czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdiał 4.4

  Aleissa zaczynała powoli wszystkich denerwować. Rozumiem ich, mnie też wkurza. Jakby nie mogła zająć się sobą tylko usilnie stara się zwrócić na siebie naszą uwagę.
- Dobra... zamierzamy tak łazić bez celu czy może coś nie wiem... zwiedzimy, porobimy? - zaczął marudzić Ras.
 -Jak tak bardzo ci się nudzi to sam coś wymysł, a nie nas pytasz - mruknąłem kręcąc głową. Czasem mnie wkurzał.
Rassellwwestchnął i zaczął się rozglądać. Przestałem zwracać uwagę na wszystkich, odciąłem się od świata realnego aby pomyśleć o ostatnich wydarzeniach. Wiem, że robię to co pięć sekund, ale nie mogę w tym wszystkim znaleźć spójności. To nie ma sensu. Gdyby nie ta ruda idiota. Gdyby się nie pojawiła w naszym życiu... wszystko byłoby dobrze. Tak myślę. Byłoby jak dawniej. Ma to swoje minusy, ale plusy także i mam wrażenie że przeważają. Ale... po chwili zastanowienia... już sam nie wiem. Czemu to wszystko jest takie zagmatwane...? Czemu to nas spotyka?
 -ASH!! -ktoś wrzasnął mi do ucha i dopiero wtedy odzyskałem kontakt ze światem. - Co się z tobą dzieje? - Spectra pokręciła głową i poszła przodem.
 Reszta przyglądała mi się chwile. Nic nie rozumiem. Coś mnie ominęło? Najwidoczniej tak... ciekawe tylko co.
- Ras pytał czy zgadzasz się abyśmy poszli do jakiejś kawiarni bo wieje tu nudą. - olśniła mnie po chwili Spectra.
- Okey -mruknąłem
 Blondynka się rozpogodziła i poszliśmy w kierunku kawiarni którą widzieliśmy po drodze. Westchnąłem. Jak to jest, że tak łatwo trace kontakt z rzeczywistością? Muszę coś z tym zrobić. Chociaż postarać się wrócić do normalności. Inaczej wszyscy pomyślą że zwariowałem. Sam zaczynam w to powoli wierzyć... te sny.. i w ogóle... to wykracza po za normę. Potarłem lekko dłonią nadgarstek. Wolę nie myśleć jak to możliwe, że ta kreatura ze snu mnie zraniła. Szedłem na końcu grupy, choć nie do końca... za mną wlokła się Aliessa. Warknąłem pod nosem. Wszystko to jej wina. Stanąłem i odwróciłem się do niej
 - Weź się odczep - mruknąłem i spojrzałem jej prosto w oczy.
 - Nie -szepnęła. Nie patrzyła mi w oczy. Wzrok miała wbity w ziemię.
 - Może nie wyraziłem się jasno, masz się od nas odczepić, jasne!? - nie wytrzymałem. Czy do niej nic nie dociera?
 - Nie... - powtórzyła ciut głośniej i nieco podniosła wzrok.
 - No to inaczej - wycedziłem. Sam nie wiem czemu, ale byłem cholernie wściekły. - Spierdalaj!
  - Ash - ktoś złapał mnie za ramię.
 Odwróciłem się gwałtownie... i jakoś złagodniałem widząc Taigę. Westchnąłem. Nie wiem co mnie napadło. Muszę się uspokoić... ale to nie takie proste. Świadomość iż ona za nami idzie doprowadzała mnie do białej gorączki. Miałem ochotę aby zniknęła... nie... miałam ochotę ją zabić. To przez nią to wszystko. Tak byłoby łatwiej. Głupi... mogłem się w to nie wplątywać. To wszystko śmierdziało już wtedy gdy zaczęła gadać te głupoty. Czas zmądrzeć.
 Szliśmy do kawiarni. Dopiero gdy wchodzilismy zorientowałem się, że Aliessy nie ma. Odetchnąłem z ulgą. Choć ten problem mam z głowy. Choć tyle. Usiedliśmy przy pustym stoliku. Rozejrzałem się. Całkiem tu przytulnie. Ściany koloru ciepłego pamarańczu, kilka stolików. Ogólnie wydalony się, że jest ciasno, ale to dzięki temu jest tu przytul nie. Lubię małe ciepłe pomieszczenia. Dlatego nie lubię swojego domu. Nie lidze swojego pokoju, który specjalnie urządziłem tak, że wydaje się mały.
 Kelnerka podeszła do nas i zebrała zamówienia. Wiedzieliśmy w jakiejś nieprzyjemnej ciszy. Fakt, lubię ciszę, ale tylko w pewnych sytuacjach, lub jak pragnę spokoju, aktualnie nie miałem ochoty na ciszę. Po krótkiej chwili postanowiłem się odezwać. W końcu ktoś musi.
 - Co później robimy...? - rzuciłem od nie chcę nią. Tylko to mi przyszło do głowy.
 - Patrząc na to która godzina - Ras wskazał zegar na ścianie za mną. - Zapewne będziemy wracać do ośrodka - jęknął jakby i lekko walnął głową w stół. - Boże ja chcę do domu!
 - Uspokój sieę Rasselku - uśmiechnęła się Spectra. - Jeszcze tylko... - zamyśliła się. - Jeszcze tylko pięć dni! Przecież już to przerabialiśmy - zaśmiała się.
 - No właśnie, przy śniadaniu - skinął głową Clay. - Masz skleroze, czy co? - uśmiechnął się.
 - Nie, nie zapomniałem... po prostu chcę już do domu... nie podoba mi się tu. W ogóle - dał ostry nacisk na ostatnie słowa.
 - Nie tylko ty masz dość tego miejsca - przypomniałem mu. - No, ale niestety trzeba wytrzymać. Proste? Proste.
 Wszyscy mi przytaknęli. Ras zrobił naburmuszoną minę i usiadł tak aby niemal do każdego z nas być plecami (kuźwa nie umiałam tego określić inaczej... -dop. autora).
Kelnerka w końcu przyniosła nam nasze zamówienie. Kawa. To chyba to czego było mi trzeba. Upiłem drobnego łyka. Jakoś mi się lepiej zrobiło. Nie wiem czemu, ale na prawdę tego mi było trzeba. Może to przez to, że przypomina mi normalność. Chyba tak. Nie mam innego wytłumaczenia. Wiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając o wszystkim co nam ślina na język przyniesie.
 - Ej, Ash - ktoś mruknąłem za moimi plecami.
 - Ej to mówi ruski gej - uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak moi przyjaciele parskają śmiechem. Takie głupie coś a sprawia tyle radości.
 - Okey... - przeciągnął dziwnie. Wziął krzeswłko z sąsiedniego stolika i dosiadł się do nas. - Trochę nie ładnie jak na gospodarza, ale okey, nie będę się czepiał.
 - Czego chcesz Marsh? - mruknąłem nie przyjaźnie Ras.
 - Ash, ty masz chody u nauczycieli. Pomógłbyś?
Jaasne... pomyślałem. Marshall to klasowy niedojda, nieuk i osiłek bez mózgu jak mi się wydaje. Zakładami, że chodzi mu o kopie naszego ostatniego sprawdzianu, który oblał. Jak go nie poprawi to nie zda. Szczerze to mam to w dupie. Nie mój interes. Koniec końców sam sobie na to za pracował.
 - Sora Marsh - zerknąłem na zegarek. - Ale śpieszy nam się - skłamałem i zerknąłem porozumiewawczo na resztę.
 Wstałem powoli. Reszta poszła moim przykładem i również w stali. Spectra pobiegła do kasy i zapłaciła za wszystkich po czym szybko się ulotniliśmy.
 - Idiota - mruknąłem Ras. - Ciekawe jestem kiedy się nauczy, że mu nie pomożesz.
 - On jest odporny na wiedzę. Mam wrażenie, że nigdy tego nie ogarnie.
 Doszliśmy do miejsca które wybrała Coin aby się zebrać. Oprócz nas była tam tylko ona. Czekała aż w końcu się zbierzemy. Stanęliśmy pod murem. Westchnąłem.
 - Ciągle wzdychasz, co ci? - Clay szturchnął mnie kulą.
 - To wszystko mnie po prostu męczy - wzruszyłem ramionami dając mu znak aby się nie zagłębiał w temat.
 Powoli ludzie zaczęli się zbierać. Wtedy dostrzegłem Aliessę, w trzy osobowej grupce gotów. Dziwnie wśród nich wyglądała. Ona ubrana w jasne kolory, oni na czarno. Dziwnie. Ciekawiło mnie tylko jak to jest, że oni jej nie odtrącają. Ja z nimi nawet słowa zamienić nie mogę, a ona tak po prostu z nimi chodzi, rozmawia. Coś mi tu śmierdzi... tylko co...?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Zastanawiam się czy ktoś tęsknił lub coś. Widzę, że co kilka dni ktoś zaglądał, ale komentarzy jak zwykle brak. Kit w to. Postanowiłem nieco się wziąć za siebie i jakoś... hm... złapać jakiś rytm. Będę się starała raz w tygodniu coś napisać... mam nadzieję, że ci którzy jeszcze mnie czytają, są zadowoleni z mojego postanowienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz