tam tych kolczyków na twarzy ma. Do tego jego styl ubioru i chodzenia... wszystko idealnie skomponowane, a głos tylko utwierdza, że taki ma być.
- Nie jestem idealny. - uśmiechnąłem się na znak, że zrozumiałem aluzję.
-To... dlaczego Cię nie było? - dopytywał Ras.
- Coś ty taki ciekawski? - uśmiechnąłem się.
Cały on.. bez pytania nawet trzydziestu minut nie wysiedzi. W zasadzie można, rzec, że to do niego pasuje. Tak samo jak czerwone włosy i luźno nałożona czapka. Dodajemy luźne bluzy i obcisłe spodnie i cały on... no i ten jego dość śmieszny piskliwy głosik. Jak na złość jemu, mutacja trwa jakby nieco dłużej, albo taki ma być? W zasadzie pasuje mu to. Tak samo wszystkie moje cechy odpowiadają mojemu bytowi...
Ciemnowłosy chłopak o jasnej cerze, niebieskich oczach i ciemnym stylu. Cały ja. Nic dodać nic ująć.
McCoin, podbiegła gubiąc kilka kartek po drodze. Jak zwykle spóźniona... nie było dnia, aby przyszła na czas. Tak to bywa z niektórymi nauczycielami.
Usiadłem w przedostatniej ławce, za mną siadł Rori i z nim Rassell.
Jestem jedyną osobą, która siedziała sama.  Tak to bywa w nieparzystej klasie.
McCoin przygotowywała się do lekcji, ja zaś zająłem się gryzmoleniem w zeszycie. Nie interesowała mnie Biologia. I tak miałem  bardzo dobre z niej, więc miałem to wszystko gdzieś, w końcu za miesiąc koniec szkoły. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do sali. Było to dość zastanawiające, ponieważ, wszyscy byli obecni...
- Aliessa! - uśmiechnęła się Coin - Jednak dotarłaś - spojrzała na nas - To Aliessa, jest nową uczennicą, będzie z wami  klasie jeszcze przez dwa lata, więc przyjmijcie ją ciepło. - spojrzała na nową. Ponieważ było dość ciemno ( tsa... nie dość, że jest na co dzień ciemnawo, teraz są chmury i jeszcze Coin zasłoniła rolety... ciemnica jak nie wiem...  ) nie potrafiłem określić jej wyglądu. Dojrzałem tylko, że jest niska i ubrana na biało, ubrana były tak jasne, że bilo od nich bielą... - Ali, usiądź... - rozejrzała się. Jej spojrzenie padło na miejsce obok mnie - obok Ash'a - uśmiechnęła się i poprawiła o wiele za duże okulary...- Ash, nie masz nic przeciwko?
- Skądże znowu - uśmiechnąłem się sztucznie.
Miałem Bardzo dobre tylko dlatego, że Coin mnie lubiła ( no... oceny też nie są aż tak złe... ), nie było co psuć sobie tego.
Aliessa usiadła obok mnie. Zerknąłem skrycie na nić. Niska, dość blada dziewczyna. O ile dobrze widzę, ma rude włosy. Biały strój w ogóle nie pasuje do bladej cery i gęstych lokowanych, rudych włosów. Jednak nie wtrąciłem ani słowa na ten temat. W końcu to nie moja sprawa... każdy ma swój styl.
Spojrzała na mnie po czym szybko odwróciła wzrok, ale udało mi się dokładnie jej przyjrzeć. Jasno niebieskie oczy, drobny nos. Cera niemal nieskazitelna. Twarz miała proporcjonalną, idealnie kontrastująca do siebie. Gdyby nie ubiór, była by piękna ( choć i tak jest wspaniałej urody. ). Pierwszy raz widzę niebieskooką dziewczyną o rudych włosach.
Zaintrygowała mnie. Z niewiadomych powodów, chciałem się czegoś o niej dowiedzieć, może poznać ją?
Zdziwił mnie fakt, że nie widziałem jej formularza w stercie papierów, które wczoraj dostałem, zazwyczaj dostaję takie rzeczy z wyprzedzeniem co najmniej tygodniowym...
Wpatrywała się w plan wycieczki, który bazgrała Coin. Wyjeżdżaliśmy za tydzień ( czyli już w przyszłym miesiącu... ) na tydzień... Coin starała się znaleźć coś z dala od Austech... znalazła jedynie mały ośrodek osadzony na granicy Austech a Wofkloy.
Wszystko inne było zajęte. Zaciekawiło mnie, czy nowa także się wybiera...
Coin zapisała wszystkie nazwiska, osób, które jadą... było tam jedno którego nie znam... od razu skojarzyłem je z nią... nawet pasowało. Aliessa Mystère. Chyba francuskie... oznaczało Tajemnica... Ciekawy byłem czy pasuje to do samej niej. W zasadzie z wyglądu była dość tajemnicza... bóg sam jeden wie czemu skrywa się pod włosami.
Polubiłem ją... nawet jeśli jej nie znałem... piękna dziewczyna, który się ukrywała... albo się zakochałem, albo to miało oznaczać kłopoty... to się okaże...
Dlaczego mi się przyglądasz?
Sparaliżowało mnie... to ona, czy mam omamy słuchowe?
Osłupiały patrzyłem się na dziewczynę.
Dlaczego?
Podsunęła mi kartkę, najwidoczniej nie chciała przeszkadzać innym. Przez chwilę nie wiedziałem jak się zachować. Co mam jej odpowiedzieć? Więc zacząłem nieco inaczej. Napisałem:
Ja: Jak to robisz?
Ona: Co?
Ja: Mówisz do mnie w myślach.
Ona: Nie twoja sprawa.

Ja: Siedziałaś mi w głowie więc jest to moja sprawa!!
W tym momencie się nieco zdenerwowałem i mocniej przycisnąłem ołówek, prze co ostatnia kropka wykrzyknika była nieco rozmazana i zrobiła dziurę w kartce...
Ona: W każdym bądź razie teraz ci nie powiem. 
Zastanowiłem się, czemu to zakreśliła. Teraz? Czyli co? Kiedyś mi powie? O co jej chodzi!? To chyba oznacza, że będę miał kłopoty. Mam przynajmniej takie uczucie.
Ja: Czemu?
Ona: Bo nie. Dlaczego mi się przyglądasz? Coś jest ze mną nie tak?
Ja: Z wyglądu? Nie, po prostu jesteś ładna i z resztą chciałem cię po prostu zobaczyć dokładnie. Ogółem? Tak coś jest z Tobą nie tak, normalni ludzie nie gadają to kogoś po przez myśli.
Ona: Ty też jesteś ładny. Z Tobą też jest coś nie tak.
Zamurowało mnie. Co? Co ze mną nie tak? jestem normalnym nastolatkiem chodzącym do normalnej szkoły prywatnej. Co więc ze mną nie tak? To ma powiązanie z moim ubiorem? Co jest ze mną nie tak!!??
Ja: A mianowicie co?? Co jest ze mną nie tak?
Ona: Jesteś inny. Nie zauważyłeś tego?
Zbliżyła się i szepnęła:
- Ja to wiem i ty niedługo sam się o tym przekonasz. - Jej głos i słowa krążyły mi w głowie. Siedziały i zakłócały normalny tok myślenia. Zaszokowały mnie...
- O czym ty mówisz? - szepnąłem.
- Zobaczysz... - uśmiechnęła  się.
Starałem się przeanalizować całą rozmowę. Nie widziałem w niej sensu. Nie rozumiałem o co chodzi tej dziewczynie. Jej nazwisko miało z nią dużo wspólnego... i z tą rozmową też...
McCoin skończyła ględzić i wypełniała papiery a nam dała spokój. Nie odwracałem się do Rori'ego i Rassell'a. Oni byli pochłonięci swoją rozmową. Mieli wspólne zainteresowania więc czemu się dziwić?
Ja zacząłem coś rysować. Sam nie wiem co. Kiedy zaczął pokazywać mi się wyraźniejszy kształt stwierdziłem, że rysuję coś w podobie jakiegoś starożytnego wojownika czy coś...
Nawet mi się spodobało... jakaś odmiana... ni kot ni inne zwierzę... wreszcie człowiek...
Zadzwonił dzwonek. Zwinąłem się i szybko wyszedłem z klasy.
 Poczekałem chwilę na Rassell'a i Rori'ego po czym skierowaliśmy się na koniec korytarza.
Była tam sala która była od dawana zamknięta, tylko ja miałem klucze. Uwielbialiśmy tam siedzieć. Nawet ją dostosowaliśmy do swoich potrzeb.
Dość mała sala z zapleczem. Dawno temu wyrzuciliśmy tablicę i krzesła.. i ławki. Rori skombinował z domu starą kanapę, ja jakiś fotel, i nawet TV. Rassell załatwił nam mini lodówkę i tak to sobie wyglądało. na zapleczu mieliśmy półki i pełno starych ćwiczeń. Stamtąd braliśmy zadania domowe aby nie mieć jedynek za ich brak. Takie sobie małe oszustwo.
Przerwa trwa dwadzieścia minut, najkrótsza... jakoś trzeba rekompensować półtora godzinne lekcje...
Rassell walnął plecak pod stolik ( dobra... cztery ławki zostawiliśmy i zrobiliśmy stolik.).
- Weź i mi - odezwał się gdy Rori otworzył mini lodówkę. wyjął od razy trzy puszki z Colą.
Rzucił i mi i Ras'owi. Usiadłem rozwalając się na kanapie a Rori usiadł se wygodnie na parapecie.
- Co myślisz o nowej? - zapytał Ras.
- Jest dziwna - nie miałem zamiaru im mówić jak bardzo...
- Czemu tak uważasz? - zdziwił się Rori i wziął porządny haust coli.
- Bo... - nie dokończyłem ponieważ ktoś zapukał do drzwi. To było dość mało prawdopodobne, rzadko kiedy ktoś do nas puka.
Ponieważ byłem najbliżej podszedłem i je otworzyłem. W drzwiach stała Aliessa, uśmiechnęła się do mnie i zerknęła mi przez ramię.
- O rany! Ale tu fajnie! Mogę wejść? - jej głos w pełnej tonacji był całkiem miły i przyjemny dla ucha, zaskoczyła mnie ta zmiana u mnie.
- Może wejść? - krzyknąłem do chłopaków.
- Może - odezwał się chrypliwie Rori, jednak było słychać, że mówi to miłym głosem...
Puściłem Aliessę rozglądała się. Przyglądała się naszym rysunkom z lekcji, jakimś plakatom które tu se poprzyklejaliśmy i nawet starym planom lekcji.
- Często tu bywacie?
- Całe przerwy - odpowiedział dość obojętnie Ras.
Nie przepadał za dziewczynami. Zwłaszcza jeśli kręciły się koło mnie. Aliessa usiadła na kanapie i przyjrzała się Rassell'owi. Powolnym krokiem poszedłem i usiadłem z powrotem na kanapie.
Wziąłem łyka coli, Ali dalej gapiła się na Ras'a co chyba zaczynało go trochę denerwować. Koniec końców chyba już nie wytrzymał.
- Co się tak gapisz? - zapytał oschle
- Bo mam oczy - oparła beztrosko.
Mało kto się tak odzywał do kogokolwiek z naszej paczki, byliśmy tak zwaną elitą szkolną i nikt nam nie podskakiwał, nawet starsze roczniki.
Rori spojrzał wściekle na Aliessę, poczułem, że atmosfera się zagęszcza. Spojrzałem na dziewczynę, była inna niż w sali, zastanawiałem się w co ona gra i... jak weszła w mój umysł, coś zaczęło mi tu śmierdzieć.
Zapadła cisza, Rori i Ras patrzyli wrogo na Aliessę, wtedy zadzwonił dzwonek. Stwierdziłem, że dziękuję za to bogu, pierwszy raz cieszyłem się, że zadzwonił dzwonek.
Aliessa pierwsza wyszła, w zasadzie to nawet wybiegła, spojrzałem na przyjaciół, Rori pokręcił ręką przy skroni na znak iż dziewczyna jest zdrowo jebnięta. Uśmiechnąłem się jedynie do niego.
Wyszliśmy spokojnie, wiedzieliśmy, że na kolejną lekcje nie ma co się spieszyć, bo po co?
Znów usiadłem obok dziewczyny, która tym razem bardzo dziwnie mi się przyglądała. Ignorowałem ją, ale kiedy Royugi powiedział, że mam już luźną lekcje i zostawia nas w spokoju, zaczęło mnie to irytować. Nie potrafił,em się niczym zająć. W końcu nie wytrzymałem i usiadłem bokiem na krześle.
- Słuchaj, jeśli nie przestaniesz się na mnie lampić to nie wiem co ci zrobię. - powiedziałem już, że tak powiem lekko zdenerwowany.
- A co ja takiego zrobiłam? - zapytała niewinnie i uśmiechnęła się.
- Gapisz się, a to doprowadza mnie do szału! - powiedziałem ciut głośniej i para siedząca przed nami zaczęła się nam przyglądać.
Schyliłem się, aby ciut zniknąć pod ławką i pociągnąłem za sobą dziewczynę, która zachichotała jak mała dziewczynka. Zirytowało mnie to.
- A co? Nie wolno? - zapytała prowokacyjnie. - Chcesz poznać sekrety? - zapytała znienacka.
- Co? Jakie sekrety? - zapytałem ciut spokojniej, gdyż zmiana tematu zawsze tak na mnie działała.
- No, tego miasta - odparła uśmiechając się podejrzanie.
- Co? - zaśmiałem się głośno, gdyż te słowa po prostu były śmieszne - To miasto nie ma tajemnic, sekretów ni nic, to po prostu tak zwane zadupie które jest po prostu koszmarne - ponownie parsknąłem śmiechem.
- Nie prawda - zmarszczyła brwi.
Odwróciła się i zaczęła grzebać w torbie. Wyjęła jakąś naprawdę starą książkę, która chyba od lat nie była używana. Zaciekawiony zerknąłem na okładkę. Jedynie wzory, nic po za tym. Ale te wzory były dziwne, zwłaszcza ten w centrum okładki... po chwili do mnie doszło, że to symbol miasta.
Aliessa otworzyła księgę ( prędzej tak to można nazwać... ) i otworzyła na około setnej stronie pokazując mi nagłówek.
"Zabójstwa w Austech" był to wycinek gazety. Bardzo starej z resztą. Zerknąłem na dalszą treść, ale dziewczyna zasłoniła mi ręką . Spojrzałem na nią z wyrzutem.
- Nie tu! - warknęła.
- A co to za różnica?
- Sraka! - odparła tak jakbym popełniał najgorszy grzech. - W tym śmiesznym pokoju w którym byliśmy na przerwie. Dopiero wtedy wam pokażę - położyła nacisk na słowo "wam".
Chciała nam to pokazać? Ale do czego są jej potrzebni także moi przyjaciele. To nie miało sensu.
Lekcja trwała nieprzerwanie. Miałem wrażenie jakby czas celowo się zatrzymał i kazał siedzieć w tej okrutnej niepewności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz