Rozdział 3

Czas mijał okrutnie powoli. Codziennie razem ze Spectrą chodziłem odwiedzać Rori'ego.
Spectra stała się moją przyjaciółką, a Aliessa... nie pojawiła się w szkole od dnia w którym pierwszy raz przyszła. Spectra nie mogła się do niej dodzwonić. Nikt nie wiedział gdzie jest. Nawet zacząłem się martwić.
- Gdzie ona jest? - pytałem Spectrę po raz kolejny. Staliśmy pod salą. Minął prawie tydzień. - Jutro wyjazd, pojawi się?
- Nie mam pojęcia! - była chyba już ciut zirytowana.
Rozumiałem ją. Niemal codziennie pytam ją o to samo. I jak do idiota nie potrafiłem sobie tego zakodować! Aliessa była bardzo dziwna, wydawałoby się, że przykleiła się do naszej paczki, a teraz nagle zniknęła? To nie było normalne.
Rassell podszedł do nas. Spectra przytuliła go na powitanie. Zawiązała się między nimi jako taka więź, Spectra już wiedziała o upodobaniach Ras'a, dlatego też bardziej przykleiła się do mnie. Denerwujący jest ten fakt, ale kto by tam na to patrzył?
To miałabyś dziś jedyna lekcja. Mieliśmy omówić ostatnie kwestie dotyczące wyjazdu. Spectrze udało się jakoś wcisnąć na listę. Nie było całej klasy. Nie każdy przecież chce jechać. McCoin jak zwykle spóźniona znów biegnąc truchtem gubiła kartki.
Codzienność... całe Astech, nie liczę ostatnich zdarzeń. Aliessa, Spectra i ten wypadek Rori'ego. Na co dzień tak nie jest... ale nic poza tym się nie zmieniło, na całe szczęście.
Usiedliśmy gdzie chcieliśmy i jak chcieliśmy. Coin rozdała nam kartki z listą potrzebnych nam rzeczy na wyjazd. Nikt się nie spodziewał, że lista będzie zawierała ponad dwadzieścia punktów. W zasadzie większość, rzeczy była wręcz oczywista. Rzecz też jest jasna, że oprócz tego w mojej walizce znajdzie się jeszcze kilka nadprogramowych rzeczy, u wielu innych zapewne tak samo.
Tak zawsze wyglądały wyjazdy. McCoin dała nam również karteczki z dokładną godziną, datą i miejscem spotkania. Napisała też o której wyjeżdżamy i ilu nas konkretnie będzie.
Drobniejszym drukiem było też hasło wi-fi ośrodka, w którym mamy się zatrzymać. Dobrze już nas znała.
Znów zaczęła gadać o tym jak powinniśmy się zachowywać i nie chce aby było tak jak w zeszłym półroczu, że musiała wzywać rodziców bo się upili lub naćpali...
W zasadzie każdy wzruszył ramionami dając jej znak, że tak to już bywa. Westchnęła tylko ciężko i przeszła do takowych atrakcji jakie nas tam czekają. Nie chciało mi się tego słuchać.
- Zanudza co nie? - szepnąłem Spectrze do ucha. Uśmiechnęła się.
- Bez przesady - odszepnęła. - Bynajmniej jest miła. - uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Kiedy zadzwonił dzwonek Coin jeszcze zakreśliła, że na spóźnialskich czekamy jedynie pięć minut i, że liczy na obecność każdego, kto się zapisał. Wszyscy krzyknęli jednogłośnie, że będą, ale wiadomo. Ktoś zaśpi lub jednak mu się odechce. Bywa.
Wyszliśmy z budynku. Rassell się z nami pożegnał nawet nie w połowie drogi, bo przecież musiał szybko wrócić do domu. A ja ze Spectrą szliśmy powoli w swoje okolice.
- Myślisz, że będzie? - przerwałem ciszę.
- Nie wiem... - westchnęła.
- Szkoda, że nie wiemy gdzie mieszka. - odparłem ponuro. Na prawdę zastanawiałem się, gdzie ta dziewczyna się zmyła.
- Kiedyś mi chyba wspominała... ale już nie pamiętam...
- Każdemu się zdarza - wzruszyłem ramionami. - Wpadniesz do mnie, czy masz zamiar od razu się pakować?
- Wież. - pomyślała chwilę. - Najpierw się spakuję, a potem wpadnę.
Stanęliśmy przed moim blokiem. Dziewczyna mnie przytuliła, pocałowała w policzek i odbiegła do siebie. Zastanawiało mnie, że od czasu jak tu zamieszkała ani razu nie natknąłem się na jej rodziców. W ogóle z nimi mieszkała? Na dzielnicy jest taka jedna, której rodziców w ogóle w domu nie ma bo są na wyjazdówkach, może miała coś podobnego? W końcu kto tam wie? Wszedłem powoli do siebie. Jak zwykle pustka dała się we znaki.
- Muszę sobie załatwić jakiegoś zwierzaka - powiedziałem sam do siebie. - Mam już dość tej pustki.
Poszedłem do siebie, na biurko położyłem listę od Coin i wedle jej widzi mi się, spakowałem potrzebne rzeczy, a potem zacząłem dorzucać coś od siebie. Książki, zeszyty, jakieś ołówki i tym podobne. Wszystko byle by mieć zajęcie na wieczoru, w które zdarzało mi się nie spać.
Gdy stwierdziłem, że mam wszystko postanowiłem wreszcie sprawdzić pocztę. Nie wchodziłem na nią od wypadku Rori'ego. Jak zwykle miałem już pełną skrzynkę. Kilka maili było jak zwykle od tych wszystkich reklam. Usunąłem więc chyba połowę i dopiero zabrałem się za resztę.
Nie było tam nic ciekawego. Przypomnienia od Coin o wyjeździe, pytania reszty uczniów o to czy jadę. Ale dwa maile były dziwne. Nigdy poprzednio nie widziałem tego e-maili. W pierwszym na samym wstępie napisane było iż pisze Aliessa... tylko skąd ona ma mojego e-maila?
W drugim poinformowała mnie iż była chora i będzie dopiero na wyjeździe. Westchnąłem.
Odszedłem od biurka i zamknąłem w końcu walizkę niedbale rzucając ją na podłogę. Nie było tam nic o co mógłbym się martwić. Zszedłem na dół.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Więc na spokojnie do nich podszedłem.
- Hej - odezwała się szybko Spectra i rzuciła mi się na szyję.
Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić zawsze tak robiła. Codziennie przychodziła do mnie rano na śniadanie, potem na obiad i na kolację. Czasem miałem wrażenie jakby się u mnie zadomowiła choć tylko do mnie przychodziła... i siedziała niemal całe dnie. Nic dziwnego, że tak się do niej przyzwyczaiłem.
- Aliessa będzie na wyjeździe. - odezwałem się kiedy mnie puściła.
- Skąd wież? - spojrzała na mnie pytająco.
- Ja tam bym chciał wiedzieć, skąd ona ma mojego e-mila - odezwałem się ironicznie. - Ale napisała mi to.
- Hę. To chyba dobrze? - uśmiechnęła się do mnie.
- Nie wiem czuję, że coś się stanie...
- Nie przesadzaj! - odezwała się beztrosko i rozsiadła się na kanapie.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do kanapy. Zrzuciłem jej nogi i usiadłem. Spojrzała na mnie po czym położyła nogi na moich kolanach jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnąłem się tylko i znów je zrzuciłem.
- Ej! - krzyknęła uśmiechając się po czym usiadła.
Chwilę wpatrywała się we mnie po czym zbliżyła się i przytuliła do mojego boku. Westchnąłem jedynie. Już czasem męczyły mnie te jej zaloty. Co prawda była w sumie w moim type, ale aktualnie nie poszukiwałem nikogo. Zwłaszcza tera gdy Aliessa postanowiła wszcząć to swoje śledztwo.
Ale Spectra chyba tego nie rozumiała, lub nie widziało. Nie umiałem tego określić, w końcu nie umiem czytać w jej myślach, ale była mocno mną zaślepiona. Tak przynajmniej to wyglądało...
Ktoś zapukał do drzwi. Wstałem a dziewczyna jakby jęknęła z niezadowolenia. Nie zważyłem na to.
W drzwiach stał mój ojciec.
- Kluczy zapomniałeś czy jak?
- No właśnie tak się spieszyłem, że ich zapomniałem. - rzucił na bok torby. - Witaj Spectro - odezwał się gdy tylko ją ujrzał.
- To może ja już pójdę... - odezwała się niemrawo i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
- Nie zostaniesz na kolacji? - zapytał zaskoczony.
Uśmiechnęła się tylko i z powrotem usiadła na kanapie, ja dołączyłem do niej po zamknięciu drzwi.
Ojciec zniknął w kuchni. Spectra znów się do mnie przytuliła. Westchnąłem.
- Musisz?
- Tak - uśmiechnęła się  beztrosko.
Siedzieliśmy tak do czasu gdy ojciec nie przyszedł z kolacją. Jak zwykle wypytywał o to jak w szkole. Opowiedzieliśmy o jutrzejszej wycieczce. Ojciec spojrzał na mnie znacząco, dawał mi do zrozumienia, że nie chce mieć telefonu, że coś tam zbroiłem. I tak by się nie dowiedział, ale postanowiłem mu powiedzieć, że nie ma o co się martwić. Kiedy Spectra wyszła jak zwykle zapytał czy na pewno nic mnie z nią nie łączy. Tak jakby zależało mu na tym, aby coś między nami było.
Z westchnięciem poszedłem do siebie. Chciałem aby ta noc już minęła. Gdy się położyłem od razu zasnąłem i nim się obejrzałem musiałem już wstawać. Byłem już nawet lekko spóźniony. Gdyby nie Spectra nie pojechałbym.
- Dzięki za niezłą pobudkę - mówiłem ziewając po drodze na dworzec.
- Nie ma za co - również ziewnęła.- Dlaczego Coin wybrała piąta nad ranem? - marudziła
- Mnie się pytasz? - ponownie ziewnąłem.
Doszliśmy na dworzec. Wszyscy już byli na miejscu, a jednak nadal nie było Aliessy. Rozglądaliśmy się i wtedy coś mnie szturchnęło od tyłu.
- Hejka! - odezwała się uśmiechnięta od ucha do ucha Ali.
- Już myślałam, że cię nie będzie! - przytuliły się do siebie a ja wzniosłem oczy do nieba.
- Czy każde dziewczyny się tak witają? - zapytałem sam siebie z rezygnacją.
- Nie mam pojęcia - odezwał się Rassell z za moich pleców. - Takie już są - wzruszył ramionami.
- Wsiadamy! - wrzasnęła Coin i każdy zaczął wsiadać.
Usiedliśmy na samym końcu w czteroosobowym końcu. Początek podróży chyba każdy przespał. Nie wiem... ja bynajmniej zasnąłem...
Obudziłem się kiedy autokar zahamował gwałtownie. Zarzuciło wszystkimi gwałtownie do przodu. Zrobił się harmider, każdy się skarżył na to nie planowane hamowanie. Nikomu się ono nie spodobało... zapewne dlatego, że jeszcze wielu chciało sobie pospać. Po takiej pobudce chyba każdy zrezygnował z drzemki.
Lekko zdenerwowany zdarzeniem podparłem głowę na ręce, którą położyłem na oparciu. Wyjrzałem przez okno. Pogoda nam nawet dopisywała. Było po prostu ciemno, nie było deszczowych chmur.
O tyle dobrze, każdy chyba to zauważył i albo mi się wydawało, albo nawet każdy był nieco rozpromieniony.
Spectra i Aliessa gawędziły o czymś. Jak dobrze zauważyłem ukradkiem Rassell nawet nie przejął się takowym gwałtownym hamowaniem. Spał se w najlepsze. Zazdrościłem mu.
Spectra co chwila zerkała na mnie z szerokim uśmieszkiem. Troszkę mnie denerwowała... jednak nie tak bardzo jak Aliessa... patrzyła się na mnie praktycznie cały czas i irytowała tym.
Westchnąłem i ponownie wyjrzałem przez okno. Chmury zaczęły jakby znikać? Oznaczało to jedynie tyle iż zbliżamy się do granicy Austech...do Wofkloy.
Ośrodka nie było jeszcze widać, to wiadome, ale miałem przeczucie, że niedługo się ukarze. Niebo zaczęło robić się coraz jaśniejsze. Nie wiedziałem czy mam się cieszyć, czy może zacząć ignorować szczegóły. To drugie bardziej by mi się przydało.
Zawsze oceniałem sytuację po szczegółach. Z jednej strony to dobrze, ale nie patrzyłem na całokształt, a on chyba jest najważniejszy...
Krajobraz Leśno-Wiejski zaczął znikać. Pojawiało się więcej domków itp. Czyli byliśmy blisko Wofkloy.
Rassell powoli się przeciągnął i ziewnął oglądając się dookoła. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby nie pamiętał gdzie jest ani co się dzieje. Gdy zobaczył mnie i okolice za oknem uśmiechnął się lekko.
- Dojeżdżamy co nie? - zapytał spoglądając na mnie.
- Tak, chyba tak.
- Uwaga! - wrzasnęła najgłośniej jak mogła McCoin. - Dojeżdżamy do Ośrodka Ocelot!
- Ocelot? - spojrzała na McCoin zaskoczona Aliessa.
- Tak... ulubieńcem właściciela tego ośrodka jest dziki kot rasy Ocelot. - uśmiechnęła się Spectra.
- Było na stronie ośrodka wy historii założyciela - odparł bezceremonialnie Ras. - Też to czytałem.
Wzruszyłem ramionami. Jakoś mnie to nie interesowało... równie dobrze dla mnie ośrodek mógłby się nazywać Pod Dębem i, i tak by mnie to nie ruszyło.
Zaczęliśmy wjeżdżać w małą leśną drużkę odjeżdżając od miasteczka. Ścieszka była chyba rzadko używana, rzucało nami na boki. Miałem wrażenie jakbym był na, co najmniej w źle skonstruowanym rollercoasterze. W końcu zaczęliśmy hamować przy całkiem ładnym drewnianym ośrodku. Był nawet duży.
Powoli wysiedliśmy z autokaru. Wedle życzenia Coin nikt się nie przepychał  i wszyscy spokojnie i grzecznie wysiedli i stanęli przed ośrodkiem. Policzyła nas ponownie po czym weszliśmy do budynku. W korytarzu stał starszy mężczyzna. Przy prawej nodze stał kot... był dość spory sięgał mu kolana... stwierdziłem iż to maskotka ośrodka. Sławny Ocelot.
Uśmiechnął się gdy nas ujrzał. Wyjął z szuflady kilka kluczy i stanął przed nami.
- Dobierzcie się w pary trzy osobowe. Mieszane lub nie... ja na to nie patrzę - wzruszył ramionami.
- Nie mieszane. - dała ostry nacisk na słowa Coin,
Oczywiste ja i Ras byliśmy w parze tak samo zrobiły dziewczyny. Starszy mężczyzna rozdał nam od niechcenia klucze. Dla nas nie starczyło.
- Chyba śpicie na korytarzu zaśmiał się. - Chyba, że wasza ładniutka nauczycielka pozwoli wam być razem w ostatnim wolnym pokoju - pomachał nam przed nosem kluczem.
- Dobrze. - Westchnęła Coin. - Tylko bez wygłupów! Nie chcę mieć później problemów!
Mężczyzna rzuciła mi klucze. W sumie ledwie je złapałem. Spojrzałem na numerek. Ciekawe, że nasz pokój miał numer... zero...
- Wasz pokój jest na poddaszu. - odezwał się mężczyzna po czym zniknął w jednym z pokoi. Niepewnie poszliśmy na górę. Na poddaszu był jeden jedyny pokój... zero.
Włożyłem klucz do dziurki i niepewnie go przekręciłem. Drzwi zaskrzypiały a naszym oczom ukazały się dwa łóżka dwuosobowe, dwa fotele spory stolik i dwie duże szafy. Nie liczyłem już małych komódek po obu stronach łóżka i okno na środku ściany pokoju.
- Wręcz cudownie... - mruknąłem. - Zamawiam jedno z łóżek.
- To ja biorę fotel - uśmiechnął się Ras. Często jak u mnie nocował spał właśnie na fotelu u mnie w pokoju lub w pokoju gościnnym. Ponoć u siebie też tak sypiał, więc dla niego to raczej nowość nie była.
Dziewczyny jedynie wzruszyły ramionami i wskoczyły razem na jedno łóżko. Chichotały przy tym.
Uśmiechnąłem się przelotnie po czym zamknąłem drzwi na klucz. Nie lubiłem jak ktoś wchodził bez zapowiedzi, a to często się zdarzało. Przekonałem się o tym pół roku temu na wyjeździe.
Usiadłem na łóżko i rzuciłem pod nie walizkę rozkładając się wygodnie.
- Tylko nie zaśnij! - zaśmiał się Ras który już się wygodnie ułożył na fotelu. - Ale dacie mi jakąś kołdrę co?
Uśmiechnąłem się i rzuciłem mu jedną z kołder z łóżka. Trafiłem w głowę i wszyscy zaśmiali się.
- Ej... - zaczęła Ali. - O której będzie śniadanie? Jest dopiero ósma!
- Co? - krzyknęliśmy zgodnie.
Jakoś nikt nie sprawdzał która godzina. Wszyscy raczej byli przejęci wyjazdem i nie sprawdzali która godzina... ktoś próbował do nas wejść gdy mu się to nie udało zapukał.
Poszedłem dość wolno. W drzwiach stał Clay, zastępca gospodarza naszej klasy.
- Coin powiedziała, że za pięć minut mamy być na dole na śniadaniu - uśmiechnął się gdy ujrzał nasz pokój. - Fajnie tu macie.. - zbliżył się ciut i szepnął - Co ty na t, aby zrobić pierwszego dnia taką małą drobną imprezę? Coin ma pokój w oddzielnym domku - uśmiechnął się.
- A wież, że to niezły pomysł - uśmiechnąłem się do reszty.
Każdy wiedział co jest grane. Wszyscy się uśmiechnęli. Zebraliśmy się razem z Clay'em i poszliśmy na dół. Na stołówkę prowadził korytarz, który prowadził do drugiej części domku. Dalej zauważyłem, że jest duża sala. Miałem tycią nadzieje, że zrobią choć jedną imprezę.
Został tylko jeden stół, przy którym siedziała jakaś dziewczyna. Była chyba z naszej klasy. Też była nowa. Clay westchnął ciężko.
- Tylko nie ona...
- Znasz ją?
- Jest z nami w klasie od pół roku... przeniosła się z klasy C. Siedzi ze mną w ławce... powiedzmy, że jest mocno wybuchowa... - powiedział dość.. dziwnie. Miałem przeczucie, że może być wesoło.
- Serio? - zapytała z niedowierzaniem Spectra - Wydaje się fajna!
Uśmiechnęła się i podeszła szybciej do stolika. Usiadła koło niej. Obok Spectry rzecz jasna siadła Aliessa. Ja postanowiłem już usiąść koło blondynki niż koło Ali. Ras usiadł obok mnie i pośrodku na przeciwko blondynki zasiadł Clay.
- Cześć Taiga... - odezwał się niepewnie.
Dziewczyna spojrzała na niego zielonymi oczami. Prawie tak samo dużymi jak ma Spectra. Uśmiechnęła się jakby, ale szybko przybrała kamienny wyraz twarzy.
- Cześć Clay - odezwała się, według mnie ma dziwny akcent... - A wy to kto? - spojrzała na nas. najdłużej patrzyła na mnie. Jej wyraz się nieco zmienił... znałem już to... Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę.
- Jestem Ash - odezwałem się... a raczej mruknąłem. - To Rassell - pokazałem na kumpla siedzącego obok mnie. - To Aliessa - nie wiem czemu ale powiedziałem jej imię z naciskiem jakbym już ostrzegał Taigę, że z nią coś nie tak. - A to Spectra - odezwałem się miękko i uśmiechnąłem się pod stołem. Miałem do niej słabość to fakt.
Najbardziej pociągały mnie te jej cudne fioletowe oczy! Takie duże i niesamowite!Ah! Głupek! Przestań tak myśleć... przecież nie powinienem myśleć o żadnej... Rori, mój najlepszy kumpel jest w szpitalu a mi się zachciało romansów? Idiota ze mnie i tyle.
Śniadanie przeszło jakoś w milczeniu. Nikt nie rozmawiał. Cisza mnie trochę denerwowała. Kiedy już skończyliśmy wszyscy poszliśmy do siebie. Takie miałem wrażenie.. nie zauważyłem, że Taiga idzie za nami, ujrzałem ją dopiero gdy miałem zamiar zamknąć drzwi.
- Coś chcesz? - zapytałem uśmiechając się i oparłem się o framugę drzwi.
- Poznać cię - odezwała się nieśmiało i spuściła głos.
- Może kiedy indziej... muszę się wypakować.
- Em.. okej - uśmiechnęła się i odeszła w pośpiechu zarumieniona.
Westchnąłem i szedłem do pokoju. Wyciągnąłem torbę spod łóżka i poukładałem rzeczy jak mi się tam zachciało... czyli ni jak... ciuchy rzuciłem do szafy. Książki schowałem do komody, tableta położyłem pod poduszkę... i jakoś to było. Westchnąłem i padłem na łóżko.
- Obudźcie mnie za godzinę.
Nie słuchałem tego co oni tam mówili, zamknąłem oczy, włożyłem słuchawki do uszy i przysnąłem. Postanowiłem kontynuować drzemkę którą przerwano mi w autokarze.
Nie wiem ile minęło, ale  poczułem mocne szturchanie, ktoś chyba też skakał po łóżku. Otworzyłem powoli oczy. Spectra skakała wesoło po lewej stronie łóżka a Ras szturchał mnie co chwila w ramię.
- No wreszcie! Godzina minęła - pokazał mi ekran telefonu.
- Plus Coin każe wszystkim zejść na dół - odezwał się spokojnie Clay, który stał oparty o framugę w drzwiach. Ciekaw jestem jak otworzyli drzwi skoro klucze jak mi się kojarzyło miałem w kieszeni. - Wstawaj - Wziął z podłogi poduszkę  rzucił ją we mnie. Rozejrzałem się.
- Co tu się kurwa stało! - zapytałem widząc wszędzie puch i rozwalone ubrania, poduszki...
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Patrząc na nich sam nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy może płakać. Wyglądali jak... jak czworo idiotów, aż sam zacząłem się śmiać.
- Ale tak na serio... co mnie ominęło?
- Walka na poduszki! - wykrzyknęła radośnie Spectra i skoczyła na łóżku po czym opadła i leżała koło mnie. Westchnąłem.
- Jak małe dzieci - pokręciłem lekko głową.
- A ty jesteś za sztywny! - uśmiechnęła się zadziornie.
- Tylko c się wydaje - odezwał się spokojnie Rassell. - To pozory, dla nauczycieli... dorosłych i ojca...
- Aby mi ufali - uśmiechnąłem się.
- Ciekawe - odparła Aliessa. - Ty Clay też tak robisz?
- No pewnie, jak inaczej byłbym zastępcą gospodarza w klasie? Jakby Coin mi nie ufała to by na to nie pozwoliła - uśmiechnął się i usiadł na jednym z foteli.
- A ty przypadkiem nie wspominałeś, że Coin chce abyśmy zeszli? - zapytała unosząc brew Spectra
- No wspominałem. - odezwał się lekko. - Ale nie chce mi się iść - mrugnął do niej.
- Nie no... trzeba iść. - Rassell wstał i wyszedł z pokoju.
Za nim w podskokach jak idiotka wyszła Aliessa. Clay wstał ociężale i spojrzał na mnie. Czekał, aż wstanę. Westchnąłem ciężko po czym zszedłem z łóżka i poczłapałem się do wyjścia. Za mną szła Spectra. Clay zamknął za nami drzwi i rzucił mi kluczyk po czym pobiegł szybciej na dół. Zatrzymałem się.
Spectra zatrzymała się obok mnie i przyglądała mi z uniesionymi brwiami.
Uśmiechnąłem się. Dziewczyna zmarszczyła lekko nos. Słodko wyglądała. Rozejrzałem się. Było pusto. Wróciłem się szybko do pokoju. Spojrzałem na nią czekając czy pójdzie za mną, czy pójdzie na dół. Stała chwilę po czym weszła za mną do pokoju. Uśmiechnąłem się znów.
Usiadłem na łóżku. Spectra stała w drzwiach przyglądając mi się uważnie.
- Będziesz tam tak stać?
- No... my... musimy iść na dół - odparła niepewna. Uśmiechnąłem się i gestem nakazałem, aby usiadła koło mnie. - Ash, musimy iść! - starała się być stanowcza choć wiem, że w głębi nie miała ochoty iść.
- Co ci szkodzi chwila?
Westchnęła i usiadła obok, widziałem jak lekko się uśmiecha i rumieni. Spojrzała na mnie. Nigdy nie potrafiłem oprzeć się tym oczom. Przepiękne! Położyłem jej dłoń na policzku i uśmiechnąłem się do niej lekko. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. Była zakłopotana. Zbliżyłem się do niej lekko. Otworzyła ciut szerzej oczy. Zastanawiało mnie co teraz myśli, mogła myśleć wiele, taka sytuacja...
Zbliżyłem się jeszcze bardziej i lekko musnąłem jej usta. Dziewczyna jakby lekko podskoczyła z wrażenia. Uśmiechnąłem się po czym lekko ją pocałowałem. Odsunęła się lekko. Spojrzałem na nią niewinnie. Była bardzo zaskoczona i bardzo zarumieniona. Uśmiechnąłem się po czym stałem i podszedłem do drzwi.
Spojrzałem na skołowaną dziewczynę. Przyglądała się mi.
- Co... co to oznacza? - zapytała niepewnie i powoli wstała.
- Powiem ci wieczorem - odparłem tajemniczo i uśmiechnąłem się.
Dziewczyna wyszła oglądając się co chwila na mnie. Powoli zeszliśmy na dół.
Wszyscy stali czekając na nas. Coin była chyba zdenerwowana, a ja byłem raczej z siebie zadowolony.  Bo kto by mi zabronił? Nikt. Z resztą jak nie wtedy to i tak bym to wkrótce zrobił.
- Witam spóźnialskich! - odezwała się sucho McCoin.
- Przepraszamy. Specrta czegoś zapomniała - zwaliłem na nią... ale oczywiście ugryzłem się w język, mogłem powiedzieć, że ja ale Spectra jakoś nie była urażona pociągnęła pałeczkę.
- Tak... szukaliśmy trochę, a okazało się, że cały czas mam to przy sobie - poklepała prawą kieszeń spodni.
- Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
- Obiecujemy - powiedzieliśmy razem uśmiechnąłem się do niej.
Coin powiedziała, że idziemy do Wesołego Miasteczka w Wofkloy. Wszyscy wrzasnęli radośnie. Każdy lubił chodzić do takich miejsca, a w Wofkloy mieli najlepszy jaki był w tym stanie Arizona.
Wsiedliśmy znów do autokaru, na te samie miejsca. Clay i Taiga siedzieli przed nami. Taiga się co chwila odwracała. Uśmiechnąłem się do niej, odwzajemniła to lekkim skromnym uśmiechem.
Nim się obejrzeliśmy byliśmy już przed bramami. Przywitał nas pisk ludzi którzy akurat zjeżdżali z najwyższego toru rollercoaster'owego.
Wesołe Miasteczko Wofkloy było tu cały czas, ale otwierane było tylko w sezonach wyjazdowych. Wofkloy nie było często odwiedzane, ale jak już to zawsze można było to miło wspominać. Nie dość tego, że mają ciekawe atrakcje to do tego dochodzi bardzo ciekawa historia i krajobraz niemal nie naruszony przez ludzi.
Wofkloy niby było dużym miastem, a jednak nie można było się tu natknąć na ogromne strzeliste budynki czy coś co mogłoby choć odrobinę zaszkodzić naturze. Czyste i nie skażone. Nie to co Austech... paskudne i zanieczyszczające. Nasza fabryka co rok wylewa tony zanieczyszczeń do pobliskiej rzeki... nikt się tym nie przejmuje.
Weszliśmy grzecznie tak jak prosiła Coin, jednak gdy tylko przekroczyliśmy progi bram od razu rozproszyliśmy się i potworzyliśmy max sześcioosobowe grupy. Ja, Ras, Ali, Clay, Taiga i Spectra tworzyliśmy jedną grupę. Zdziwiło mnie, że to Taiga zaciągnęła do nas Clay'a... z tego co wiem to do niej nie podobne. Ustaliliśmy, że razem pójdziemy na rollercoaster'a.
Wagonik miał sześć siedzeń. W sam raz abyśmy jechali tylko my, w grupie.
Stanęliśmy w dość małej kolejce pełni niecierpliwości. Od dawna marzyłem, aby przejechać się tym potworem. Szliśmy na największy i zarazem najszybszy tor jaki mieli. Dreszczyk emocji był nie mały. Tylko Aliessa była bardzo spokojna i chyba nawet się nie cieszyła. Do prawdy... pierwszy raz mam styczność z taką osobą. W końcu nadeszła nasza kolej, usiadłem w pierwszych siedzeniach. Rassell chciał usiąść koło mnie, ale Spectra szybko i sprawnie wśliznęła się i usiadła koło mnie.
Ras westchnął z lekkim niezadowoleniem i usiadł na końcu obok niego równie naburmuszona usiadła Aliessa. Taiga i Clay usiedli za mną i Spectrą.
Kolejka powoli ruszyła. Początek jak zwykle spokojny, wjeżdżaliśmy powoli na jedno z wzniesień. Gdy byliśmy na szczycie kolejka kilka razy bujnęła się to w przód to w tył po czym gwałtownie zjechała na dół. Wszyscy wrzasnęliśmy radośnie. Gdy byliśmy blisko dołu zacząłem się z nie wiadomych powodów śmiać. Często mi się to zdarzało. Razem ze mną chichotała Spectra.
Kolejka co chwila wjeżdżała w górę i z zawrotną prędkością zjeżdżała w dół powodując śmieszne motylki w brzuchu. Wydawało mi się, że trwa to sekundy, a jednak gdy w końcu stanęliśmy okazało się, że minęło pół godziny. Byłem w szoku a jednak ciekawsze było to, że nie potrafiłem porządnie utrzymać równowagi.
- Było ekstra! - wrzasnął radośnie Clay i zaczął skakać jak szalony.
Uśmiechnąłem się po czym postanowiliśmy pójść do gabinetu strachu, zobaczyć jak udało im się go tym razem urządzić. Gdy ostatnio tu byłem duchy to były szmatki przywiązane na sznurek a pająki były z gumy. Prędzej był to gabinet śmiechu niż strachu. Powoli przeszliśmy próg. Z pozoru nie było strasznie chyba, że ktoś panicznie bał się ciemności. Usłyszeliśmy coś w stylu niby diabolicznego śmiechu. A jednak zabrzmiało to jak... jak zdychająca żaba. Wybuchliśmy śmiechem. Co można było innego zrobić? To było prze komiczne.
- Co to miało być? - mówiła ze łzami w oczach na wpół zgięta Aliessa. Wreszcie widziałem normalne zachowanie. A jednak i to mnie dziwiło...
- Nie mam pojęcia - mówiłem próbując się uspokoić.
Gdy w końcu udało nam się przestać śmiać poszliśmy dalej. Usłyszeliśmy buczenie. Pewnie miała to być imitacja wycia ducha. Tym razem jednak lepiej im wyszły. Wyglądały bardziej jak duchy, a jednak nadal nie były straszne. Zwykłe szmaty.
Gdy byliśmy już przy wyjściu ujrzeliśmy światło od otwartych drzwi. Już mieliśmy wychodzić gdy drzwi nagle się zamknęły. Dookoła nie wiadomo skąd jakby wyrosły lustra. Otoczyły nas i zaczęły tworzyć coś w stylu tuneli. Mieliśmy do wyboru trzy przejścia.
- Chyba musimy się rozdzielić - powiedziałem niepewnie.
- Pojebało Cię!? - wrzasnął Ras. - To najgorsze co możemy teraz zrobić!
- A co niby według ciebie mamy zrobić? Tak będzie najszybciej - mówiła spokojnie Spectra. - Ash ma racje, musimy się rozdzielić. Podzielmy się na trzy grupy mieszane. Ja pójdę z Ash'em! - powiedziała szybko ostatnie słowa.
- Idziesz ze mną Taiga? - zapytał niepewnie Rassell. Chyba miał dość towarzystwa Aliessy
Dziewczyna spojrzała na Clay'a który tylko ją zachęcił do tego, aby poszła z Ras'em. Kiwnęła niepewnie o podeszła bliżej niego. Była chyba ciut wystraszona. Nie umiem tego określić.
Aliessa i Clay poszli w lewo, Ras i Taiga w prawo a ja i Spectra postanowiliśmy pójść na wprost.
Miałem nadzieję, że to dobry pomysł.
-Szliśmy między lustrami. Już po chwili się pogubiłem. Lustra odbijały wszystko i nie mogłem się zorientować skąd przyszliśmy.
- To jest pojebane - walnąłem w jedno z luster.
- Uspokój się! - po głosie Spectry doszło do mnie, że jest wystraszona.
Odwróciłem się do niej. Stała lekko podkulona z mętnym wzrokiem wpatrzonym we mnie. Podszedłem do niej i objąłem ją lekko. Była bardzo spięta, ale gdy tak chwile postaliśmy rozluźniła się. Oparła mi głowę na ramieniu. Spojrzałem na nią.
- Musimy stąd wyjść...
- Tylko jak?
Zerknąłem w górę. Na nasze nieszczęście lustra sięgały sufitu. Niestety były też nie do zbicia, specjalnie były zrobione grubiej, aby łatwo się nie -stłukły. To wyglądało jak pułapka! Nie można było znaleźć wyjścia, a powrót do punktu wyjścia... dosłownie niemożliwy! Można się dwoić i troić ale to nic nie da. Siedzimy tu jak mysz pod miotłą gdy się chowa. Tyko, że ona chce wyjść jedynie do punktu wyjścia - do nory - my raczej wolimy wyjść. Tylko jak?
 - Ryzyk fizyk - odezwałem się niepewnie.
Podszedłem do lustra i jeździłem po nim dłonią chodząc w koło do czasu gdy nie trafiłem na wylot.
- Więc pójdziemy tędy - skwitowałem.
Nie czekając na odpowiedź dziewczyny złapałem jej dłoń i poszliśmy jedyną drogą jaką udało się znaleźć.
W pewnym momencie usłyszałem krzyk. Spectra podskoczyła i wtuliła się we mnie.
- Co to było? - zapytała drżącym głosem.
- A skąd u licha mogę wiedzieć? - zamyśliłem się chwilę... - Choć brzmi jak Aliessa...
Te słowa chyba przeraziły ją jeszcze bardziej.
Szliśmy dalej bo mimo iż mogła to być ona to co moglibyśmy zrobić? Nic. Przecież nawet nie wiemy gdzie jest i czy to na pewno ona.
Korytarz luster chyba nie miał końca. Miałem wrażenie, że idziemy wieczność! Plus to dziwne uczucie, że jestem obserwowany. Nie dawało mi to spokoju. Czułem się osaczony, i to nie tylko przez to, że Spectra dosłownie się przykleiła. Miałem wrażenie jakby miliony oczu było skierowane właśnie teraz na mnie.
- Też masz to uczucie? - zapytałem niepewnie.
- Jakie? - zerknęła na mnie.
- Że ktoś cię obserwuje...
Rozejrzała się dookoła. Jakby głupio wierzyła, że znajdzie kamerę lub coś w tym stylu. Spojrzała w ziemię. Zaciekawiony również zerknąłem. Dopiero teraz ujrzałem okrągłe szklane wizjery a w około co drugiej widziałem kamerę.
 - Co to kurwa jest? - zapytałem i pochyliłem się nad wizjerem.
-  Nie mam bladego pojęcia - stuknęła w szybkę - Ale faktycznie... ktoś nas obserwuje. - uśmiechnęła się do mnie - Masz świetne wyczucie.
- E... dzięki? - nie byłem pewien czy mam się cieszyć?
Z lewej strony szklana ściana rozstąpiła się i ukazała nam mały ciemny pokój. Staliśmy w miejscu. Usłyszałem czyjś śmiech.
- Boicie się? - odezwał się głos z pokoju.
- Nie, a co? - odezwałem się luźno. Ustałem też tak, aby dać temu większe wrażenie. - Raczej mnie to irytuje... - Siana się zamknęła. Spojrzałem na Spectrę, a ona na mnie. - Kurwa co to miało być?!
- Nie wiem... Ash... ja chcę stąd wyjść! - wrzasnęła i zaczęła na chama szukać wyjścia.
Biegła korytarzem. Biegłem za nią, nie zatrzymywałem jej. Nie czułem takiej potrzeby w końcu trafimy na ślepy zaułek i się uspokoi. Jednak to co zobaczyłem było szokujące. Nie wiem jakim cudem labirynt z luster przeniósł się w las, ale cieszyłem się, że jesteśmy na świeżym powietrzy. Spectra spojrzała w górę wzięła głęboki wdech i padła na trawę uśmiechając się szeroko. Po chwili dołączył do na Rassell, ale bez Aliessy.
- Gdzie Ali? - zapytałem lekko zaniepokojony.
- Ta stuknięta dziewczyna weszła do tej pieprzonej lustrzanej ściany! - wrzasnął wyraźnie zdenerwowany.
- Że niby kuźwa co? - odezwał się zdezorientowany Clay.
Stał oparty o wyjście labiryntu z podartą koszulą. Dyszał ciężko i miał kilka ran. Dopiero teraz gdy na niego spojrzałem zauważyłem, że są cztery wyjścia. Usłyszeliśmy krzyk a po chwili jak ze zjeżdżalni wypadła Taiga i Aliessa. Przeturlały się po trawie i zatrzymały o mało nie wpadając na leżącą Spectrę.
- A ty jak tam się znalazłaś? - zapytałem Taigę i pomogłem obu dziewczynom wstać.
- W naszym korytarzyku zrobiło się ciemno. Mnie coś wciągnęło pod ziemię... a.. - zerknęła na Clay'a - Clay! - podbiegła do niego i przytuliła go mocno. - Nic ci nie jest?!
- Taiga puść! To boli!
Zaczęli się tam szturchać tarmosić i krzyczeć na siebie. Zerknąłem chwilę na nim po czym spojrzałem na Aliessę, dziewczyna miała poranione dłonie.
- A ty? Ras mówi, że wbiegłaś w tą ścianę.
- Bo wbiegłam... nie sądziłam, że jest obrotowa i że mnie przeniesie - oglądała swoje dłonie jak zahipnotyzowana. Jakby nie było nic innego - Głupie pręty- mruknęła do siebie.
- Pręty? - zapytałem przyglądając się jej dłoniom.
Były nie tyle co poranione a mocno poparzone. Ciekawe tylko jak ona sobie to zrobiła. I ciekawe jak to jest, że tylko w tunelu którym szedłem razem ze Spectrą nie było żadnych niebezpieczeństw? Tyle pyta, a na żadne nie było odpowiedzi. Nie zostało nic innego jak dać sobie z nimi spokój.
- Taa - odezwała się Aliessa, wtedy przypomniała mi, że to ona mi wszystko ładnie powie. - Jak wpadłam przez te ściankę to tam co chwile po drodze były albo jakieś żyłki, albo pod nogi wyskakiwały jakieś patyki... jak się przewróciłam nie wiem skąd na ziemi wzięły się wręcz wrzące pręty - zacisnęła zęby jakby przypomniawszy sobie ból z tamtego momentu.
- Ras, a tobie nic nie jest? - zwróciłem się do przyjaciela.
Obejrzał się dokładnie. Chyba sobie żartował bo nawet widać gołym okiem było, że jest cały.
- Nie... wszystko ok... a co tobie Clay? Wyglądasz jakby cię co najmniej kosiarka przejechała! - Ras zerknął na poturbowanego kolegę.
- Nie... kosiarką byłoby lepiej... mnie jakieś zwierze zaatakowało. To był dosłownie moment. Nawet nie wiem co to było za zwierze. - z jęknięciem usiadł na trawie.
Rozglądałem się po okolicy. Nie mogłem się zorientować w jakim my miejscu jesteśmy. Przypominało to las... tylko jaki? Gdzie? Nie mogliśmy się ruszyć Clay wyglądał co najmniej jak zmordowany ciężką pracą... nie licząc już ran. Usiadłem koło Spectry.
- Kurwa... - warknąłem. - I co teraz? - zapytałem zerkając na resztę.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Westchnąłem. Czułem się... taki bezradny... nie znosiłem tego uczucia... to takie podłe. Chciałbym móc coś zrobić... tylko co.
- Wież co Ash? - zapytała niepewnie Spectra. - Może... mam tak jakby pomysł...
- Jaki? - zapytała Taiga.
Była bardzo przejęta tym wszystkim, opatrywała Clay'a.
- Bardzo proste... Taiga... rób co robisz... Ash.... chodź...
Wstała a ja wstałem za nią. Nie zdradzała planu, ale modliłem się aby był dobry. Weszliśmy w las. Spectra rozglądała się uważnie, zerknęła na podłamaną gałąź, korę...
- Mógłbyś to wyłamać? - zerknęła na mnie.
- Ale po co? - byłem kompletnie zaskoczony.
- Pomoże nam to w przetransportowaniu Clay'a. Nam nic nie jest... tylko on jest poturbowany...
Wzruszyłem ramionami. Nie rozumiałem po co jej to, ale wykonałem jej prośbę.
Uśmiechnęła się i zerwała po drodze jeszcze kilka młodych gałązek wierzby.
- Clay - zapytała gdy wyszliśmy z głębi lasu - Która to noga mocno cię boli.
- Skąd wież...? - był lekko zaskoczony - Lewa.
Spectra podwinęła mu nogawkę i przyjrzała się fioletowawej i opuchniętej nodze.
- Niezłe złamanie - mruknęła i zdjęła z siebie bluzę, zabrała ode mnie korę, obwiązała ją młodymi gałązkami wierzby po czym rozerwała bluzę i owiązała nią dodatkowo. - Powinno być lepiej - uśmiechnęła się i gestem wskazała mi abym pomógł mu wstać.
- Skąd wiedziałaś, że ma złamaną nogę? - zapytał zaskoczony Ras.
- Po tym jak chodzi - wstała i zerknęła na niego z uśmiechem - Było na jakieś tam lekcji - odparła beztrosko.
Podała Clay'owi gałąź którą mógł się podeprzeć. Oprócz tego Rassell go asekurował.
Szliśmy przez las. Jak dobrze wyczytałem z mchu szliśmy na północ. Miałem nadzieję, że coś znajdziemy, że stąd wyjdziemy. Słońce powoli zaczęło zachodzić. Ponieważ było dobrze widoczne stwierdziłem, że jesteśmy albo w Wofkloy, albo dalej... druga opcja bardzo mi się nie podobała.
Zacząłem słyszeć muzykę. Czyżby to z wesołego miasteczka? Modliłem się aby tak... oznaczałoby to, że jesteśmy dostatecznie blisko, aby przestać się martwić.
Powoli zaczęliśmy dostrzegać rysy wesołego miasteczka. Wszyscy uśmiechnęli się.
Nie mogliśmy przyspieszyć, Clay nie mógł przecież zostać w tyłu. To byłoby bardzo nie fajne. Nikt by przecież nie chciał zostać z tyłu.
Kiedy wyszliśmy na parking wszyscy westchnęli z ulgą. Nie potrafię określić jak cieszę się, że widzę ten głupi autokar. Bardziej jednak cieszą mnie otwarte drzwi i pustki.
Wsiedliśmy powoli, aby odpocząć, każdy był zmęczony. Najbardziej chyba Clay, który mimo iż się nie skarżył to wyglądał najgorzej z nas wszystkich.
Po jakiejś godzinie do autokaru zaczęła wsiadać reszta klasy. Nauczycielka zerknęła na nas zaskoczona, Clay specjalnie siedział tak aby był ledwie widoczny.
Autokar ruszył. Jechałem wpatrzony w ulicę i w las... w cieniach miałem wrażenie, że dostrzegam oczy... ale za każdym razem jak mrugnąłem znikały i na nowo się pojawiały.
Spojrzałem na wprost. Droga wydawała się nie mieć końca. Wpatrywałem się tak chwilę i mnie zmorzyło. W końcu po prostu zasnąłem.
Obudziłem się w pustym autokarze... a raczej tak mi się wydawało. Siedziałem w tym samym miejscu, na jakieś pięć kroków przede mną było coś widać, ale dalej... było ciemno.
Rozejrzałem się uważniej... nic... czerń.
Wstałem i zacząłem iść w stronę ciemności. Kiedy chciałem postawić nogę na czarnym polu okazało się, że nic tam nie ma i gdyby nie to, że szedłem powoli i spokojnie, wpadłbym w czerń.
Stwierdziłem, że to znowu musi być sen. Bo co innego? Przecież nie prawda. Zastanawiałem się tylko co się stanie. Nie mogłem przecież non stop tak siedzieć. Chodziłem dookoła patrząc czy czerń się nie zwęża lub powiększa. Jedyne co zauważyłem to czerwona kropla spływająca ze ścianki za krzesłem na którym siedziałem. Podszedłem i przetarłem placem smugę. Na placu przypominało to krew. Zerknąłem w górę aby stwierdzić skąd jest takowa smuga. Było ich tam więcej... wypływały z ciemności. Było ich jeszcze więcej. Odszedłem jeden krok, mając nadzieję, że ujrzę skąd jest źródło, okazało się że to był okropny pomysł, krew zaczęła płynąć strugami, po czym spłynęła potężna fala która zepchnęła mnie ze skrawka autokaru w ciemność......
Obudziłem się gwałtownie z ulgą stwierdzając, że był to zwykły sen... znaczy... nie można go nazwać zwykłym normalnym snem. To było jakiś koszmar... Spectra zerknęła na mnie zaniepokojona.
- Co jest?
- N-Nic... - odgarnąłem włosy do tyłu. - Miałem koszmar...
Rozejrzała się czy wszyscy śpią. Nie spała tylko McCoin, ale na nią nie zwracała uwagi. Przytuliła mnie lekko szepcząc "oj biedaku". Objąłem ją lekko.
Jechaliśmy tak kawałek, ale jak tylko ktoś się zaczął budzić usiedliśmy prosto. To takie szczeniackie chowanie się, fakt... ale jakoś nie miałem ochoty aby ktoś wiedział...
Dojeżdżaliśmy do ośrodka. Wszyscy padnięci wyszliśmy się z autokaru.
Coin zauważyła, że Clay kuśtyka i ma prowizoryczną szynę na nodze. Od razu zabrała go do lekarza aby mu założyli gips czy coś.
Wszyscy powoli zaczęli wchodzić po schodach, jedni szybko kierowali się do siebie, my musieliśmy iść na samą górę. Taiga szła za nami, czuła się nie komfortowo bez Clay'a... była wystraszona.
Zaprosiliśmy ją do nas, do czasu gdy Clay nie wróci.
- Padam z nóg! - odparł Rassell opadając na fotel. - Mam dość!
- Nie ty jeden! - Ali poszła w jego ślady, tylko że opadła na łóżko.
Wszyscy padliśmy. Spectra padła koło mnie, a Taiga dość agresywnie usiadła na fotelu. Wszyscy zerknęli na nią zaskoczeni. Dziewczyna zarumieniła się i schowała nos w golf.
Sam już nie wiedziałem jak to będzie. Zaczęło mi się wydawać, że ten wyjazd będzie fajny tylko dla osób, którzy nie będą w naszym towarzystwie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz